Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie: Gdzie grasują Piraci?

Stadion "Piratów" w Poole był świadkiem wielu imprez najwyższej rangi. Oto jakie wspomnienia z tym obiektem i zespołem ma Robert Noga.

W tym artykule dowiesz się o:

Na wstępie istotne wyjaśnienie. Po moim ostatnim felietonie poświęconym początkom żużla w Tarnowie kilku Czytelników zwróciło uwagę na nieprawidłowe ich zdaniem brzmienie nazwiska gwiazdy tamtych czasów Zygmunta Pytki. Ich zdaniem pisząc Zygmunt Pytka popełniłem błąd, bo znają zawodnika pod nazwiskiem Pytko. Informuję, że nie ma tutaj żadnej pomyłki. Jeden z najlepszych zawodników w dziejach tarnowskiego żużla, mistrz Polski z 1967 roku naprawdę nazywał się Zygmunt Pytka. Zamieszanie wzięło się stąd, że w pewnym momencie gazety zaczęły pisać jego nazwisko w nieco odmienny sposób, a że pan Zygmunt chyba niespecjalnie przeciwko temu protestował, tak zostało. Swoje dołożyli autorzy późniejszych opracowań książkowych i tak oto do świadomości wielu kibiców dotarła wersja nazwiska Pytko, zamiast Pytka. Tyle tytułem poprzednich "Podróży".

Dziś proponuję nieco dalszą podróż, za Kanał La Manche, zwany przez Anglików Kanałem Brytyjskim. Zwał jak zwał, w każdym bądź razie nad nim, po angielskiej stronie rozlokowało się miasto Poole, które od wielu lat ma znany i silny zespół "Piratów". Urok tego miejsca polega między innymi na tym, że w przeciwieństwie od wielu innych angielskich klubów, które swoje tory mają na obrzeżach miast, a nawet dosyć daleko od nich, stadion w Poole znajduje się niemal w jego centrum. I ta nadmorska bryza… Czysty romantyzm. Piraci pojawili się na żużlowej mapie swojego kraju tuż po wojnie w 1948 roku i od tej pory zapisali złotymi zgłoskami w jego dziejach. Plastrony Poole zakładali najlepsi z najlepszych, ich wymienienie zajęłoby zbyt dużo miejsca, wskażmy więc jedynie kilku rozpoznawalnych przez wszystkich kibiców: Leigh Adams, Craig Boyce, Tony Rickardsson, Jason Crump, Bjarne Pedersen, Chris Holder, Mark Loram. Niezły team można by zmajstrować z tych zawodników, prawda? W Poole ścigali się także Polacy i to nieraz w dużym powodzeniem. Jakoś tak się złożyło, że dla biało-czerwonych tutejszy speedwayowy klimat był niezwykle sprzyjający i nasi dosyć licznie angażowani do byli do składu "Piratów". Osobiście po raz pierwszy na ich obiekcie miałem okazję przebywać kiedy wraz z kolegami z telewizji Sky Sport realizowaliśmy transmisję z ligowego spotkania dla Wizji Sport. Miałem wówczas niemały zaszczyt komentować to spotkanie wraz z Antonim Woryną, który wówczas był etatowym ekspertem Wizji podczas żużlowych meczów ligi angielskiej. Dla Antoniego to miejsce miało wymiar szczególny, dlatego, że właśnie tutaj przeżył wspaniałe momenty swojej kariery, jeżdżąc w lidze brytyjskiej właśnie w barwach "Piratów". Było ta dla niego wielka przygoda i prawdziwe zwieńczenie pięknej, obfitującej w wielkie sukcesy kariery. Woryna był zawodnikiem Poole w sezonach 1973-1974. Kiedy ćwierć wieku później pojawił się na trybunach dobrze znanego sobie obiektu trudno było mu ukryć wzruszenie. Podeszliśmy na liczne stoiska z pamiątkami i mieliśmy okazję pooglądać stare programy z meczów, w których startował. Później już na trybunie Antoniego poznali starsi kibice i serdecznie przywitali, a kiedy spiker podał komunikat, że na meczu jest dawny zawodnik "Piratów" z Polski Antoni Woryna rozległ się huragan braw. Anglicy potrafili docenić klasę dawnego mistrza. Patrzyłem na Antoniego i widziałem jak temu twardemu mężczyźnie, który przecież wiele wycierpiał i przez całą karierę walczył z bólem kontuzji i urazów, nie skarżąc się na nic, wilgotnieją oczy…

Kilka lat później trafiłem do Poole na ciekawą imprezę na zakończenie sezonu. To był jakiś benefis Tony Rickardssona, w postaci dziwacznego meczu, w którym gospodarze podejmowali zespół pozbieranych do przysłowiowej kupy naszych rodaków. Kogoż tam nie było? Były mistrz świata juniorów Dawid Kujawa, Krzysiek Stojanowski, bodaj też Sebastian Ułamek, młode, wówczas ledwie 18-letnie "koty" czyli Krzysztof Kasprzak i Janusz Kołodziej, a wszystko to pod batutą Adama Skórnickiego, który robił za takiego jeżdżącego menago. W parku maszyn do którego wpuszczono kibiców, to on cieszył się z naszych największą popularnością, rozdał najwięcej autografów i uśmiechów fanom. A po zawodach rozdzielał koperty z kasą, ile tam się komu należało. Podczas tych zawodów doszło już na początku do bardzo groźnej sytuacji, kiedy to jadący odważnie, ale zbyt brawurowo, niedoświadczony jeszcze wtedy przecież Janusz Kołodziej, zaatakował bez kompleksów, ale i bez głowy słynnego nie tylko z żużlowych umiejętności Henkę Gustafssona. Poszli razem w płot, tylko się zakurzyło i przez moment widzowie zamarli, bo wyglądało to wszystko niezwykle groźnie. Kołodziej podniósł się, ale był tak mocno poobijany, że o dalszej jeździe nie mogło być mowy. Gustafssona zawieziono natomiast do miejscowego szpitala, podobno w bardzo poważnym stanie. Stan okazał się jednak na szczęście nie do końca poważny, bowiem podczas pomeczowego bankietu popularny i nadzwyczaj rozrywkowy Henka pojawił się wprawdzie o kulach, ale w dobrym humorze i błysnął swoją legendarną imprezową dyspozycją. Kołodzieja na imprezie nie było, jego ówczesny mentor Sławomir Tronina na to nie pozwolił, chyba za karę, a też dlatego, że dzień później czekały ich następne zawody w Ipswich. Za to podczas tamtego wieczoru w Poole bardzo dobrze zaprezentował się (mam na myśli oczywiście mecz, a nie bankiet) Krzysztof Kasprzak. Widać było, że czuje ten, podobny do polskich tyle, że krótszy, tor i jak się okazało dla niego i dla Poole była to dobra wróżba. Krzysztof potem związał się przecież z "Piratami" na niejeden sezon, wierząc angielskim źródłom odnotować należy, że z wszystkich Polaków w historii to on zdobył dla "Piratów" największą liczbę punktów. Tak to przypadek zrządził mariaż zawodnika z klubem, jakże ważny i udany dla obydwu stron

Robert Noga

Źródło artykułu: