Nauczenie się jazdy na motocyklu żużlowym to jedno z moich marzeń - rozmowa z Mistrzem Olimpijskim Leszkiem Blanikiem

Leszek Blanik oprócz tego, że jest Mistrzem Olimpijskim, Mistrzem Świata i Mistrzem Europy, jest też członkiem-założycielem GKŻ Wybrzeże Gdańsk i zapalonym kibicem żużla. Złoty medalista z Pekinu nie ukrywa, że jednym z jego marzeń jest nauczenie się jazdy na motocyklu żużlowym.

Michał Gałęzewski, Rafał Sumowski: Czy decyzja o planowanym zakończeniu kariery gimnastyka spowodowana jest chęcią zaistnienia na torze żużlowym?

Leszek Blanik: W 2010 roku oficjalnie zakończę karierę i nie ukrywam, że mam wiele różnych spojrzeń na to, co będę robił. Jeżeli byłaby dobra sala to chciałbym pracować w gimnastyce. Biorę pod uwagę założenie amatorskiej szkoły gimnastycznej nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych. Biorę też pod uwagę prowadzenie różnych zajęć ogólnorozwojowych do różnych dyscyplin sportowych. Jeżeli chodzi o żużel, to nauczenie się jazdy na motocyklu żużlowym to jedno z moich marzeń.

Jak się pan zainteresował żużlem?

- Jestem wychowany na żużlu. Pierwszy raz na meczu żużlowym byłem w 1986 roku, a od 1988 roku uczęszczam regularnie na wszystkie mecze żużlowe najpierw w Rybniku, później w Gdańsku, śledzę wszystkie rozgrywki i bywam na ważniejszych imprezach w kraju.

Nie dość, że regularnie bywa pan na stadionie gdańskiego Wybrzeża, to jest pan członkiem-założycielem tego klubu...

- Jestem członkiem stowarzyszenia GKŻ Wybrzeże. Co prawda nie mam zbyt wiele czasu, aby aktywnie działać w stowarzyszeniu, ale na pewno staram się jako członek stowarzyszenia dobrze mówić o klubie i go promować w jakikolwiek sposób. Przede wszystkim cieszę się, że w Trójmieście, gdzie się przeprowadziłem, mogłem kontynuować swoją pasję, ponieważ zarażony żużlem zostałem w Rybniku, jeszcze w czasach gdy ROW był w wielkiej formie. Żużel w Gdańsku zawsze stał na dobrym poziomie.

Utrzymuje pan jakieś kontakty z żużlowcami?

- Znam się z chłopakami ze starszymi zawodnikami z Rybnika, jak na przykład Adam Pawliczek, a także między innymi z zawodnikami z Gdańska, z którymi od czasu do czasu rozmawiamy przy okazji meczów, między innymi z Tomkiem Chrzanowskim, ale także z Rafałem Okoniewskim. Poznałem ich podczas przygody ze sportem żużlowym na różnego rodzaju imprezach.

Jak wychodziło skakanie przez kozła zawodnikom Polonii na przedsezonowych przygotowaniach?

- Różnie, chociaż muszę bardzo pochwalić przede wszystkim Polaków. Bardzo dobrze spisywali się Rafał Okoniewski, Marcin Jędrzejewski, ale także Emil Sajfutdinov z Rosji. Są to zawodnicy, którzy bardzo dobrze sobie radzili, jeśli chodzi o podstawowe elementy gimnastyczne. Gorzej było z obcokrajowcami i uważam, że problem tkwi w podejściu do dyscypliny. Oni bardziej podchodzą do tego na luzie i wydaje mi się, że problem wyników w sporcie żużlowym tkwi przede wszystkim w odpowiednim ułożeniu sprzętu, dopasowaniu go.

Wygimnastykowanie ciała jest ważne dla żużlowców?

- Jeżeli zawodnik regularnie pracuje na sali gimnastycznej, to w momencie upadku przyjmuje postawę automatycznie. Nie musi myśleć o tym, aby schować głowę, a ją po prostu chowa. Przygotowanie gimnastyczne, koordynacja ruchowa, panowanie nad własnym ciałem, miękkość stawów i mięśni nie uchroni zawodnika przed konsekwencjami, ale w wielu upadkach może spowodować ich zmniejszenie po upadku.

Po sylwetce Emila Sajfutdinova od razu widać, że na sali gimnastycznej czuje sie wspaniale...

- Tak, Emil bardzo dobrze sobie radził na sali, podobnie jak Rafał Okoniewski i muszę ich pochwalić.

Jako członek gdańskiego klubu będzie pan w przyszłości również przygotowywał zawodników Wybrzeża?

- Trudno mi powiedzieć. Jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba, to jak najbardziej - nie widzę żadnego problemu. Jestem oddany sportowi żużlowemu, bez znaczenia czy jest to gdańskie Wybrzeże, czy RKM Rybnik uważam, że dla dobra widowiska byłoby dobrze, żeby każdy był jak najlepiej przygotowany. Ponieważ znam się z Zenkiem Plechem zostałem poproszony o to, aby odwiedzić obóz dla urozmaicenia ich zajęć. Przeprowadziłem cztery treningi podczas trzech dni. Jeżeli zajdzie taka potrzeba ze strony Gdańska, to oczywiście jestem otwarty.

Jaki wynik obstawia pan w niedzielę, kiedy to Wybrzeże spotyka się z Polonią?

- Wszystko zależy od składów. Dopiero co wróciłem z Pekinu, jednak śledziłem przez internet doniesienia żużlowe. Kilka dni przed finałem, w którym zdobyłem złoty medal niestety troszeczkę się z tym zagubiłem jednak wiem, że Polonia ma problemy kadrowe, Davidsson jest kontuzjowany, a w Wybrzeżu jest ostra walka o miejsce w składzie i nie wiadomo kto będzie jeździł. Wynik jest sprawą otwartą.

Komu pan kibicuje na tym meczu?

- Proszę mnie zwolnić z odpowiedzi na to pytanie, odpowiem tylko tyle - niech na każdym torze wygrywa gospodarz (śmiech). Sprawa awansu wyjaśni się na torach innych przeciwników. Kto jest mocny, będzie wygrywał u innych - wejdzie do Ekstraligi. Polonia ma przewagę punktową, ale sprawa jest otwarta. Uważam jednak, że zarówno Polonia Bydgoszcz, jak i gdańskie Wybrzeże zasługują, aby być w Ekstralidze. Gdy któraś z tych drużyn pojedzie w barażu będzie miała duże szanse.

Chciałby pan żeby pański syn był gimnastykiem, czy żużlowcem?

- Jeżeli mówię, że ja chciałbym być żużlowcem, to w jego przypadku jest trudniej podjąć decyzję, aby zaczął uprawiać tak niebezpieczny sport. To się też tyczy gimnastyki i całej objętości treningowej. Jest też zainteresowany gitarami, mikrofonem... Może będzie muzykiem lub dziennikarzem? (śmiech).

Czytelników portalu www.SportoweFakty.pl już w niedzielę i poniedziałek zapraszamy na lekturę obszernego wywiadu z Leszkiem Blanikiem, w którym złoty medalista z Pekinu opowiada między innymi o swojej dyscyplinie sportowej, smaku zwycięstwa, swoim spojrzeniu na niedawno zakończone Igrzyska Olimpijskie i o tym jakie wrażenie wywarły na nim Chiny

Komentarze (0)