Pedersen i Gollob w Lesznie? "Oni nie pasują do strategii klubu"

Piąte miejsce rozczarowało kibiców, zawodników i włodarzy Unii Leszno. Dyrektor klubu Ireneusz Igielski mocno wierzy w to, że za rok będzie znacznie lepiej.

Rafał Mandes: Piąte miejsce to dla Unii duże rozczarowanie? Gdyby nie kontuzja Jarosława Hampela z pewnością zakończylibyście sezon wyżej.

Ireneusz Igielski: Spore rozczarowanie, ale to już było i nie ma co do tego wracać. Kontuzja Jarka oczywiście bardzo mocno pokrzyżowała nam plany, ale ja jestem daleki od wystawiania indywidualnych laurek. Żużel to sport drużynowy i o wyniku decyduje drużyna, a nie pojedynczy zawodnicy. Gdyby w kilku meczach poszczególni żużlowcy lepiej punktowali, to i wyniki byłyby z pewnością lepsze.

Mimo kontuzji Hampela i tak otarliście się o najlepszą czwórkę. To dobry prognostyk przed kolejnym sezonem?

- Bardzo dobry. Mnie cieszy głównie to, że nie dość, że jechaliśmy głównie polskim składem, to jeszcze głównie naszymi wychowankami. Dla klubu to naprawdę duża satysfakcja.

W czołowej "10" juniorów znalazło się trzech waszych zawodników. W tej kategorii nie mieliście sobie równych.

- Nie zapominajmy, że ten sezon jeździliśmy z czterema juniorami w składzie, a mimo to zabrakło nam zaledwie jednego małego punkciku do awansu do play-off. Piąte miejsce to jak już wspomniałem spore rozczarowanie, bo wszyscy liczyliśmy na więcej, ale jak widać było także kilka pozytywów i to przed nowym sezonem nastawia nas optymistycznie.

Tym piątym miejscem nie ma się jednak zbytnio co przejmować, bo to znak, że za rok tytuł wróci do Leszna. Rok 2007 - złoto, 2008 - srebro, 2009 - piąte miejsce, 2010 - znów złoto, 2011 - znów srebro i 2012 - znów piąte miejsce.

- Zgadza się, doskonale znam ten rozkład miejsc (śmiech). Złoto w przyszłym roku przyjąłbym z ogromnym zadowoleniem. Trzeba jednak pamiętać, że plany planami, a życie i tak swoje. Czasami los jest okrutny, czego najlepszym przykładem jest kontuzja Jarka. Można więc sobie zakładać dużo, ale potem i tak trzeba jeszcze liczyć na uśmiech od losu.

Liczby liczbami, ale bez budżetu podobnego do tego, którym dysponowała w tym sezonie wasza imienniczka z Tarnowa, o złoto będzie trudno. Na jakim etapie są wasze rozmowy z miastem. Będzie pomoc? Jeśli tak, to w jakiej wysokości?

- Mogę powiedzieć tylko tyle, że rozmowy trwają i jak na razie miasto jeszcze oficjalnie się nie zadeklarowało, czy pomoże, a jeśli tak, to jaka to będzie suma. Zawodnicy mają teraz wolne, ale dla nas, ludzi pracujących w Klubach na co dzień, nastał właśnie najgorętszy okres. Przede wszystkim musimy zatrzymać dotychczasowych sponsorów oraz zrobić wszystko, by ściągnąć nowych. Pomoc od miasta na pewno bardzo by się przydała.

Skoro już o finansach mowa. Po każdym sezonie wraca temat wygórowanych żądań zawodników. Teraz jest podobnie. Pytanie czyja to wina - wyłącznie sportowców, a może też włodarzy klubów, którzy rozpieścili przez lata żużlowców?

- Nasz prezes Józef Dworakowski od dawna powtarza, że to właśnie włodarze klubów "rozpieścili" zawodników. My nie mamy zamiar uciekać od odpowiedzialności. Prezesi to popsuli, teraz prezesi muszą zrobić wszystko, by to naprawić. Innego wyjścia w tej kwestii nie widzę.

Dużo się mówi się o przykręceniu finansowego kurka, dużo mówi się także o regulaminie. Aż tak trudno ustalić jasne, przejrzyste zasady, takie same dla wszystkich lig?

- Może nie trudno, ale tak jak w przypadku zarobków zawodników, tak i w przypadku regulaminu winne są przede wszystkim kluby. Są u nas osoby, które zrobią wszystko, by wykorzystać każdą dziurę w regulaminie. Potem konieczne są korekty, by naprawić to, co ci przed chwilą wspomniani popsuli w trakcie sezonu i dlatego ten regulamin z roku na rok jest coraz gorszy.

A co by pan zmienił w regulamin, by miał on wreszcie ręce i nogi?

- To jest temat na kolejną i to długą rozmowę. Tak w skrócie przede wszystkim trzeba zrobić wszystko, by ograniczyć finansowe zapędy klubów. Po drugie spróbować obniżyć zarobki zawodnikom, które stanowią lwią część budżetów. Jak uda się to zrobić, to wtedy można pomyśleć o obniżce cen biletów. Jeśli chodzi o pozostałe sprawy, to Unia jest za KSM na poziomie 39 punktów oraz za jednym zawodnikiem z cyklu Grand Prix w zespole, ale z zastrzeżeniem, że jak jakiś polski żużlowiec w trakcie sezonu wywalczy przepustkę do elity, to jego ten limit nie obowiązuje.

