W niedzielę pierwszy finał Enea Ekstraligi, w dwumeczu o tytuł zmierzą się Stal Gorzów i Azoty Tauron Tarnów. Jak dotąd przebiegała rywalizacja zespołów z dwóch różnych stron naszego kraju? Nie była może tak ekscytująca dla fanów jak derbowe potyczki jednych z sąsiadami z Zielonej Góry, drugich z Rzeszowa, ale ma swoją długą i ciekawą historię.
Po raz pierwszy Stal i Unia spotkały się w II lidze w 1959 roku. Tarnowianie ze swoimi prekursorami w składzie Zygmuntem Pytką, Marianem Curyłą czy Władysławem Kamińskim byli w tej klasie rozgrywkowej beniaminkiem, gorzowska Stal miała już pewne doświadczenia rywalizacji na tym poziomie. Ale w tym pierwszym wspólnym sezonie zdecydowanie lepsi okazali się tarnowianie. Premierowa konfrontacja miała miejsce 1 maja tego roku w Tarnowie, "jaskółki" wygrały ją bardzo pewnie 46:30, a wśród gości rękawicę podjął właściwie tylko Edmund Migoś. W Gorzowie wygrana tarnowian była jeszcze bardziej okazała 49:29. Rewanże stalowców nastąpił dwa lata później, gdyż w 1960 roku Unia jeździła w ekstraklasie. Tym razem Migoś i spółka wygrali u siebie bardzo wyraźnie 51:25. Rewanż był widowiskiem pasjonującym, kroczący do ekstraklasy gorzowianie przyjechali do Małopolski po wygraną. I pewnie dopięliby swego, gdyby nie jeden z asów Stali Bronisław Rogal, który za niebezpieczną jazdę został z jednego z biegów wykluczony. Nie godząc się z decyzją sędziego mówiąc kolokwialnie powiedział głośno co o nim sądzi, w efekcie został wykluczony już do końca zawodów. Stal przegrała…38:39. Kolejne spotkania nie miały większego ładunku emocji i odbywały się dosyć rzadko. Gorzowianie w latach 60-tych jeździli regularnie w ekstraklasie (czyli ówczesnej I lidze), do której tarnowianie zawitali na krótko jedynie na sezony 1967-1968 oraz 1971. W pamięci tarnowskich fanów pozostał może tylko mecz z 20 czerwca 1971 roku, ale dlatego, że rywale przywieźli na niego pewnego młokosa, który dal popis kapitalnej wprost jazdy. Ten młokos nazywał się Zenon Plech. W dekadzie lat 70-tych Gorzów i Tarnów dzieliła żużlowa przepaść. Stal była krajową potęgą i przejęła od ROW-u Rybnik pałeczkę lidera krajowego speedwaya, zdobywając wręcz seryjnie mistrzowskie tytuły. A Tarnów stał się na kilkanaście lat prowincją, gdzie cieszono się z każdej wygranej na własnym torze. O ligowych konfrontacjach nie mogło być zatem mowy.
W 1983 roku, kiedy Stal zdobywała ostatni swój mistrzowski tytuł, tarnowianie zajęli w II lidze dopiero piątą lokatę. W 1985 roku zaszło wydarzenie, dla żużla w Tarnowie wręcz przełomowe. Do Unii trafił, oczywiście za aprobatą władz gorzowskiego klubu Bogusław Nowak, jedna ze sław grodu nad Wartą. Nowak miał już wówczas oczywiście najlepsze lata poza sobą, ale w Tarnowie miał się sprawdzić w podwójnej roli jeżdżącego trenera. Pokazać inną jakość, tchnąć nowego ducha. Już pierwszy jego sezon w Tarnowie przyniósł sukces, Unia po 13 latach spędzonych w II lidze awansowała do elity. Warto także przypomnieć, że Nowak ściągnął wówczas ze sobą młodego, zdolnego gorzowskiego mechanika Henryka Romańskiego, który pozostał w klubie z dzielnicy Mościce na długie 10 lat. Wróciły dalekie wyjazdy z Gorzowa do Tarnowa i odwrotnie na ligowe mecze. Na jeden z nich wraz z rodzicami trafił młodziutki wówczas Krzyś Cegielski: - Mieliśmy po drodze do Tarnowa dwie awarie samochodu, toteż na stadion dotarliśmy na ostatni bieg. A po nim… z powrotem do domu ponad 600 kilometrów! - Oj, działo się wówczas, działo. W 1991 roku „jaskółki” po raz kolejny balansowały na krawędzi spadku. Pod koniec sezonu jechały bardzo ważny mecz w Gorzowie Wielkopolskim. Nie były faworytem, bo notowania Stali stały wówczas wyżej. O meczu tym było głośno ze względu na działania ówczesnego sponsora tarnowian Piotra Rolnickiego. Otóż dwaj liderzy Unii Mitch Shirra oraz Jeremy Doncaster dzień wcześniej, wieczorem startowali w Goeteborgu w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata. Rolnicki wiedząc jak ważny jest mecz w Gorzowie na własny koszt wynajął samolot, którym Nowozelandczyk i Anglik przylecieli do Gorzowa Wielkopolskiego. Opłaciło się. Unia mecz niespodziewanie wygrała 47:43, Shirra zdobył w nim 15, a Doncaster 13 punktów. Dziś tego typu ruch klubowych działaczy nikogo by nie zaskoczył, ale dwadzieścia lat temu z okładem była to prawdziwa sensacja.
Kiedy w połowie pierwszej dekady XXI wieku tarnowski speedway święcił najpiękniejsze dni w swojej historii, czyli dwa mistrzowskie tytuły w latach 2004-2005, gorzowianie przeżywali okres "smuty", jeżdżąc poza elitą. Ale kiedy tylko wrócili okazali się bardzo mocnym rywalem. Od tej pory zespół z Galicji ani raz nie zdołał wygrać meczu w Gorzowie Wielkopolskim, natomiast spotkania w Tarnowie trzymały w napięciu każdorazowo do końca i z reguły były szczęśliwe dla gości. Prześledźmy wyniki. Rok 2008 Stal wygrywa 47:46, rok 2010 jest 46:43 dla gości, rok 2011 49:41, także dla przyjezdnych. W tym sezonie zespół jeżdżący pod szyldem Azotów Tauronu przełamał tą fatalną passę i wreszcie wygrał u siebie, ale minimalnie 46:44, o czym przesądził ostatni wyścig dnia i ostatnie miejsce w nim Tomasza Golloba. A propos Golloba, to kolejny gorzowsko-tarnowski łącznik. Przecież kilka lat temu zamienił plastron z jaskółką na plastron gorzowski i też mu w nim do twarzy. Unię dwukrotnie doprowadził do mistrzowskiej korony, ze Stalą ta sztuka mu się jeszcze nie udała. A zatem komu przypadnie korona drużynowego mistrza Polski: Stali po raz ósmy, czy tarnowianom po raz trzeci? Zapowiada się ekscytujący finał.
Robert Noga