Michał Gałęzewski: Feralnym dwumeczem z Betardem Spartą Wrocław Lotos Wybrzeże zakończył sezon. Co się dzieje na torze od tego czasu?
Stanisław Chomski: Jako że mam ważny kontrakt do końca sezonu i w ostatnim czasie w Gdańsku jest ładna pogoda, zajęcia prowadzone są trzy razy w tygodniu. Jeździmy i staramy się wykorzystać czas na pracę z młodzieżą. To jest ten moment, w którym trzeba na to poświęcić czas.
Widać postępy w poczynaniach młodzieży?
- Na oko tak, ale gdy ścigają się z wiatrem, można forować różne opinie. Jak przyjdą zawody, to będzie weryfikacja ich pracy. Na wynik w żużlu wpływa jednak nie tylko poziom techniczny, ale i sprzęt, który ma za zadanie umożliwić rywalizację w odpowiednim zakresie. Tutaj jednak nie mogę narzekać, bo klub był pod tym względem dobrze przygotowany. Ja widzę postępy w jeździe wychowanków klubu, ale nie u każdego idą one tak samo dynamicznie. Dużo zależy od talentu. Nie każdy może być przecież żużlowcem stanowiącym choćby o sile młodzieżówki. Ja się cieszę, że krystalizuje się trzon formacji juniorskiej. Przed chłopakami jednak dużo pracy. W tym celu właśnie po sezonie przeprowadzamy zindywidualizowane zajęcia, aby wyeliminować mankamenty oraz błędy w jeździe. Ważne, aby nie ukorzeniły się złe nawyki tylko takie, które mają wpływ na podniesienie poziomu.
Różni, przede wszystkim młodzi zawodnicy - w tym też i gdańscy juniorzy – często narzekają na gdański tor. Czy na nim da się odpowiednio pracować od podstaw?
- Powinniśmy się cieszyć, że mamy trudny tor. Ja osobiście jestem z tego powodu zadowolony. Przygotowania idą w tym kierunku, aby radzili sobie na jak najcięższej nawierzchni. Tylko wtedy zawodnicy mogą się odnaleźć znakomicie na obcych torach. Mówię tu przede wszystkim o swobodzie jazdy, ale i o innych czynnikach mających wpływ na wynik.
Jest pan zadowolony z postępów młodzieży z minitoru i z tego, że w Gdańsku szkoleni są już najmłodsi?
- Tak, gdyż zadowalająca jest przede wszystkim systematyczność treningów, której te dzieci uczone są już w młodych wieku. Jak już nauczą się one regularności, to procentuje na przyszłość. W najbliższym tygodniu trójka adeptów z miniżużla zacznie treningi na dużym torze, jak tylko pogoda na to pozwoli. Wiadomo, że nigdy nie jest tak, że nie mogło być lepiej. Zawsze przydałoby się więcej klubowego sprzętu, bo wszystko leży na rodzicach. Gdy jednak porównuję Wybrzeże z innymi klubami, to wygląda to bardzo pozytywnie. Adepci mają nowe kevlary, czy sprzęt ochronny - a to rzadko się zdarza. Gdy się jeździ na egzaminy na licencję żużlową, to nasi zawodnicy się wyróżniają. Dominik Kossakowski i Kamil Matyjas wyglądali jak żużlowcy ligowi na tle swoich rówieśników. Pod tym kątem jest to zadowalające.
Wróćmy do spraw pierwszego zespołu. Jakie zmiany w zespole by pan widział po spadku drużyny do I ligi?
- Dopóki nikt nie rozmawia na temat przyszłości klubu i mojej wizji jego prowadzenia, nie ma jeszcze podjętych ostatecznych decyzji. Nie będę się więc na ten temat wypowiadał, bo nie uważam siebie za osobę kompetentną, ale w swojej głowie mam kilka ciekawych kombinacji. Odpowiadam za to, co było do tej pory, a czy moja osoba będzie dalej uczestniczyła w działaniach klubu, jeszcze nie wiadomo. Teraz jest czas na lizanie ran i bardzo powoli to idzie. Wszyscy czekają jacy sponsorzy się określą. Obecny zarząd prowadzi z nimi rozmowy.
Od czego zależy sprawa pańskiej dalszej współpracy z Wybrzeżem?
- Nie da się tego określić wprost, gdyż wszystko zależy od wielu czynników. Cały czas powtarzam, że podstawą jest realizacja budżetu. Nie może być tak, że wiele firm rozkłada środki na wielomiesięczne raty, gdyż nie sprzyja to budowaniu zespołu. Już w październiku trzeba wiedzieć czym się dysponuje na kolejny rok, aby konkretnie rozmawiać z zawodnikami. Wtedy dopiero można mówić o składzie. To jednak tylko idealny model, a nie zawsze tak wyglądało. Trzeba pamiętać, że dużo środków musi być na klubowym koncie już na przełomie stycznia i lutego. Wynika to z umów kontraktowych i z zakupów sprzętu. Mając wszystko tylko na papierze trudno się realizuje plany i oczekiwania kibiców, którzy chcą w składzie takiego, a nie innego zawodnika. Trzeba twardo stąpać po ziemi.
Kiedy można się spodziewać konkretnych informacji odnośnie pańskiej dalszej współpracy z gdańskim klubem?
- Ja mam czas i bezrobotny na pewno nie będę. Nie martwię się tym tematem. Wszystko zależy od sterników klubu, którzy muszą wiedzieć na czym stoją i czym będą zarządzać. Wtedy możemy usiąść na spokojnie i porozmawiać na temat współpracy.
Od spadku z ligi minęło już kilka tygodni. Przeanalizował pan co było główną przyczyną tego stanu rzeczy?
- Ja mam jasną ocenę tego, dlaczego spadliśmy z ligi. Nawet lekarze i rehabilitanci nie przypuszczali, że Piotrek Świderski będzie tak długo wracał do sportu. Przed sezonem wszystko szło w dobrym kierunku, a na przełomie lutego i marca progresja jego wyników się nagle zatrzymała i do końca sezonu nie odzyskał zeszłorocznej formy. Kłóciło się to z wcześniejszymi diagnozami. Dodatkowo podczas sezonu mieliśmy problemy z urazami. Wystarczy tutaj wspomnieć o Thomasie H. Jonassonie. Abstrahując jednak od problemów ze zdrowiem trzeba przyznać, że to my postawiliśmy na tych zawodników i czuję się współodpowiedzialny za zaistniałą sytuację. Po raz kolejny brzydkiej tradycji stało się zadość i po awansie Wybrzeże spadło z ligi. Mogę tylko przeprosić, gdyż poczuwam się do winy. Mimo spadku włożyliśmy ogromną pracę i szkoda byłoby ją zaprzepaścić.
Czy Wybrzeże w obecnym składzie - pomijając Nickiego Pedersena, którego mało kto wyobraża sobie w I lidze - mogłoby awansować do ENEA Ekstraligi w 2013 roku?
- Pewnie tak, tylko wszystko zależy od wielu czynników. Na tym etapie nie chcę jednak wypowiadać się o kwestiach transferowych. Najważniejsze, aby poczynić szybkie kroki, aby wiedzieć na czym stoi klub. Tylko to może pomóc awansować. Trzeba być pewnym siły budżetu i wtedy można być mądrym i odważnym. Ostatni mecz pokazał, że zapotrzebowanie na żużel w Gdańsku wciąż jest, ale musi być on na poziomie oczekiwanym przez gdańskich fanów. Poza finansami chodzi też o organizację, którą trzeba byłoby ulepszyć, aby praca w klubie mogła być jeszcze bardziej efektywna.
Kiedy planujecie przygotować tor na zimę?
- Wszystko zależy od pogody. Ja chciałbym jednak, aby zajęcia prowadzone były do końca października. Później trzeba będzie się zająć torem wzorem ubiegłego sezonu. Przypomnę, że w 2012 roku byliśmy jednymi z pierwszych, u których dało się przeprowadzić treningi po zimie. Poczynione zostały już pierwsze kroki, aby to powtórzyć. Dzięki współpracy z MOSiR-em, który bardzo szybko i pozytywnie reaguje na nasze zalecenia, powinno być to wykonane.
pogadamy po sezonie 2013