- Miałem co prawda kilka niezłych wyścigów, dobrze wychodziłem spod taśmy, ale sporo zostało jeszcze do poprawienia i nad tym będę się pracował – mówił wicemistrz świata. Mimo długiej absencji pokazał się z dobrej strony i przypomniał wszystkim swoje znane walory tj. szybki start i płynna jazda. – Zawiódł nieco sprzęt, który zdefektował. Na gorąco nie wiem co dokładnie się stało. Zapewne awaria silnika. Poza tym moja jazda nie jest dobra. Zbyt późno podejmuje decyzje na torze. To wszystko da się odczuć i zdaje sobie z tego sprawę. Ale z czasem wszystko ulegnie poprawie. Im więcej będę jeździł tym szybciej moja forma będzie rosła.
Ósemka uciekła
Zgodnie z oczekiwaniami czołówka uciekła. Ale nie robię z tego tragedii. Prawdopodobnie nie dam rady odrobić strat i awansować do czołowej ósemki kwalifikującej start w przyszłym sezonie. Z drugiej strony nie oznacza to wcale, że się poddaje i odpuszczam lekką ręką końcówkę sezonu. Będę usilnie pracował nad brakami o których mówiłem wcześniej i chce pokazać się z jak najlepszej strony, aby zapewnić sobie stałą dziką kartę. Potrzeba mi tylko systematycznej jazdy, a ja lubię często startować. Wtedy szybciej i trafniej podejmuje decyzje na torze. Jestem bardziej zadziorny – tłumaczy Hampel. Kilkakrotnie Polak na dystansie oddawał pole i potracił kilka punktowanych pozycji. Gdyby dowoził do mety wywalczone pozycje po starcie, bez problemu dojechałby do półfinału. – Decyzje zawodnik podejmuje instynktownie. Tu nie ma czasu na myślenie. Ba! Tu w ogóle nie ma czasu! – mówi Hampel. – Poza tym żużlowiec po kontuzji ma w podświadomości, że po powrocie na tor, każdy upadek może mieć groźniejsze konsekwencje - dodaje. Jak ustaliłem w kuluarach dzika karta dla Hampela wcale nie jest przesądzona. Kandydatów na stałe dzikie karty bowiem w tym roku jest nad wyraz sporo. – Bardzo wiele wyjaśni GP Challenge. Przed tym turniejem rozstrzyganie komu przypadnie dzikus, to dosłowne wróżenie z fusów - mówi Andrzej Grodzki. Darcy Ward, Niels Iversen, Martin Vaculik, Andreas Jonsson, Jarek Hampel, Maciej Janowski, Tai Woffinden, czy Grigorij Laguta, to nazwiska które najczęściej przewija sie w kontekście miejsc w przyszłorocznym cyklu. Hampel zdaje sobie sprawę, że sukcesy z minionych lat wcale nie dają mu stuprocentowego mandatu i dlatego mimo wcześniejszych prognoz o nie wyjeżdżaniu na tor w tym sezonie wrócił najszybciej jak mógł i wcale do wyścigów nie podchodzi wakacyjnie. Chce udowodnić, że na miejsce w cyklu zasługuje.
Renowacja w Szwecji
Zgodnie z tym co powiedziałem, potrzebuję jak najwięcej startów, dlatego po turnieju w Malilli zostaje na dłużej w Szwecji. Najpierw udaje się do mojego mechanika, gdzie wyeliminujemy wszelkie usterki i popracujemy nad kondycją silników. Następnie czekają mnie ważne starty ligowe, bo przecież szwedzka Elisterien wkracza w decydującą fazę i chce pomoc chłopakom w zdobyciu mistrzostwa. Moje motocykle nie spisywały się źle, jednak zwłaszcza w początkowej fazie turnieju czułem, że brakuje im mocy. Po starcie wychodziłem na czołowe pozycje, ale rywale siedzieli mi na plecach. Zwyczajnie byli szybsi ode mnie. Wyprzedzali mnie, bo nie mogłem ich zatrzymać. Mój sprzęt nie pozwalał na skuteczną defensywę. Podsumowując mam dwa problemy do rozwiązania. Podrasować sprzęt i przywrócić stary automatyzm na torze – skwitował były mistrz Polski.
Grzegorz Drozd