Michał Kowalski: W sezonie 2013 kilku zawodników ze światowej czołówki zdecydowało się na start w Indywidualnych Mistrzostwach Europy, które do niedawna były traktowane raczej jako pole do popisu dla słabszych żużlowców. To chyba dobrze, że te zawody nabrały takiej rangi?
Jerzy Kanclerz: Na pewno tak. W wielu dyscyplinach przecież oprócz światowego czempionatu, są też mistrzostwa Europy. To sprawdzona metoda rozwoju sportu. Żużel też poszedł więc w tym kierunku. Mistrzostwa Europy do tej pory były traktowane nieco "po macoszemu". W tej chwili będą tam startować Tomek Gollob, Nicki Pedersen czy też Andreas Jonsson. Myślę, że taka stawka wiele da tym zawodom. Duńczyk przyznał ostatnio nawet, że nagrody pieniężne są tam podobne do tych w Grand Prix.
A propos Tomasza Golloba. Trzeba powiedzieć, że miniony sezon był dla niego jednym z najgorszych w ostatnich latach…
- Według mnie w kolejnym sezonie Tomasz będzie nadal w ścisłej grupie 5-6 zawodników, którzy powalczą o tytuł. Do tego oczywiście Hancock, Pedersen, Sajfutdinow czy aktualny mistrz Chris Holder. Darcy Ward również może namieszać. Tegoroczny sezon Tomek miał rzeczywiście słabszy, ale to się zdarza każdemu sportowcowi. Ale on wciąż może wrócić na szczyt. Proszę zauważyć, że wielu zawodników, z którymi zaczynał swoje boje o tytuł, już skończyło kariery. Na przykład Nielsen, Rickardsson czy Crump. Jak by nie patrzeć, on już od 20 lat jest w czołówce.
Zaskoczyło pana zdobycie złota przez Chrisa Holdera?
- Ten rok w zasadzie nie miał takich zdecydowanych faworytów. Od samego początku była rotacja, co turniej, to inny zwycięzca. Do tego w ostatnich zawodach w Toruniu pamiętny epizod, gdy Holder przewrócił Pedersena, to świadczy tylko o tym, jaki był poziom adrenaliny. Na temat tego zajścia rozmawiałem z wieloma osobami i doszliśmy do wniosku, że gdyby ten turniej odbywał się gdzieś indziej, decyzja sędziego mogła być zupełnie odmienna. Jednak to Australijczyk wygrał i zostanie w pamięci jako mistrz. Czy to za wcześnie? W 1993 roku Tomek miał szansę na wywalczenie przynajmniej brązu, wtedy mówiono mu, że jeszcze ma czas na medale. Minęło 20 lat, a on zdobył tylko raz złoto. Tylko i aż raz, bo przecież każdy o tym marzy.
Nadchodzący sezon znów zdaje się nie mieć zdecydowanych faworytów. Trzeba przyznać, że światowa czołówka bardzo się spłaszczyła.
- Coś w tym jest. Sezon 2012 był specyficzny, bo wielu zawodników nie przyjęło dzikich kart i paru żużlowców w cyklu znalazło się trochę przypadkiem. Trzeba było bowiem ułożyć w Polsce skład tylko z jednym jeźdźcem z GP. To był zły kierunek, bo w cyklu powinni jechać najlepsi na świecie. Nie służy to wizerunkowi tego sportu.
Regulamin się jednak zmienił i można chyba powiedzieć, że wreszcie w cyklu pojadą rzeczywiście najlepsi na świecie.
- Tak, to już nie są ludzie "z łapanki". Faktycznie są to najlepsi na świecie. Dzikie karty zostały słusznie rozdane, rywalizacja będzie na naprawdę wysokim poziomie. Nikt nie wszedł do cyklu kuchennymi drzwiami i zapowiada się świetna batalia.
