Juniorzy piętą achillesową Betardu

Bez dobrych młodzieżowców trudno o sukces w Enea Ekstralidze. Ameryki tym stwierdzeniem nie odkrywamy. Przykład chociażby Betardu Sparty Wrocław potwierdza najlepiej tę tezę.

Od czasu wprowadzenia przepisu o obowiązkowym starcie dwóch polskich juniorów w składach drużyn Enea Ekstraligi i pierwszej ligi dobrzy młodzieżowcy poszukiwani są niczym woda na pustyni. Owszem, w kilku klubach znajdzie się dwóch lub nawet więcej młodych żużlowców, którzy z powodzeniem mogą ścigać się z najlepszymi, ale w większości o dobrych juniorach po prostu się marzy. - Nie ma co ukrywać, że obecnie młodzieżowcy odgrywają ogromną rolę. Wpływ na końcowy wynik drużyny juniorów jest bardzo duży. Moim zdaniem nawet za duży. Nie ma bowiem tylu dobrych polskich juniorów - uważa Krystyna Kloc, która doświadczyła w sezonie 2012, jak ważni dla Betardu Sparty są młodzieżowcy. Im mniejsza jest podaż dobrych juniorów, tym więcej żądają - często niewiele potrafiący młodzi żużlowcy -  którzy zdają sobie sprawę, że są po prostu potrzebni klubowi ze względów regulaminowych.

Po odejściu z Wrocławia Macieja Janowskiego, zespół z Dolnego Śląska nie miał praktycznie klasowych młodzieżowców. Wydawało się, że w sezonie 2012 rozwinie się talent Patryka Malitowskiego. Tak jednak nie było. Żużlowiec ten został sklasyfikowany dopiero na 61 pozycji wśród żużlowców Enea Ekstraligi ze średnią 0,930. Jeszcze niżej znajdujemy Patryka Dolnego, który miał przeciętną 0,320. Patryk Kociemba w trakcie sezonu postanowił zakończyć przygodę z żużlem. - O ile chciałabym, aby większość zawodników z tego sezonu została we Wrocławiu, o tyle trzeba się zastanowić, co zrobić z juniorami. Nie ma co ukrywać, że ten zestaw młodych ludzi się nie sprawdził - nie kryje prokurent WTS-u Wrocław.

Kluby borykają się z odwiecznym dylematem - kupować czy szkolić? Jedno i drugie kosztuje. - Koszty wyłożone na szkolenie młodzieży są duże. Przecież to nie jest tylko przygotowanie dwójki podstawowych juniorów do występów lidze. To także sporo imprez młodzieżowych. To wszystko kosztuje. Trzeba się faktycznie zastanowić, czy szkolić szeroką ławą i czekać aż ktoś w końcu zapunktuje w lidze, czy lepiej zakontraktować dobrego juniora, objeżdżonego już w innych klubach – powiedziała Krystyna Kloc.

Nie tylko wrocławski klub będzie miał pewnie dylemat, co zrobić z juniorami. Dopóki barw Betardu Sparty bronił Maciej Janowski problem był rozwiązany. Miniony sezon ewidentnie pokazał, że "Magica" nie udało się zastąpić. Punkty młodzieżowców często okazywały się języczkiem u wagi dla Betardu, który być może nie musiałby się bronić przed spadkiem w barażach, gdyby juniorzy dorzucili w kilku meczach choćby jeden czy dwa punkty więcej. Nic więc dziwnego, że przy budowie składu na sezon 2013 właśnie pozycje juniorskie budzą najwięcej obaw i jednocześnie są największym dylematem dla władz i trenera ekipy z Wrocławia.

Juniorzy Betardu Sparty Wrocław nie byli najmocniejszymi ogniwami ekipy Piotra Barona.
Juniorzy Betardu Sparty Wrocław nie byli najmocniejszymi ogniwami ekipy Piotra Barona.
Źródło artykułu: