Czy łodzianie złamali regulamin?

W niedzielę, 7 września, zespół Orła Łódź podejmował na swoim torze Start Gniezno. Spotkaniu temu towarzyszyły liczne podteksty, a ostateczny wynik konfrontacji to remis, 45:45. Na tym jednak nie koniec, bowiem honorowa prezes Orła - Joanna Skrzydlewska - przyznała, że w dniu meczu prowadziła rozmowy z zawodnikami Startu Gniezno w kontekście przyszłego sezonu.

Przed rozpoczęciem obecnie trwającego sezonu obie ekipy upatrywane były jako kandydaci do awansu do pierwszej ligi. W tej chwili tylko zespół z pierwszej stolicy Polski liczy się w walce o osiągnięcie tego celu. Łodzianie marzenia o takowym muszą odłożyć co najmniej do przyszłego roku. - Nie mamy teraz żadnego celu - mówi Joanna Skrzydlewska. - Dla nas był to mecz "o pietruszkę", a dla drużyny Startu Gniezno o awans do pierwszej ligi. Czołowych zawodników mam wykluczonych, czyli Zdenka Simotę, którego straciliśmy już na początku rozgrywek, w Miszkolcu, i Stanisława Burzę. Myślę, że gdyby ci dwaj zawodnicy dzisiaj (7 września - przyp. red.) jeździli, to byśmy wygrali.

Drużyna Orła w bieżącym sezonie aż cztery razy (!) przegrała 44:45, co jest swego rodzaju rekordem. W poprzedniej kolejce rundy finałowej DM II Ligi, która miała miejsce 31 sierpnia, łodzianie ulegli w takim stosunku na swoim torze Speedway Równe, a wcześniej takiego "wyczynu" dokonali w Miszkolcu, Krośnie i także na własnym obiekcie - w pojedynku z Kolejarzem Opole (trzy ostatnie ze wspomnianych spotkań odbyły się w części zasadniczej). - To jest chyba jakieś fatum - twierdzi z uśmiechem pani prezes. - Dzisiaj, powiem szczerze, modliłam się po biegu czternastym, żebyśmy nie przegrali jednym punktem. Udało nam się zremisować, więc powiem tak: tydzień temu (31 sierpnia - przyp. red.) była jednopunktowa porażka, dzisiaj remis, to może za dwa tygodnie (21 września, data rewanżu w Gnieźnie - przyp. red.) wygrana? Kto wie, wszystko w tym sporcie jest możliwe.

Działacze i zawodnicy gnieźnieńskiego drugoligowca cały czas skupiają się wyłącznie na bieżącym sezonie, w którym mają tylko jeden cel: powrócić na pierwszoligowe tory. Łodzianie z kolei mogą już powoli myśleć o następnym. Czy tak jest w istocie? - Tak, myślimy. W dniu dzisiejszym prowadziłam nawet rozmowy z niektórymi zawodnikami Startu Gniezno - przyznaje otwarcie Joanna Skrzydlewska. - Wszystko jest możliwe. Tak naprawdę moment, kiedy rozpoczyna się okres transferowy jest tym, w którym już wszyscy dokładnie wiedzą, w których klubach chcą jeździć. Może niektórzy zawodnicy Startu Gniezno zasilą nasz klub w przyszłym sezonie.

Pani prezes nie wymieniła jednak, kogo z żużlowców czerwono-czarnych ma na myśli. - Proszę mi wybaczyć, ale z szacunku do nich tego nie zrobię - tłumaczy. - Na dzień dzisiejszy mają jak najlepiej jeździć w drużynie Startu Gniezno i chyba każdy tego od żużlowca wymaga. Tak jak u państwa jeździ teraz Krzysztof Stojanowski, który rok temu jeździł przecież w Orle Łódź. Do momentu zakończenia przynajmniej naszej bezpośredniej rywalizacji na pewno nie zdradzę tych nazwisk (uśmiech).

Przytoczona kwestia pewnie nie wzbudziłaby większego zainteresowania, gdyby nie fakt, iż tego typu zabiegi należą do tzw. kontaktów zakazanych, które są niezgodne z regulaminem. Art. 221, ust. 1 Regulaminu Przynależności Klubowej w Sporcie Żużlowym mówi bowiem, iż: "W okresie ustalonej przynależności klubowej zawodnika zabronione jest: 1) prowadzenie rozmów z zawodnikiem w przedmiocie zmiany barw klubowych przez działacza innego klubu lub osoby z nim powiązane, 2) składanie zawodnikowi przez działaczy innych klubów lub osoby z nimi powiązane ustnych lub pisemnych propozycji, ofert, listów intencyjnych dotyczących zmiany barw klubowych, zatrudnienia, warunków kontraktu zawodnika, jak również prowadzenie rozmów w tym przedmiocie; powyższy zakaz dotyczy również zawodnika". Rozmowy takowe mogą być prowadzone jedynie wówczas, gdy macierzysty klub zawodnika wyrazi pisemną zgodę (Art. 221, ust. 2). Czy zatem otwarcie i szczerze przyznająca się do prowadzonych rozmów z zawodnikami innych klubów pani prezes Skrzydlewska złamała regulamin? W sensie formalnym, niestety, tak! Co na to strona gnieźnieńska? - Odsłuchaliśmy nagrany zapis wypowiedzi prezes Skrzydlewskiej i szczerze przyznam, że osłupieliśmy. Nie bardzo rozumiemy, jak ktokolwiek może w taki sposób informować media o łamaniu przez siebie Regulaminu Przynależności Klubowej. Jest to, oczywiście, w aspekcie formalnym, regulaminowe przewinienie dyscyplinarne, zagrożone karą finansową rzędu 50000 złotych. Nie wiem, czy działaczy łódzkich w ogóle obowiązuje jakiś regulamin. Ten proceder chyba nie wymaga żadnego komentarza z naszej strony. Niestety, w głupi sposób po raz kolejny klub z Łodzi wystawia się na ryzyko ostrych sankcji ze strony PZM, ale to już zmartwienie łodzian - powiedział o całej sprawie Arkadiusz Rusiecki, rzecznik Startu.

Co ciekawe, kluczowy dla końcowego układu drugoligowej tabeli może okazać się pojedynek pomiędzy Orłem a zespołem Speedway Miszkolc, do którego dojdzie 28 września. - Oby nie - uważa Skrzydlewska. - Mam nadzieję, że drużyna z Gniezna czy z Miszkolca zapewni sobie awans przed tym meczem. W przeciwnym razie będzie on pełen emocji i, niestety, podtekstów, jak ma to miejsce często w tym sporcie.

Główny sponsor Orła - Witold Skrzydlewski - słynie z kontrowersyjnych stwierdzeń, ostatnio przede wszystkim na temat gnieźnieńskiego klubu. Co na ten temat sądzi jego córka? - Proszę mi wybaczyć, ale nie czuję się upoważniona, żeby recenzować wypowiedzi dorosłej osoby - wzbrania się. - Każdy odpowiada za to, co czyni i mówi. Mogę tylko odpowiadać za to, co ja mówię i jak się zachowuję, a myślę, że moje wypowiedzi i zachowanie jest jak najbardziej właściwe w stosunkach między tymi dwoma drużynami. Powtarzam przed każdym meczem: niech wygra lepszy. Życzę z całego serca drużynie Startu Gniezno, żeby awansowała - czysto, fair, na torze. Jeżeli będzie lepsza, na pewno to osiągnie.

Współpraca: Wojciech Prusakiewicz

Komentarze (0)