Przypomnijmy, że Kolejarz otrzyma z ratusza 260 tysięcy złotych, czyli o 20 tysięcy mniej niż w ubiegłym roku. Decyzja komisji zaskoczyła żużlowych działaczy, którzy liczyli na zdecydowanie większą dotację - składali wniosek o 472 tysiące.
Zdaniem Jerzego Drozda, jego klub został skrzywdzony, a miasto nie uszanowało zarządu. - Jeszcze przed świętami spotkaliśmy się z prezydentem Zembaczyńskim, któremu przedstawiliśmy nasze potrzeby i poinformowaliśmy o zawarciu kontraktów - tłumaczy prezes Kolejarza. - Uspokajano nas, że dostaniemy wystarczającą pomoc. Zdawaliśmy sobie sprawę, iż dotacja może nie być tak wysoka, jak wnioskowaliśmy. Ale nie przypuszczaliśmy, że będzie mniejsza niż przed rokiem. To ogromne rozczarowanie i brak szacunku dla naszej społecznej pracy. Wielokrotnie podkreślano nasz wkład, lecz za słowami nie poszły czyny. Przez miesiące spotykaliśmy się z prezydentem, by wynegocjować jak najlepsze warunki, po czym obniżono nam dotację. Nikt nie skontaktował się z nami, nie uprzedził przed tym faktem, co pozwoliłoby nam przygotować plan awaryjny. W ten sposób nie traktuje się partnerów biznesowych. Nie mieści mi się w głowie, że postąpiono tak nieodpowiedzialnie wobec klubu z pięknymi tradycjami, mistrzem świata i dużą widownią na trybunach.
- Pod względem frekwencji przeważamy zdecydowanie nad innymi klubami. Na stadionie bezpiecznie czują się rodziny, nie dochodzi do burd. Rozliczamy się terminowo, pracujemy uczciwie i nie kradniemy. Oczywiście, jak każdy człowiek, tak i my popełniamy błędy, ale udaje się nam w trudnych opolskich warunkach utrzymać klub przy życiu. W przeciwieństwie do III-ligowej Odry, która choć jest największym beneficjentem, to rozgrywa swoje mecze w obrębie 30 kilometrów, reprezentujemy i reklamujemy miasto na terenie całej Polski. Ponadto organizujemy imprezy o zasięgu europejskim i pozytywnie pisze się o nas w mediach. Wynik sportowy jest sprawą wtórną. Trudno osiągnąć sukces, kiedy wsparcie ze strony miasta czy sponsorów maleje. Jestem pewien, że gdybyśmy dostali pomoc finansową na poziomie Odry (480 tys. - dop. red.), bez problemu awansowalibyśmy do I ligi. Niższa dotacja to dla nas poważny cios i stawia pod znakiem zapytania dalsze funkcjonowanie Kolejarza.
Jerzy Drozd twierdzi, że groźba nieprzystąpienia klubu do rozgrywek jest realna. Wiele zależy od piątkowej rozmowy z Ryszardem Zembaczyńskim. - Chcemy przedstawić swoje stanowisko i poznać zdanie prezydenta - mówi Drozd. - Musimy wiedzieć, na czym stoimy, jak na naszą sytuację zapatrują się władze miejskie i czy istnieje szansa na dodatkowe wsparcie. Jeśli go nie otrzymamy, trzeba będzie zastanowić się nad sensem żużla w Opolu i ewentualnie powiadomić zawodników, że mogą szukać nowych zespołów. To najczarniejszy scenariusz, lecz na ten moment niestety wydaje się realny.
Działacze Kolejarza przygotowali alternatywę. Chcą, by miasto zaniechało remontu stadionu przy ul. Wschodniej i część budżetu na ten cel, wynoszącego 1 milion złotych, przekazało na konto klubu. Prośbę motywują zaakceptowanym wstępnie przez ratusz planem budowy nowego obiektu żużlowego w okolicach dzielnicy "Malina". - Po co remontować stadion bądź stawiać nowy, skoro zagrożone jest istnienie drużyny żużlowej? - pyta retorycznie Jerzy Drozd. - Brakuje w tym perspektywicznego myślenia. Jesteśmy skłonni poczekać na modernizację do kolejnego roku, byleby otrzymać pieniądze na bieżącą działalność. Sądzę, że formalnie jest to do zrealizowania, a potrzeba jedynie dobrych chęci. Opinia prezydenta w tej sprawie będzie dla nas bardzo istotna.
Wiceprezydent Opola Krzysztof Kawałko uważa, że Kolejarz nie powinien prezentować postawy roszczeniowej. - Od lat wspieramy Kolejarza pokaźną sumą - wyjaśnia. - 260 tysięcy to niemało. Z naszych ust nie padały obietnice o konkretnych kwotach, ponieważ decyzja w kwestii podziałów środków należy do komisji. Ona uznała, że w tym roku wyższa dotacja należy się Gwardii, walczącej o awans do ekstraklasy piłki ręcznej. Przy podziale kierowano się różnymi kryteriami, między innymi sukcesami sportowymi, frekwencją, sposobem napisania wniosku czy wielkością wsparcia ze strony sponsorów. Z puli została niewielka rezerwa, lecz jest ona przeznaczona na tzw. wypadki losowe. Niewykluczone, że prezydent znajdzie z innych źródeł pieniądze dla Kolejarza, niemniej nie podoba mi się forma dyplomacji działaczy. Nie powinno stawiać się nas pod ścianą, gdyż nie możemy być jedynym lub głównym darczyńcą.
- Nie straszymy ani nie stawiamy pod ścianą, tylko na chłodno analizujemy sytuację, która na tę chwilę jest trudna -
kończy Jerzy Drozd.