Nie mogę powiedzieć złego słowa o Orle - rozmowa z Linusem Sundstroemem

Bardzo dobry występ w XVIII Turnieju o Puchar Burmistrza Gminy Rawicz zanotował Linus Sundstroem, który po zawodach w rozmowie ze SportoweFakty.pl podzielił się m.in wrażeniami z jazdy w Polsce.

Krzysztof Handke: Okazałeś się najlepszy w sobotniej rywalizacji i zostawiłeś za swoimi plecami kilku renomowanych polskich żużlowców, więc niewątpliwie masz powody do radości.

Linus Sundstroem: Zgadza się, za nami bardzo dobry turniej, ja jestem szczególnie zadowolony, gdyż udało mi się zwyciężyć. W pierwszym moim biegu zdobyłem jeden punkt, wtedy nie wiedziałem, jak dokładnie dopasować motocykl, bo nawierzchnia była dość wymagająca. Następnie jeździłem ze znacznie lepszym efektem, dobrałem inne przełożenia i wtedy po prostu wychodziłem ze startu, gnałem do przodu i wygrywałem. Odczuwam dużą radość w związku z tą wygraną.

Rawicki owal jest uważany za dość specyficzny i nie każdy potrafi na nim pokazać pełnię posiadanych umiejętności. Otrzymałeś uprzednio jakieś wskazówki od twoich rodaków - Erica Anderssona i Antona Rosena?
-

Mogłem liczyć na podpowiedzi z ich strony przed rozpoczęciem ścigania, ale później każdy już odpowiada za siebie - mamy różne silniki, odmienne pomysły i trzeba jak najszybciej rozszyfrować, jakie ustawienia są właściwe. Potwierdzam, że ten tor jest podchwytliwy, ponadto był nieco wyboisty, a ogólnie bardzo ważną rolę odgrywają starty. Jeśli wyjście spod taśmy jest skuteczne i ma się rywali kilka metrów z tyłu, to znaczniej łatwiej pokonuje się kolejne metry na trasie.
W lipcu zakończyłeś sezon ligowy na polskich torach z Orłem Łódź. Wygląda na to, że wasz cel nie został zrealizowany...

- Jestem naprawdę rozczarowany, że nie udało się znaleźć w fazie play-off. To oznaczało, że bardzo wcześnie straciliśmy szansę na coś więcej niż tylko utrzymanie. Bardzo chciałem znaleźć się w czwórce z moją drużyną, zapewnić emocje i satysfakcję fanom, jednak niestety nie było nam to dane. Daliśmy z siebie wszystko, lecz widocznie nie byliśmy wystarczająco dobrzy na zakwalifikowanie się do rundy finałowej.

Zamierzasz pozostać w Łodzi na następny sezon, czy też będziesz chciał poszukać innego klubu?
-

Obecnie wszystko układa się idealnie z moim pracodawcą. Trzeba niemniej poczekać, zobaczyć co się wydarzy wkrótce, zasięgnąć informacji, kto byłby ewentualnie zainteresowany zatrudnieniem mnie. Nie mogę powiedzieć złego słowa o Orle, tak jak wspomniałem, jestem zadowolony z aktualnej sytuacji, ale czas pokaże, wiążące decyzje na pewno zapadną po zakończeniu zmagań w tym roku.

Gdyby pojawiła się oferta z klubu ekstraligowego, rozważyłbyś taką propozycję? Wydaje się, że nie odstawałbyś znacząco, a nawet mógłbyś sprawić miłą niespodziankę.
-

Mój wybór jest oczywiście uzależniony od zapytań, jakie do mnie trafią. Przyznam, że już przed tymi rozgrywkami dostałem ofertę z Ekstraligi, choć nie uważałem wówczas mojego przejścia do najwyższej klasy rozgrywkowej za właściwy ruch. Dla mnie najistotniejsze są regularne starty, jazda w waszym kraju co niedzielę. Nie ma sensu podpisywanie kontraktu z klubu Ekstraligi, by wystąpić w jednym czy dwóch biegach, a później w ogóle przez pewien czas nie brać udziału w meczach i dostać telefon po czterech tygodniach. Nie o to chodzi. Regularność występów doceniam właśnie w Łodzi i to ma duże znacznie dla nieustannego rozwoju.

Linus Sundstroem wykręcił na pierwszoligowych torach średnią równą 1,727
Linus Sundstroem wykręcił na pierwszoligowych torach średnią równą 1,727

Jesteś bardzo zajętym zawodnikiem, wziąłeś bowiem na swoje barki aż pięć lig. Nie odczuwasz zmęczenia w związku z tym?

