Robert Terlecki w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl powiedział: - Próbowałem się porozumieć na tyle, na ile uważałem to do zaakceptowania przez klub. Świderski wybrał wersję, w której należy mu się wszystko, gdyż jeździł. Stwierdziłem, że nie tędy droga.
Żużlowiec, który pod koniec 2011 roku odniósł groźną kontuzję przekazał, że był gotowy na szerokie ustępstwa. - Informacja, że nie chciałem się zrzec pieniędzy nie jest prawdziwa. Prezes Polny nie miał zastrzeżeń co do kontraktu. Sprawa niewypłacenia mi pieniędzy pojawiła się w momencie, gdy prokurentem został Robert Terlecki. Nieprawdą jest, że nie chciałem się porozumieć w sprawie zadłużenia. Chciałbym przekazać, że byłem gotowy zrzec się 1/3 kwoty, którą klub mi zalega. W mediach pojawiły się informacje o tym, jakiego rzędu jest to dług, więc każdy może sobie uświadomić, że nie są to małe pieniądze - oświadczył Piotr Świderski w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Świderski odnosi się też do tego jak z jego perspektywy wyglądały rozmowy z gdańskim klubem. - Prowadziłem je ja, mój menedżer i pan Terlecki. Wie on o tym doskonale i nie rozumiem dlaczego mnie oczernia. Podejrzewam, że nie ma on w tym momencie pieniędzy i jest okres licencyjny, kiedy trzeba spłacić długi wobec mnie i Maksima Bogdanowa. Jeśli chodzi o niego, to wiadomo że przyszedł pierwszy raz do ENEA Ekstraligi, gdzie poziom jest inny i też był po kontuzji. Widać, że się rozkręcał i gdyby nie kontuzja, mielibyśmy z niego dużo pożytku. To dla mnie nie do pomyślenia, kiedy w grę wchodzą tematy moralne. Chciałbym przestrzec kolegów, którzy mieliby się związać z Wybrzeżem, aby zastanowili się trzy razy, zanim podpiszą kontrakt. Podejrzewam, że za rok mogą wyjść podobne tematy - przewiduje Świderski.
Co składa się na dług wobec Piotra Świderskiego? - Mowa tu o pieniądzach na przygotowanie do sezonu. Do dnia dzisiejszego otrzymałem 30, może 40 procent tej kwoty, a są do mnie wysyłane pisma, w których żądane są wydatki na sprzęt w pełnej kwocie, którą miałem otrzymać! To są świńskie i niesmaczne numery. Nie chciałem nic komentować, ale w końcu pękłem. Wiem, że jestem współwinny spadku do I ligi i się do tego poczuwam. Wszyscy oczekiwaliśmy więcej od mojej jazdy w 2012 roku, ale kontuzja dała o sobie znać. Z tego tytułu byłem skłonny oddać 1/3 kwoty. Niezapłacone faktury sięgają lutego i marca, a ja musiałem zapłacić podatek VAT, nie wspominając o innych kosztach, które poniosłem - zakończył Świderski.