Są w życiu chwile, kiedy nie liczą się medale, sukcesy i pieniądze, a zwykły ludzki gest. Tomasz Jędrzejak 15 sierpnia tego roku sięgnął po tytuł indywidualnego mistrza Polski, spełniając swoje najskrytsze marzenia. Kilkanaście dni później w Radłowie pod Ostrowem Wielkopolskim - niedaleko miejsca zamieszkania - Tomasza Jędrzejaka doszło do tragicznego wypadku z udziałem czteroletniego chłopca. Jak się okazuje, dramat wstrząsnął także 33-letnim żużlowcem.
Sprawa była bardzo głośna. Pisały o niej nawet ogólnopolskie media. Czteroletnie dziecko wpadło pod samochód, wyrywając się z rąk babci, by ratować biegnącego ulicą kota. Pomimo interwencji lekarzy, życia chłopca nie udało się uratować. Jak się okazało, ojciec tragicznie zmarłego dziecka był wielkim fanem żużla. Miłość do speedway'a zaszczepiał także swojej latorośli. Choć wielokrotnie obiecał synowi, nie zdążył jednak zabrać go na zawody żużlowe w Ostrowie Wielkopolskim. Plany i marzenia przerwała tragiczna śmierć dziecka.
Pogrążony w smutku ojciec zwrócił się z niecodzienną prośbą do Tomasza Jędrzejaka, który był wówczas świeżo upieczonym mistrzem Polski, by odpalił żużlowy motocykl na ostatnim pożegnaniu tragicznie zmarłego dziecka. Żużlowiec niechętnie mówi o tej delikatnej sprawie. Podkreśla, że absolutnie nie zrobił tego dla splendoru, a jedynie spełnił wolę przeżywającego tragedię rodzica. O tym, że w ostatniej drodze czteroletniego chłopca towarzyszył ryk żużlowej maszyny nie było głośno w mediach. Sprawa wyszła w momencie, gdy zgłoszono kandydaturę Tomasza Jędrzejaka w kategorii fair play w XXIII Plebiscycie Tygodnika Żużlowego, gdzie w uzasadnieniu nominacji napisano - spełnił ostatnią wolę młodego kibica.
Ten gest jesteś wielkim żużlowcem i człowiekiem i nie ważne jaki klub będziesz Czytaj całość