W czym tkwi sukces częstochowskiego toru?

W latach 2011-2012 Włókniarz Częstochowa mógł pochwalić się jedną z najwyższych frekwencji w kraju. Jak dokonał tego klub, który przez trzy ostatnie sezony bronił się przed spadkiem z Ekstraligi?

Sławomir Drabik kiedyś w luźnej pogawędce powiedział, że Częstochowa jest specyficznym miejscem. Dwukrotny IMP bynajmniej nie miał na myśli rzeszy pielgrzymów przybywających corocznie do sanktuarium na Jasnej Górze, które znajduje się w centrum ponad 200-tysięcznego miasta. - Nieważne, czy jadę 40 metrów z tyłu, czy 40 metrów z przodu. Kibice i tak szaleją, biją brawa. Częstochowski żużel ma swój klimat - mniej więcej tak parę lat temu opowiadał "Slammer". W tych słowach było sporo racji. Przez ostatnie trzy sezony częstochowskim fanom przyszło drżeć o ligowy byt. Niewykluczone, że zmiana warty we władzach Włókniarza, która nastąpiła w grudniu 2011 uratowała speedway w mieście Świętej Wieży. Sytuacja poprawiła się, gdyż pierwszy raz od roku 2010 Lwy uniknęły baraży i już w sierpniu świętowały spokojne utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Po drodze napotykały jednak przeszkody. Mimo niepowodzeń dopisywała publiczność.

Nie ulega wątpliwości, że to, co w ostatnich sezonach przyciąga na trybuny stadionu w Częstochowie fanów nie tylko z tego miasta, bo na meczach Włókniarza pojawiają się mieszkańcy całego województwa śląskiego, Krakowa, Łodzi, a nawet Warszawy, to widowiskowość spotkań. W połączeniu z drużyną złożoną z ambitnych sportowców bez wielkich nazwisk daje to pożądany efekt. Mecze rozgrywane w Częstochowie z powodu nadmiaru emocji wynikających z wydarzeń na torze przyprawiają o gęsią skórkę. Oczywiście pod jednym warunkiem - gdy owal jest odpowiednio przygotowany.

Główna trybuna stadionu w Częstochowie, tor i ulewa na kilkanaście minut przed meczem Włókniarza z Lotosem Wybrzeże Gdańsk w roku 2012
Główna trybuna stadionu w Częstochowie, tor i ulewa na kilkanaście minut przed meczem Włókniarza z Lotosem Wybrzeże Gdańsk w roku 2012

Absolutne mistrzostwo świata w tym zakresie należy do niezwykle skromnego człowieka. Postaci, która dla Włókniarza poświęca się całym sobą. Robił to jeżdżąc na żużlu, czyni to po zakończeniu kariery. Jest na dobre i na złe. Nigdy nie odmówi bezinteresownej pomocy. Andrzej Puczyński, znany w Częstochowie jako człowiek orkiestra. - Śmieję się, gdy ktoś pyta, czy zastanie "Andzię" na stadionie. Dlaczego? Bo ten człowiek powinien w dowodzie swój adres zamieszkania zmienić na Olsztyńską - mówi menadżer Włókniarza, Jarosław Dymek. - Po prostu wychodzę na tor i robię to, co do mnie należy - powiedział z kolei sam zainteresowany, być może dla części opinii publicznej anonimowy bohater częstochowskiego klubu, który jest z nim związany od lat 80. W swoim CV m.in. ma pracę w teamie Rune Holty. Na przykład miał spory wkład w sprzęt, który wiózł "Ryśka" po punkty w finale DPŚ w 2005 roku. Jest klubowym mechanikiem, szkoleniowcem młodzieży, złotą rączką od wszelkich urządzeń znajdujących się na obiekcie przy Olsztyńskiej. Okazyjnie wspiera team byłego już jeźdźca Grand Prix Chrisa Harrisa. Brytyjczyk na silniku przygotowanym przez Puczyńskiego wywalczył dla Włókniarza 9 punktów i dwa bonusy przeciwko Unibaksowi Toruń.

Jak widać, pan Andrzej, który dla niemalże całego częstochowskiego środowiska żużlowego jest po prostu "Andzią", nie był zbytnio skory do rozmowy na temat swojej efektywnej pracy. Nie ze względu na złośliwość, czy lenistwo, tylko z powodu naturalnej skromności. - "Andzia" taki jest. Skupia się na tym, co robi. Jest wielką postacią dla częstochowskiego Włókniarza. Dostępny dla każdego, kto potrzebuje jakiejkolwiek pomocy. Bardzo oddany Włókniarzowi. Nie wyobrażam sobie tego klubu bez jego osoby. Utrzymujemy wręcz przyjacielskie kontakty. Dla mnie to jest wielka przyjemność obcować z tym człowiekiem - opowiada Jarosław Dymek.

Pracę Andrzeja Puczyńskiego doceniono także po zwycięskim meczu Włókniarza z Unią Leszno (fot. Anna Dymek)
Pracę Andrzeja Puczyńskiego doceniono także po zwycięskim meczu Włókniarza z Unią Leszno (fot. Anna Dymek)

Na początku bieżącego sezonu częstochowskim torem zajmował się Janusz Stachyra. Później był bardzo nieudany epizod z Henrykiem Trąbskim, a ostatecznie postawiono na sprawdzonego człowieka, czyli właśnie Andrzeja Puczyńskiego. To dzięki jego przygotowaniu toru możliwe było rozegranie meczów Włókniarza z Lotosem Wybrzeże Gdańsk, czy Unią Leszno. Niestraszne były spore ulewy na kilka chwil przed planowanym rozpoczęciem. Co więcej, nawierzchnia była bezpieczna i sprzyjała rywalizacji. Wypadek przy pracy miał miejsce przed konfrontacją Lwów z Azotami Tauron Tarnów, jednak wtedy deszcz spadł w najmniej odpowiednim momencie, czyli podczas prac związanych z ubiciem zbronowanej nawierzchni.

Dzięki dość częstej obecności stacji TVP Sport na Arenie Częstochowa, mecze z tego miasta ma możliwość podziwiać szeroka publika. Widzowie w komentarzach zachwycają się widowiskowością, emocjami, rywalizacją, które nieodzownie towarzyszą zawodom pod Jasną Górą. Nie potrzeba do tego wyrafinowanych trików. - Podstawową rzeczą jest to, że wraz z "Andzią" wyznajemy jedną zasadę, która zakłada, że widowisko przede wszystkim. Jeśli mamy wygrać, to po świetnej walce. Podobnie, jeżeli przeciwnik okaże się mocniejszy. Cieszy nas to, że nasza filozofia podoba się fanom i na naszym torze można oglądać kwintesencję żużla. Tor jest równy, bezpieczny, nie zawiera pułapek. Można wyprzedzać na całej jego szerokości. Zawodnicy też to doceniają i lubią jeździć w Częstochowie. Przygotowanie toru to ciężka i mozolna praca. W naszym przypadku nie ma nic nadzwyczajnego - mówi Dymek.

Niedawno w rozmowie ze SportoweFakty.pl Ireneusz Winiarski, jeden z akcjonariuszy klubu, zapewnił, że w kwestii przygotowania częstochowskiego toru w następnym sezonie nic się nie zmieni. Nadal będzie za to odpowiedzialny Andrzej Puczyński. Czy tor gwarantujący esencję żużla w każdym meczu okaże się magnesem, który przyciągnie kibiców na trybuny? W statystyce frekwencji na polskich stadionach walczący przez 3 sezony o utrzymanie Włókniarz znalazł się w samej czołówce (4. miejsce). Częstochowscy kibice mogą być dumni z poziomu spotkań na ich stadionie.

W Częstochowie wiele biegów ogląda się na stojąco
W Częstochowie wiele biegów ogląda się na stojąco
Komentarze (76)
avatar
CKM HAMMERS
20.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
a ja mialem moze 10 12 lat jak tata jezdzilem na zuzel i poamietam pana wrobla a moj tata od tej pory nie opuscil a ni jednego meczu i ma zloty karnet chociasz nie jest majetnym czlowiekiem moi Czytaj całość
avatar
Józek Jarmuła
20.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
dlatego śmiem twierdzić, że jeżeli tylko będziemy mieli jeszcze skład który będzie walczył o medale to na każdym meczu może być tyle ludzi co z Bydgoszczą i Gorzowem i tak teraz jest zajebiście Czytaj całość
avatar
MarSpeed
20.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Podpisuję się obiema rękami, cała prawda z jednym wyjątkiem (p. Ułamek). Na Olsztyńską uczęszczam od ok. 40 lat (wczesnego dzieciństwa nie pamiętam) i zawsze były emocje, szacunek dla zawodnikó Czytaj całość
Zarek
19.10.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Co to były za czasy :) W latach osiemdziesiątych Andzia albo robił świecę na starcie, albo przywoził "3" :) Szaleniec. A kto był toromistrzem przez lata??? Pamiętam skandowanie: Waldek Baszanow Czytaj całość
kali44
19.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czesta wizyta TVP Sport ha ha Dymek troche przesadzil.Czewy prawie nie pokazuja a szkoda!