Karierę niespodziewanie zakończył Jason Crump. Pan z pewnością ma wiele wspomnień związanych z Australijczykiem…
- Na pewno tak. Wydawało się wszystkim, że to zawodnik twardy, który ma nerwy ze stali. Widziałem jednak go, gdy płakał na kolanach żony, przy dzieciach. Zachowywał się i przeżywał to jak każdy inny człowiek. To normalny facet. Jeśli przegrał, potrafił uronić łezkę. To indywidualność, która wiele wniosła do żużla i bardzo będzie go w cyklu brakować.
Mówi się, że Crump może za rok czy dwa powrócić do ścigania. Będzie miał już jednak blisko 40 lat. Czy to ma sens?
- Można by powiedzieć, że porównując do Golloba czy Hancocka, to nie będzie żaden problem. Jason bowiem będzie mimo tego wieku młodszy od nich. Jednak ja uważam, że jeśli powiedziało się "a", to trzeba też powiedzieć "b". On już nawet chyba nie ma za bardzo motywacji, trochę się wypalił. Przypominam sobie podobne sytuacje, gdy ktoś rezygnował z walki o najwyższe cele. Chociażby Irena Szewińska, która powróciła na jedne igrzyska, ale to już nie było to samo. Crump do tej decyzji zwyczajnie dojrzał. To nie było nic szybkiego, tylko przemyślana decyzja. On na pewno ma dla siebie jakieś inne wyzwania w tej chwili. Jeśli chodzi o żużel, to według mnie, już do tego nie powróci.
Rozmawialiśmy już o Tomaszu Gollobie, to teraz może pora na pozostałych Polaków w cyklu. Jak pan zapatruje się na szanse Jarosława Hampela i Krzysztofa Kasprzaka?
- Krzysztof jest dla mnie wielką niewiadomą. Niemniej jednak już kiedyś stał w Bydgoszczy na podium. Parę razy w sezonie 2012 byłem na meczach Poole i widziałem go w akcji. Stwierdziłem, że on naprawdę potrafi jeździć. Żeby jednak być mistrzem świata, trzeba mieć wszystko ułożone od podstaw. Na pewno pojedyncze rundy jest w stanie wygrywać, ale czy stać go na medal… Oczywiście jak najbardziej mu tego życzę. Raczej nie oczekuję jednak, iż uda mu się ta sztuka.
Niedawno poinformował pan, że będziecie starać się, by dziką kartę na turniej w Bydgoszczy otrzymał Krzysztof Buczkowski. Zdaje się, że na własnym torze ten zawodnik jest w stanie powalczyć nawet o podium.
- Oczywiście, że tak. Krzysiek w Bydgoszczy czuje się jak ryba w wodzie. My będziemy zabiegać o tę kartę, natomiast ostateczną decyzję podejmą PZMot i BSI. O tym, że jego klasa została doceniona świadczy chociażby powołanie do kadry przez Marka Cieślaka. To nie jest więc byle kto. Zdajemy sobie naturalnie sprawę, że do tej dzikiej karty mogą być kontrkandydaci. Zrobimy wszystko, aby Krzysztof pojechał. Stać go na bardzo dobry wynik.
Kiedy rozpoczną się oficjalne przygotowania do bydgoskiej rundy GP?
- Zapotrzebowanie na bilety przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. W tej chwili mamy zamówienia już ze Szwecji, Danii, Norwegii czy Wielkiej Brytanii. Dokładnie to ponad 1700 wejściówek. Wiadomo, że już po raz 15. będziemy organizatorem GP, więc szykuje się mały jubileusz. Bydgoszcz zawsze wywiązywała się solidnie ze swoich obowiązków. Tak też postrzegają nas panowie z BSI. Myślę, że przyszłoroczne zawody będą takie, jak zawsze. Liczę na sporą frekwencję, szkoda tylko, że stadion nie tak nowoczesny. Będzie jednak atmosfera i walka, na jaką czekają kibice.