- W tym roku czuję, żebym mógłbym jeździć i jeździć, niemal bez przerwy (śmiech). W minionym sezonie we wrześniu nie miałem tylu sił, wszystko powoli dawało się we znaki. Wiem, że jestem cały czas "świeży" i nie miałbym nic przeciwko, jak wszystkie rozgrywki trwałyby do grudnia.

W Anglii reprezentujesz barwy Peterborough Panthers i nie da się ukryć, że również na tamtejszych torach spisujesz się kapitalnie.

- Wszystko jest w porządku, bardzo się cieszę, że moje wyniki są na dobrym poziomie. To mój drugi sezon w Peterborough i nie mogę na nic narzekać. Po tym, jak Kenneth Bjerre złamał nogę, zostałem tymczasowym kapitanem, więc to też o czymś świadczy. Zaufano mi, a ja próbuję się odwdzięczyć i staram się nie zawieść nikogo.

Dość wytarte, ale jednocześnie prawdziwe porzekadło: "Anglia to szkoła żużla" ciągle krąży w środowisku speedwaya. Podzielasz tę opinię?
-

Zdecydowanie tak. Rozpoczynałem moją przygodę z brytyjskim żużlem w Premier League i nabyłem już trochę doświadczenia od tego czasu. Pierwsze kroki tam stawiałem na torze w Rye House, który jest niewielki. Aktualnie zdobywam punkty dla Panter, owal jest trochę większy, ale to, czego nauczyłem się wcześniej, teraz procentuje. Mogę powiedzieć, że z Peterborough wynoszę równie dużo i na pewno jestem lepszym żużlowcem niż wcześniej.

Niezwykle ważna przy takiej ilość spotkań jest logistyka. Ty, jak przypuszczam, masz dograne kwestie związane m.in. z przelotami, mechanikami, motocyklami czy samym pobytem na Wyspach Brytyjskich.

- Od początku, czyli od 2009 roku każdy szczegół odpowiednio funkcjonuje. Nie mam problemów z podróżami i podobnymi sprawami, one zostały wcześniej zaplanowane i teraz nie muszę się o to troszczyć. W Anglii jest pewna rodzina, która mi bardzo pomaga, również w kwestiach sprzętowych, jedna osoba właśnie z tej rodziny pracuje dla mnie jako mechanik. Dlatego też mi pozostaje skupić się tylko na rywalizacji na torze.

Jedyną rysą na twoich tegorocznych rezultatach są Indywidualne Mistrzostwa Szwecji. Uplasowałeś się w nich dopiero na 15. pozycji...
-

To był koszmar. Byłem w Vetlandzie także dzień przed zawodami, ale zarówno wtedy, jak i już w trakcie turnieju nic mi nie wychodziło. Przez te dwa dni spróbowałem czterech różnych silników, a efektu nie było. Nie czułem się wtedy pewnie na torze, szkoda, że to akurat wypadło na imprezę takiej rangi. Jestem niemniej przekonany, że mam większe możliwości i tak odległe miejsce było przypadkiem.

Twoja kariera niewątpliwie zmierza w dobrym kierunku i zaliczasz się do czołówki najlepszych jeźdźców w Szwecji. Masz nadzieję na to, że zostaniesz dostrzeżony i znajdziesz się w składzie reprezentacji na kolejną edycję Drużynowego Pucharu Świata? Jest to realne?

- W tym i poprzednim roku zostałem wyselekcjonowany do dziesiątki, która była brana pod uwagę przy ustalaniu zestawienia. Sztuka dostania się na tak zaszczytny poziom wydaje się być trudniejsza niż w przeszłości, biorąc pod uwagę fakt, że obecnie występuje czterech, a nie pięciu żużlowców. Mimo to będę walczył, robił to, co w mojej mocy i możliwe, że pewnego dnia otworzy się przede mną droga do udziału w tych prestiżowych zawodach.

Kto jest twoim sportowym idolem?
-

(chwila zastanowienia - przyp.red.)... Greg Hancock.

Amerykanin jest powszechnie ceniony, jednak jakie są twoje przemyślenia odnośnie "Herbie" Hancocka?

- Wspólnie jesteśmy częścią Piraterny Motala i zawsze Greg okazuje swą pomoc, kiedy tylko masz jakieś kłopoty. To świetna osoba, dżentelmen w każdym calu i jednocześnie wyśmienity zawodnik. Uśmiech nie schodzi z jego twarzy i ogólnie rzecz biorąc jest bardzo pozytywną postacią.

22-letni Szwed błyszczy w tym sezonie na wszystkich frontach
22-letni Szwed błyszczy w tym sezonie na wszystkich frontach

Źródło artykułu: