Robert Noga - Moje boje: I to jest także (polski) speedway

W czasie okresu, kiedy kluby starają się o licencje na kolejny sezon, wiele mówi się o ich zadłużeniu finansowym. Jak na ten problem zapatruje się Robert Noga?

W tym artykule dowiesz się o:

Z jednego z moich pierwszych wojaży na Wyspy Brytyjskie przywiozłem sobie kilka książek poświęconych speedwayowi. Wśród nich był album znanego fotografika specjalizującego się w tej dyscyplinie sportu. To Mike Patrick, a album nosi nazwę "Superstars of Speedway". Otwiera go kapitalna wręcz fotografia przedstawiająca zawodnika schodzącego po wyścigu do parku maszyn. Jest dokładnie zachlapany błotem, łącznie z twarzą, wygląda jak wymalowany mim lub istota nieziemska. Podpis pod zdjęciem głosi żartobliwie, ale w sumie prawdziwie: "I to jest speedway". Fotka przypomniała mi się, bowiem moim zdaniem stanowi znakomitą alegorię tej dyscypliny sportu. Żużel bywa przecież sportem brudnym, pobłoconym nie tylko w sensie dosłownym, ale także w przenośni. O co chodzi? Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Stare, prawdziwe porzekadło, które sprawdza się w wielu sytuacjach. Właśnie ostatnio byliśmy bombardowani doniesieniami z klubów, na temat długów niektórych z nich i możliwością nieotrzymania w związku z tym licencji na starty w roku przyszłym. To już praktycznie norma. Nie pamiętam sezonu, przynajmniej od dobrych dwóch dekad, aby wszystkie nasze żużlowe kluby były finansowo czyste jak dziewice. Zawsze gdzieś coś się nie zgadzało, zawsze jacyś zawodnicy byli pokrzywdzeni. I w większości przypadków jakoś t uchodziło to na sucho. Jak mawiano, dla dobra żużla. I tak się to kręci z roku na rok. Znakomicie ilustruje ten proceder przykład, który zaczerpnąłem z wpisu jednego z internautów- czytelników Sportowych Faktów, który pozwalam sobie w tym miejscu przytoczyć. Jest to cytat wypowiedzi menedżera jednego z zawodników rosyjskich w polskiej lidze: "Początek sezonu był całkiem miły i przyjemny. Dużo telefonów, spraw do załatwienia, wszystko szło dobrze. Na koniec nie wygląda to jednak najlepiej. Ciężko się dodzwonić , nie ma żadnych informacji dotyczących spłat. Zawodnicy są zastraszani karami za ujawnienie zaległości w stosunku do nich. Ja się nie boję o tym mówić, bo posiadam odpowiednią korespondencję. Sprawę tę przekazałem do GKSŻ i PZM, ale tam również nie wiedzą co zrobić . Okazuje się, że można komuś nie płacić, a druga strona ma siedzieć cicho, bo kary za naruszenie dobra klubu są większe niż należności”.

Klubowi prawnicy wiedzą więc doskonale jak sterroryzować zawodnika, inną częstą praktyką jest uwolnienie jego kontraktu (jeżeli nieopatrznie podpisał wieloletni) za zrzeczenie się wierzytelności. W okresie transferowym kluby podpisują kolejne kontrakty, z innymi zawodnikami i karuzela trwa nadal, a końca tego chocholego tańca nie widać. Rozmawiałem niedawno z jednym z czołowych zawodników klubu, który w sezonie 2012 jeździł w II lidze. Klub ów otrzymał kilka miesięcy temu zastrzyk gotówki od prywatnego sponsora z zastrzeżeniem, że są to pieniądze dla konkretnego zawodnika, na zakup silników. Pan prezes wypłacił jednak połowę pieniędzy, resztą pokrył inne długi. A za punkty winny jest zawodnikowi kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tenże żużlowiec przyznał mi się także, że poprzedni klub, jeszcze za sezon 2011 nie wypłacił mu zaległych ponad 30 tysięcy złotych. Kiedy zapytałem go dlaczego wciąż podpisuje kolejne ugody powiedział wprost: "Nie chcę uchodzić za grabarza klubu, za tego, który rozwalił żużel w tym mieście. Bo mnie zjedzą. Poza tym jak klub padnie, to tym bardziej nic już mi nie zwróci, a tak zawsze jest jakaś nadzieja".

I tak to się toczy roczek za roczkiem… Z dużym zainteresowaniem zapoznałem się z komunikatem o przyznanych licencjach na przyszły sezon. Nie wiem, czy Czytelnicy Sportowych Faktów zwrócili uwagę na jedną rzecz. Otóż wśród zaledwie trzech klubów ekstraligi, które otrzymały licencje bezwarunkową, znalazły się dwa, o których było najwięcej bodaj hałasu dotyczącego ich trudnej sytuacji finansowej. Tymczasem one akurat wyszły na czysto, a z grzechów muszą się wyspowiadać inni, o których było znacznie ciszej. Taki hokus, pokus. Ciekawe, prawda?

Robert Noga

Źródło artykułu: