Stefan Smołka: Odchodzą - pamiętamy!

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / Znicz
/ Znicz
zdjęcie autora artykułu

Jak co roku w pierwszych dniach listopada, poprzez myśli o tych po drugiej stronie, stajemy się bardziej pokorni, świadomi kruchości życia, a przez to bardziej ludzcy.

W tym artykule dowiesz się o:

Wspominając zmarłych, ze szczególną atencją i bólem myślimy o kończących ziemską wędrówkę w ostatnim czasie, w roku powoli mijającym. Jak się okazuje, również środowisko żużlowe poniosło niepowetowane straty. W Gorzowie jeszcze w roku poprzednim (już po dniu Wszystkich Świętych), niejako prawem czarnej serii, zanotowano odejście dwóch zasłużonych działaczy, dołączających do zmarłego kilka miesięcy wcześniej Aleksandra Ilnickiego. W połowie grudnia bezlitosna śmierć zabrała śp. Jerzego Szabłowskiego, urodzonego w 1938 roku byłego kierownika drużyny i całej sekcji żużlowej Stali. Nie minęły dwa tygodnie, a zabrakło wśród nas również śp. Władysława Mazurka (1933-2011) - znanego i cenionego działacza, pełniącego w latach 1964-1967 funkcję prezesa rosnącej już w historyczną siłę Stali. Mazurek z uwagi na swoje kompetencje wyznaczany był często przez GKSŻ do roli kierownika reprezentacji Polski. Smutne wieści napłynęły z Rybnika po 30 maja br., tego bowiem dnia zmarł człowiek-gigant, nie tylko w sportowym wymiarze. Śp. Adam Bezeg całym swoim życiem (rocznik przedwojenny 1929) pokazywał, że sport (w tym żużel, co w Rybniku naturalne) jest dla niego pasją, powołaniem i misją. Po wojnie czynny sportowiec, lekkoatleta, członek kadry narodowej skoczków wzwyż, potem trener m.in. Jarosławy Jóźwiakowskiej (srebro IO 1960 w Rzymie) i lubuskiej legendy Edwarda Czernika, do dziś pozostającego rekordzistą Polski stylem przerzutowym skoku wzwyż - 2,20 m. Absolwent krakowskiej AWF, dc. dr Bezeg pełnił profesorską posługę na uczelni, był opiekunem narodowych kadr Polski. Działacz, wiceprezes KS ROW (1970-1977), wieloletni prezes Klubu Olimpijczyka. Człowiek ogromnej wiedzy i szlachetności. Warto dodać, iż Adam Bezeg bez wahania poparł zablokowaną niestety inicjatywę nadania stadionowi w Rybniku imienia Antoniego Woryny, pierwszego w historii polskiego medalisty IMŚ. Człowiek umarł - Jego glejt pozostał. Musimy o tym pamiętać. Znacznie młodszego aktywnego działacza i pasjonata w jednej osobie stracił w tym roku żużlowy Lublin (i na tym w tym miejscu się nie skończyło). 14 sierpnia nagle w tym pięknym starym mieście zabrakło oddanego speedway’owi dynamicznego spikera zawodów na lubelskim stadionie. Śp. Mariusz Stypuła miał zaledwie 44 lata. W tym wieku mamy jeszcze czynnych żużlowców odnoszących sukcesy, a zdarzają się starsi. To był człowiek niespotykanego żaru i takim warto go na zawsze zapamiętać. Oddając siebie dla żużla, przybliżał nam - mniej czy bardziej biernym obserwatorom - prosty i piękny, a niepotrzebnie komplikowany sport. Odchodzą weterani, ostatni pionierzy starego czarnego sportu. Ilu ich jeszcze zostało? Jednym z ostatnich, jeśli nie ostatnim z tych co dosiadali przedwojennych dwukołowych rumaków, zarówno na czarnych torach jak i szosach, był liczący 92 lata śp. Władysław Jankowski (1920-2012). Co ciekawe Jankowski był dokładnie o jeden cały dzień młodszy od innego żużlowego pioniera, Ludwika Dragi z Rybnika. Rzeszowianin był po wojnie pierwszym żużlowcem z licencją w tym mieście, gdy rodził się Zakładowy Klub Sportowy Stal w 1950 roku. Zawodnik do 1954 r., potem działacz, m.in. kierownik drużyny. 