Na transferowym rynku do wzięcia będą przede wszystkim Nicki Pedersen i Tomasz Gollob. Powalczycie o jednego z nich?

- Nie. To znakomici i zasłużeni żużlowcy, ale nie pasują do strategii naszego klubu. Poza tym z tego co wiem karty są już dawno rozdane.

Cykl Grand Prix przenosi się z Leszna do Bydgoszczy. Będziecie tęsknić za rywalizacją w mistrzostwach świata?

- W najbliższym sezonie na pewno nie. Przez ostatnie sześć lat organizowaliśmy wszystko, co tylko było możliwe do zorganizowania z tych prestiżowych imprez. W 2009 roku byliśmy wręcz stolicą światowego żużla - było Grand Prix, był też baraż i wielki finał Drużynowego Pucharu Świata. Teraz musimy odpocząć, ale odpocząć muszą także nasi kibice, którzy tymi wielkimi imprezami są przesyceni. W BSI mamy jednak bardzo dobre notowania i jak dojrzejemy do tego, że ponownie chcielibyśmy gościć najlepszych na świecie, to powalczymy o organizację.

Mimo wszystko szkoda z powodu Jarosława Hampela, który dostał dziką kartę i z pewnością chciałby wystartować na swoich śmieciach. Na co w ogóle stać "Małego" w przyszłorocznym cyklu GP?

- Nie ukrywam, że walcząc o organizację turniejów z cyklu Grand Prix często mieliśmy na uwadze to, by w jakimś tam stopniu pomóc naszym zawodnikom - czy to Leigh Adamsowi, czy Jarkowi Hampelowi. Co do "Małego" to po kontuzji i bólu nie ma już śladu więc nie mam złudzeń, że stać go na walkę o tytuł Mistrza Świata. Od dawna należy do światowej elity, ma już przecież srebrny i brązowy medal w kolekcji. Brakuje zatem tylko złota i tego mu życzę z całego serca.

Wracając do poprzedniego sezonu, ale tym razem skupiając się już na wszystkich ekipach, a nie tylko Unii Leszno. Kto pana osobiście najbardziej zaskoczył, a kto najbardziej zawiódł?

- Największym zaskoczeniem "in plus" była dla mnie Stal Gorzów oraz Matej Zagar oraz Niels Kristian Iversen. Tych dwóch zawodników w ostatnich latach urządziło prawdziwą tułaczkę po polskiej lidze. Nigdzie nie potrafili znaleźć odpowiedniego miejsca dla siebie, aż wreszcie zaskoczyli w Gorzowie. Miło się patrzyło na ich jazdę. Z kolei tytuł MVP ląduje oczywiście w rękach Nickiego Pedersena, który był maszynką do zdobywania punktów. A kto najbardziej zawiódł? Chyba Piotrek Świderski. To nauczka dla pozostałych klubów. W Gdańsku bardzo na niego liczyli, tymczasem on w trakcie podpisywania kontraktu był daleki od swojej optymalnej formy. Ba, niewykluczone, że składając podpis leczył jeszcze kontuzję.

Leszek Blanik w rozmowie z naszym portalem przyznał, że dla niego jednym z największych przegranych sezonu jest Damian Baliński, który z premedytacją wjechał w Rafała Szombierskiego. Nasz mistrz olimpijski skomentował sytuację krótko - "To było żenujące". Jak pan zapatruje się na te słowa Blanika?

- Trudno mi polemizować z tak wybitnym sportowcem, ale moim zdaniem "Bally" cierpi głównie przez łatkę, jaką mu przyszyto już wieki temu. On po prostu jeździ ofensywnie, ostro i tam, gdzie niektórzy odpuszczają gaz, on go odkręca. Tak już ma i za to jedni go uwielbiają, a inni nienawidzą. Takich zawodników jest w naszej lidze więcej i oni na pewno dodają rozgrywkom kolorytu. Jeśli chodzi o tą konkretną sytuację, to Damian na pewno mógł pojechać inaczej, ale tak jak już wspomniałem on nie zawsze wybiera rozwiązania, które wybrałaby większość.

Żużlowcom życzy się zazwyczaj sezonu bez kontuzji. A czego na ten gorący okres powinno się życzyć działaczom takim jak pan?

- Finansowej stabilizacji. Obserwując jednak rynek i prowadząc różne rozmowy wiem, że idą dla nas bardzo ciężkie czasy. Niektórzy mówią, że kryzys już za nami, ale moim zdaniem to nie prawda. Będzie jeszcze gorzej. Firmy tną koszty, a jak się tnie koszty, to na początek tnie się wydatki na marketing i promocję. Teraz wszyscy oglądają każdą złotówkę trzy razy, zanim ją na cokolwiek wydadzą. Trudno będzie utrzymać dotychczasowych sponsorów, jeszcze trudniej pozyskać nowych. Chciałbym, by zima była spokojna, ale obawiam się, że będzie na odwrót...

Źródło artykułu: