Z toru pod igłę, czyli miłość i pasja do żużla i tatuażu

Tatuaże są coraz popularniejsze wśród żużlowców. Wielu z nich trafia do studia Seagull Tattoo w Sopocie, którego właścicielem jest Maciej Fludziński, łączący pasję do tatuażu z miłością do żużla.

W tym artykule dowiesz się o:

Z toru do salonu tatuażu…

Studio tatuażu artystycznego Seagull Tattoo powstało w 2000 roku. Początki Macieja Fludzińskiego z tą pasją, datuje się na rok wcześniej. - Przechodziłem koło studia tatuażu i zobaczyłem jak to wygląda. Poczułem klimat i już wiedziałem, że to jest dla mnie. Od pomysłu do otwarcia studia minął rok czasu - wspomina Fludziński.

Właściciel sopockiego salonu wcześniej niż dziaraniem, zainteresował się jednak żużlem. Mało brakowało i nie zostałby jednym z wychowanków GKS-u Wybrzeże. - Na żużel zaprowadził mnie ojciec i nie pamiętam nawet kiedy po raz pierwszy znalazłem się na stadionie. Wtedy w Wybrzeżu jeździli tacy zawodnicy, jak Andrzej Marynowski, Bogdan Skrobisz, Henryk Żyto, czy Leszek Marsz. Pamiętam to jak przez mgłę. Moim wielkim marzeniem było zostać żużlowcem. Wszystko do tego zmierzało, bo od dzieciństwa dostawałem różne motocykle, które zajeżdżałem. Niestety jak już się zapisałem do szkółki żużlowej, a było to wtedy, gdy na taki krok zdecydował się Marek Dera, czyli w 1989 roku, rozpoczęły się moje problemy zdrowotne - opowiedział. - Początkowo trener Bogdan Berliński nie chciał mnie przyjąć, gdyż nie było naboru. Przekonałem go jednak tym, że przejechałem dwa okrążenia na jednym kole na własnej motorynce. Przez trzy miesiące chodziłem na treningi, gdzie musiałem odrobić pańszczyznę - otwierałem bramę, czy czyściłem motocykle. Nie było mi jednak dane się przejechać na motorze żużlowym. Jak na cztery dni przed planowanym pierwszym treningiem dowiedziałem się, że wreszcie pojadę, chwilę później dostałem poważnego ataku astmy. Byłem na 2-3 lata wyjęty z życia i tak prysł czar. Później byłem już za stary. Miłość do żużla przetrwała. Wielkim marzeniem było przejechanie się motocyklem. Zakupiłem sprzęt od Pawła Hliba, uszyłem sobie kevlar z logami moich znajomych zawodników. Dzięki uprzejmości pana Chomskiego mogłem zrobić kilka okrążeń. W 2013 roku chcę częściej wyjeżdżać na tor i oby to poszło do przodu - dodał Maciej Fludziński.

Maciej Fludziński zajmuje się tatuowaniem od 2000 roku
Maciej Fludziński zajmuje się tatuowaniem od 2000 roku

…i z powrotem na tor!

Fludziński po latach marzeń, w końcu dosiadł motocyklu żużlowego. Jeździł zarówno na torze, jak i… na lodzie jeziora Tuchomek, gdzie trenował m.in. z Krystianem Pieszczkiem. - Smak metanolu i toru poznałem w 2012 roku. Po 30 latach czekania przejechałem się motocyklem. Zakończyło się to małym upadkiem i wstrząśnieniem mózgu, ale trening był kompletny i zrealizowałem moje wielkie marzenie. Na tym jednak nie przystaję. Chcę dążyć do tego, aby jeździć z gazem - przyznał szczerze żużlowy pasjonat.

Tatuażysta z Sopotu nie ma ambicji przystępować do zawodów amatorów. Chce tylko nauczyć się sprawnie pokonywać łuki na stadionie. - Nie chcę się ścigać. Robię to tylko dlatego, by poczuć prędkość motocykla i adrenalinę. Mam taki zawód, że nie mogę sobie pozwolić na żadną kontuzję. Nie muszę niczego sobie udowadniać i jeździć w zawodach amatorskich. Wszystko robię dla własnej przyjemności - zapewnił. - Teraz, żeby zobaczyć jak wygląda żużel na drugim końcu świata, wybieram się na Grand Prix w Nowej Zelandii - dodał.

{"id":"","title":""}

[nextpage]
Tatuaże wyrażają charakter żużlowców

Tatuaż wpisuje się w charakter żużla. Tą dyscyplinę uprawiają osoby, dla których często nie ma granic, chcące wyrazić swoją osobowość. - Każdy człowiek ma inne podejście do tatuowania. Jedni robią to dla ozdoby, inni aby dodać sobie animuszu, a jeszcze inni, bo jest taka moda, czy aby upamiętnić swoje przeżycia rodzinne. Żużel to sport ekstremalny, a tatuowanie to też jakieś ekstremum. To przyszło z supercrossu, bo osoby z tej dyscypliny też mają mocno wytatuowane ciała - przekazał Fludziński.

Jedną z osób, które zaufały sopocianinowi jest zawodnik Wybrzeża Gdańsk, Thomas H. Jonasson, który na swoim ciele z roku na rok ma coraz więcej ozdób. - To fakt, że z jednej strony pokazują one moją osobowość. Może nie chciałbym sobie wytatuować smerfa na nodze, czy czegoś na głowie, ale chciałbym mieć ich sporo. Dziękuję Maćkowi za to, jak mi pomógł - powiedział Szwed w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. - Każdy mój nowy tatuaż daje mi moc. Moment, w którym igła dotyka mojego ciała jest z jednej strony szczególny, a z drugiej - wbrew pozorom - jest świetnym uczuciem. To sztuka, gdyż dla mnie tatuaż oznacza, że jestem gotowy na jakąś przemianę. Wyraża mnie oraz artystę. Kiedyś byłem w Las Vegas i zrobiłem sobie tatuaż, jednak teraz ciągle wracam do Maćka. Jego praca jest znakomita i robiąc tatuaż, daje z siebie więcej niż musi. Wszystkiemu towarzyszy bardzo fajna atmosfera w studio - komplementuje szwedzki żużlowiec.

Thomas H. Jonasson jest jednym z klientów Fludzińskiego (na zdjęciu z młodszą córką tatuażysty)
Thomas H. Jonasson jest jednym z klientów Fludzińskiego (na zdjęciu z młodszą córką tatuażysty)

[nextpage]
Pierwszy pod igłą był Jarosław Hampel

Zawodnikiem, który jako pierwszy zaufał Maciejowi Fludzińskiemu był Jarosław Hampel. - Zaczęło się od tego, że byłem w Szwecji na meczu ligowym Vetlandy. Po tym spotkaniu podszedłem do Jarka Hampela w parkingu i zapytałem, czy mogę zrobić sobie z nim zdjęcie i zamienić kilka słów. On zapytał co tutaj robię i powiedziałem, że zajmuję się tatuażem. Jego to zainteresowało, gdyż miał tatuaż z Anglii, który był zrobiony nieprofesjonalnie. Po pół roku, gdy się skończył sezon odezwał się do mnie. Później ruszyła lawina - wspomina Fludziński. - Jak inni zobaczyli tatuaż u Jarka, to poprzez niego trafił do mnie Błażej Kępka, właściciel firmy Kevlar Products. Dał namiary żonie Tomka Chrzanowskiego, dalej wszystko już poszło pocztą pantoflową i piramida się rozrastała - zauważył.

Jarosław Hampel "pod igłą"
Jarosław Hampel "pod igłą"

Zawodnicy najczęściej jeżdżą do studia tatuażu zimą. - Zdarzają się jednak wyjątki, jak Thomas H. Jonasson, czy Aleksandr Łoktajew, którzy znaleźli czas między startami - podkreślił tatuażysta, któremu zmieniło się podejście do zawodników po tym, jak ich bliżej poznał. - Inaczej się odbiera żużel znając go od kuchni. Często na trybunach nie widzimy ile to nerwów kosztuje, czy jak zestresowani są zawodnicy. Każdy inaczej się przygotowuje do zawodów, ma swój ceremoniał. Jedni są wyluzowani, jak przykładowo Australijczycy, a choćby wśród Polaków jest większe napięcie. Z tego co wiem, puszcza ono po pierwszym biegu, szczególnie jak jest on udany. Kibicowi może się wydawać, że to jest proste, ale wymaga dużej wiary. Jak się samemu nie spróbuje, to nigdy się o tym nie dowie - zauważył Maciej Fludziński.

Troy Batchelor w Seagull Tattoo
Troy Batchelor w Seagull Tattoo

Czy żużlowcy zaskoczyli czymś kibica tej dyscypliny sportu? - Zaskoczyli mnie tym, że to przeważnie bardzo wrażliwi ludzie. Znamy ich z toru, gdzie wydają się twardzielami, a większość jest normalna, nie ma wody sodowej. Zdają sobie sprawę, że żużel jest ich pracą, która im pomaga i sprawia, że mają swoje miejsce w społeczeństwie. Mimo że często wydają się niedostępni, na stopie prywatnej są bardzo sympatyczni - ocenił nasz rozmówca.
[nextpage]
Żużlowcy na igłę nie reagują inaczej, niż zwykli śmiertelnicy

Mimo że może się wydawać, że w tym urazowym sporcie ścigają się prawdziwi twardziele, którym żadna igła nie może sprawić bólu, żużlowcy nie zachowują się w studiu tatuażu inaczej, niż inni klienci. - Reagują tak, jak zwykli klienci i zupełnie nie inaczej. Specjalnie bym ich nie wyróżniał, gdyż odczuwają ból tak, jak każdy śmiertelnik. Jak są bez kevlaru i bez kasku, to są zwykłymi klientami. Z wieloma się przyjaźnię, ale w tym zakresie ich nie wyróżniam - przyznał szczerze Fludziński. Jakie motywy wybierają więc zawodnicy? - Często mi ufają. Mają swoje pomysły, ale zdają się na mnie. To indywidualna sprawa każdego, ale motywy z motoryzacją i z naszym sportem też się przewijają, co widać choćby po Grzegorzu Walasku, Sebastianie Ułamku, czy Davey Watt'cie - przekazał.

Moda na tatuaż jest w sporcie żużlowym coraz bardziej widoczna. - Z tych co ja tatuowałem, najwięcej tatuaży mają Davey Watt i Łukasz Jankowski. Bardzo duży tatuaż, który jest ciągle rozbudowywany ma Jarek Hampel. Z całego świata żużlowego sporo dziar ma Tai Woffinden i Martin Vaculik, który podobnie jak Maciek Janowski się do mnie wybiera - zdradził Fludziński, który przyznał, że żaden żużlowiec nie zdecydował się na wytatuowanie herbu swojego klubu. - To prawda, jednak zdarzało mi tatuować kibiców z Gdańska, którzy właśnie wybierali motyw związany z herbem Wybrzeża. Ogólnie kibice zgłaszają się do mnie często, co mnie bardzo cieszy. Są to nie tylko kibice żużlowi, ale również innych dyscyplin sportu. Często zdarzają się herby klubowe, motywy patriotyczne, ale nie zawsze - zakończył.

Zawodnicy, którzy są kolegami Maćka Fludzińskiego i klientami Seagull Tattoo:
Troy Batchelor
Tomasz Chrzanowski
Patryk Dudek
Maciej Formela
Adrian Gomólski
Kacper Gomólski
Jarosław Hampel
Christian Isometta
Łukasz Jankowski
Thomas H. Jonasson
Andriej Karpow
Łukasz Kłyszewski
Krzysztof Kuczwalski
Aleksandr Łoktajew
Piotr Pawlicki
Maciej Pawłowski
Marcel Szymko
Sebastian Ułamek
Grzegorz Walasek
Davey Watt

Kacper Gomólski, jeden z klientów Seagull Tattoo
Kacper Gomólski, jeden z klientów Seagull Tattoo
Źródło artykułu: