Robert Terlecki: Kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardą inną część ciała

Znany w środowisku żużlowym Robert Terlecki jest jedynym kontrkandydatem Macieja Polnego na stanowisko Prezesa Zarządu GKS Wybrzeże S.A. Wierzy on w swoje umiejętności i jest pewny swojego zaplecza.

Robert Terlecki po spotkaniu organizowanym przez Stowarzyszenie Kibiców Wybrzeża Gdańsk, które po debacie poparło właśnie jego, powiedział o swoich mocnych stronach. - Mam większe doświadczenie pod kątem zarządzania ludźmi. Umiem stawiać precyzyjnie zadania, a także wymagać i egzekwować. Kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardą inną część ciała. Jak się stawia zadania i ich nie egzekwuje, to finał jest jaki jest. W 2011 roku awans w Gdańsku się jakoś udał i gdyby wyciągnięto odpowiednie wnioski, to ci ludzie mogliby pracować inaczej i podchodziliby inaczej do obowiązków. Trzeba się wgłębić, aby poznać całe środowisko - powiedział kandydat na Prezesa Zarządu GKS Wybrzeże S.A., który został też zapytany o budżet klubu w przypadku jego zwycięstwa. - Wliczam spółki miasta, które finansowały po części klub i bez względu na to który z nas będzie prezesem nadal będą wspierać gdański żużel. Jest to budżet na poziomie 4 milionów złotych netto - przekazał człowiek chcący objąć stanowisko w gdańskim klubie.

Terlecki przekonuje, że ma szerokie kontakty w biznesie. - Pracuję w Krajowej Izbie Sportu od dwóch lat i jestem przewodniczącym komisji edukacji. Założyli ją Czesław Lang z Dorotą Idzi i należą do niej wszystkie największe firmy. Tam na panelach roboczych mamy spotkania ze wszystkimi największymi sponsorami polskiego rynku, czy to z prywatnego sektora, czy ze Spółek Skarbu Państwa. Moje kontakty i współpraca z tymi firmami świadczą, że ufają mi one. Robiłem niejedną imprezę dla tych firm, co przekazałem w CV. Można wywnioskować z kim mam kontakty - zauważył kandydat. - Ja mam szerokie kontakty w biznesie prywatnym. Pracuję w nim od 1993 roku. Jednym z moich partnerów był Robert Dowhan, który prowadził firmę tytoniową. Ja byłem jednym z pracowników. Po latach się spotkaliśmy przy okazji rozmów w sprawie przejścia Sebastiana Ułamka do Zielonej Góry. Nie udało się to, ale to już inna bajka - przypomniał.

Wiele klubów sportowych opiera się na kilku wielkich sponsorach. Sytuacji tej chce uniknąć Robert Terlecki. - Kiedyś organizując zawody żużlowe w Częstochowie rozmawiałem z Marianem Maślanką, który martwił się, że odszedł mu sponsor i leży na łopatkach. Powiedziałem mu, że ma fajne zaplecze ludzi, którzy chcą poświęcić czas dla klubu. W ciągu miesiąca zebrano pięćset firm, które uratowały klub i Włókniarz jeździł w ekstraklasie - przypomniał. - Nie wolno stać na jednej, czy dwóch nogach, tylko trzeba tworzyć klub oparty o wiele podstaw. Mam przykład mojej firmy. Prowadziłem salon Yamahy przez dziesięć lat, jednak była dekoniunktura na rynku i trzeba było zmienić profil działalności. Należy również trzymać kontakt z wszystkimi firmami. Jak kiedykolwiek dali 10, czy 50 tysięcy złotych na żużel, to jest to więcej, niż jakikolwiek kibic dał na bilet. Warto dać więc sponsorowi karnet, aby za rok, czy dwa wrócił do wysokiego pułapu - dodał.

Biznesmen, który chciałby sterować gdańskim żużlem, nie chce wypominać błędów kontrkandydata, Macieja Polnego. - O błędach nie chcę mówić, bo łatwo krytykować stojąc z boku. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że widziałem puste trybuny. To jest podstawa mojej działalności, aby kibice przyszli na stadion. Bez nich nie ma żadnej dyscypliny sportu, bo jak są kibice, to są i sponsorzy oraz media. Wszystko się kręci - powiedział Robert Terlecki.

Wiele firm waha się nad sensownością wejścia w sport żużlowy. Czy może być to w ogóle opłacalne? - Tak, przykładem były firmy Winterthur, czy Leader Service pana Bogdana Foty oraz Phillip Morris. Wszyscy byli zadowoleni. Ludzie z Phillip Morrisa nie spodziewali się takiej kampanii. To była pierwsza transmisja żużlowa na żywo w telewizji po wielu latach. Byłem pierwszym, który ściągnął telewizję do tej dyscypliny sportu - przypomniał.

Źródło artykułu: