Tydzień temu pozwoliłem sobie oddać mój głos w Plebiscycie Tygodnika Żużlowego,(napędzanym w tym roku przez SportoweFakty.pl), na Najpopularniejszych (czy jak kto woli najlepszych, chociaż, jak uczy doświadczenie, mniej więcej na jedno wychodzi) Żużlowców minionego sezonu.
Ze względu na ograniczone miejsce zaprezentowałem subiektywną dziesiątkę zawodników polskich. Dziś, kontynuując temat, kilka innych kategorii. Od razu dodam, że nie wszystkich. Stoję bowiem na stanowisku, że zbyt duża liczba kategorii paradoksalnie wcale nie jest dla rangi plebiscytu dobra. Po prostu ważna jest granica, której organizatorzy przekraczać nie powinni w myśl zasady: co za dużo, to niezdrowo. Dlaczego? Bo już porównywanie klasy sportowej jest subiektywną oceną, a jak stworzyć hierarchię np. najmilszych zawodników? Albo najbardziej eleganckich? Jak wartościować złamaną nogę Bartka Zmarzlika, do kontuzji Jarka Hampela w kategorii Największy Pechowiec? Do mnie, mówię szczerze, nie za bardzo to trafia.
Ale do rzeczy. Zaczynam od obcokrajowców, wyrażając niejakie zdziwienie, że wśród nominowanych brak Michaela Jepsena Jensena, Martina Vaculika i Ryana Sullivana, a być ewidentnie powinni. Ale skoro nie ma, no to nie ma. Zatem:
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie nowy fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Miejsce piąte: Leon Madsen - Duńczyk, przez wielu uważany wcześniej za solidnego zawodnika, ale przez wielu niedoceniany odjechał sezon życia w polskiej ekstralidze. Wraz ze wspomnianym Vaculikiem stanowili chyba najlepszą parę tzw. drugiej linii w lidze, daj Boże taką właśnie drugą linię każdemu. A kwintesencją jego postawy był finałowy mecz w Tarnowie. Do złota Jaskółek Madsen dołożył kawał solidnej cegły.
Miejsce czwarte: Niels Kristian Iversen - W Falubazie wiodło mu się rozmaicie, raczej chyba częściej zawodził niż zachwycał. W Gorzowie wyraźnie odżył i w tym sezonie stanowił w sumie najmocniejsze ogniwo drużyny wicemistrza kraju. Nie zapominając o dokonaniach Zagara, Golloba, Zmarzlika, Jensena czy Kasprzaka był takim "Primus Inter pares" - pierwszym wśród równych. A w moim głosowaniu jest czwarty.
Miejsce trzecie: Greg Hancock - Stary, dobry Greg, o mały włos nie wysadziłby w powietrze całego tarnowskiego żużla z trenerem Cieślakiem na czele, spóźniając się na półfinałowy mecz do Torunia. Ale pozostawiając na boku względy pozasportowe trzeba jasno powiedzieć, że po raz kolejny pokazał wysoką klasę. To, że pod koniec sezonu bywał trochę zmęczony nie zmienia faktu, że to nadal gwiazda pierwszej wielkości. Gdzie nie jeździ, tam się sprawdza.
Miejsce drugie: Chris Holder- To był kapitalny sezon "kangura", przede wszystkim w Grand Prix, gdzie już dawno wniósł sporo ożywienia, a zdobywając mistrzowski tytuł dokonał konkretnego wietrzenia w zatęchłej już nieco szafie mistrzowskiego cyklu. W polskiej ekstralidze równie skuteczny, nie wyobrażam sobie więc, aby w tym zestawieniu mogło nie być dla niego miejsca.
Miejsce pierwsze: Nicki Pedersen - Gdzie nie pojechał, lal rywali aż miło. Miał pecha, bo trafił do najsłabszej drużyny w lidze i nie miał wsparcia kolegów. Ale indywidualnie, po prostu the best. Kto ma jakieś wątpliwości - zapraszam do statystyk.
Najlepszy trener: Marek Cieślak - Wynik mówi sam za siebie. Można oczywiście popsioczyć, że z takim składem to i teściowa poprowadziła by drużynę do mistrzostwa Polski. No, chyba jednak nie do końca. Poza tym chciałbym zwrócić uwagę, że jest jeszcze coś co przemawia za Markiem Cieślakiem. A mianowicie ewidentna charyzma, czy to się jego przeciwnikom podoba, czy nie. Być może więc każdy kto się orientuje w regulaminie żużlowym mógłby poprowadzić taki zespół jak Azoty w minionym sezonie, a Falubaz w poprzednim do mistrzowskiej korony, pytanie brzmi tylko, czy gdyby nie Cieślak, to tak zbudowany zespół w ogóle by powstał.
Niniejszym jednoosobowa kapituła, czyli felietonista we własnej osobie, pragnie wyrazić uznanie trójce trenerskich młodych wilków: Piotrowi Baronowi, Rafałowi Dobruckiemu i Piotrowi Paluchowi. Widać, że mają chłopaki papiery na trenerów i spore doświadczenie z toru potrafią przekuć na pracę szkoleniowo-menedżerską. Będzie z nich na pewno pociecha!
[b]Robert Noga
[/b]