78 lat dane było żyć na tym świecie (z czego 25 lat w Stanach) podporze żużlowego Tarnowa z lat pierwszych jaskółek. Śp. Benedykt Bogdanowicz powtarzał, że nieco starszy Władysław Kamiński był tym, przez którego zasmakował w żużlu. W ten sposób ten wywodzący się z tatarskich przodków mistrz masarski współtworzył początki Unii Tarnów - dziś miłościwie nam panującej królowej Ekstraligi. Szkoda, że zmarły w lutym br. ”Benek” już tego nie doczekał, acz niewykluczone, że tam ”u góry” wydeptał ów triumf dla swoich dalekich następców. Podobną rolę w latach pionierskich, tyle że dla Piły odegrał śp. Wiesław Rutkowski, będący nawet w podobnym wieku (77 lat), co wymieniony wcześniej tarnowianin. Rutkowski był prawdziwą opoką Polonii, a potem Kolejarza Piła w latach 1955-1967. Całymi latami liderował w klubie, a w sezonie 1959 był prawie niepokonany, wykręcając imponującą średnią 2,84 na wyścig. W ”chrystusowych latach” swojego życia przeniósł się do Startu Gniezno, by definitywnie odłożyć motocykl po 1973 roku. Pile pozostał wierny jako działacz, szczególnie intensywnie wspomagając macierzysty ośrodek od 1991 roku, kiedy to niczym feniks z popiołów rodziła się pilska potęga lat 1996-2000. Śp. Jacek Skowron urodził się w 1963 roku, a zmarł nagle na serce 29 czerwca roku bieżącego. Reprezentował w latach 1981-1982 klub Ostrovii Ostrów, choć bardziej naturalne dla niego byłoby kolejarskie środowisko Opola, gdzie się urodził i gdzie przez wiele lat startował jego ojciec Stanisław (1939-2004), znany i ceniony trener, m.in. właśnie ostrowskiego klubu - stąd ostrowskie barwy opolanina. W kwietniu 2012 roku przegrał swoją walkę o życie 45-letni śp. Piotr Włodarczyk - były zawodnik Motoru Lublin, startujący w jego barwach przez kilka sezonów (lata 1986-1989), z czego zwłaszcza dwa ostatnie okazały się pamiętne, bo ”medalowe” dla Lublina i wszystkich jego zawodników. Najbardziej jednak w tym roku sportowy świat poruszyła tragiczna śmierć angielskiego gladiatora we Wrocławiu. Śp. Lee Richardson upadł tak nieszczęśliwie, że nie pomogły nowoczesne kaski, zmyślnie zaprojektowane kevlary, nadmuchane bandy - nic nie pomogło. Sportowiec nie żyje. Był w sile żużlowego wyczynu, w ostatnich latach bezustannie meldował się wśród najlepszych, w wąskiej czołówce światowej, miał predyspozycje, jak czasem się mówi ”papiery”, by sięgnąć po najwyższe laury, z tytułem IMŚ włącznie. Jak nie teraz, to za rok, trzy, pięć lat… potencjalny mistrz świata. Nic z tego - Bóg chciał inaczej. Lee poległ walcząc o sławę. Będzie ją miał. Na zawsze zapamiętany, jak przed nim wiele ofiar czarnego sportu. Ale nie o takiej sławie marzył zdeterminowany młody człowiek, gdy stawał na linii startu, także w tej swojej minucie ostatniej… Kibice pamiętają! W wielu klubach ludzie dają tego żywe dowody. Za to serdeczne dzięki! Lee startował w Pile (1999), Grudziądzu (2000), Zielonej Górze (2001, 2004-2005), Wrocławiu (2002), Lublinie (2003), Częstochowie (2006-2009) i ostatnio Rzeszowie (2010-2012). Zapalony znicz, modlitwa, chwila zadumy - starczy tego na dziś, na jutro. Na zawsze - winniśmy pamięć. Tyle możemy Im dać, żeby kiedyś to samo dostać. Stefan Smołka

Źródło artykułu: