Michał Gałęzewski: Za nami Grand Prix Nowej Zelandii w Auckland. Jakie masz wspomnienia z tych zawodów?
Sean Mason: Od czego zacząć... To był po prostu świetny tydzień dla mnie. Nie ma to jak wychodzić na tor, gdy na trybunach znajdują się tysiące kibiców, którzy gorąco dopingują. Z pewnością ten dzień zapadnie w mojej pamięci i te chwile będą mi towarzyszyć przez długi czas.
Był to zdecydowanie polski wieczór. Na pierwszych dwóch miejscach znaleźli się Jarosław Hampel i Tomasz Gollob...
- Tomasz Gollob, to żywa legenda. Zrobił bardzo dużo dla tego sportu w Polsce i na całym świecie. To zawodnik, na którego zawsze można liczyć, szczególnie na większych torach. Jarosław Hampel to natomiast jeden z moich ulubionych żużlowców. Miał dużego pecha przez to, że złamał nogę w ubiegłym sezonie, przez co nie mógł się liczyć w cyklu Grand Prix. Zawsze dobrze jest patrzeć na tego zawodnika i jestem niezmiernie szczęśliwy, że rozpoczął tegoroczny cykl od zwycięstwa.
Czy uważasz, że pojedyncze zawody z cyklu Grand Prix mogą pomóc nowozelandzkiemu żużlowi?
- O tak, zdecydowanie! Żużel był w Nowej Zelandii naprawdę bardzo popularny w latach siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych, jednak niestety zginął. Teraz powoli wstaje z kolan. Poprawia się poziom zawodników, łącznie ze mną. Staramy sie jeździć po kraju i zagranicę, aby poprawić poziom żużla w Nowej Zelandii. Turniej Grand Prix się u nas przyjął. Przychodzą ludzie, którzy w przeszłości oglądali jazdę Maugera, czy Moorea i z powrotem mogą poczuć czym jest żużel na najwyższym poziomie.
Z dziką kartą w Auckland nie jeździ jednak żaden Nowozelandczyk, tylko Jason Bunyan. Nie uważasz, że lepiej by było gdyby szansę dostał jakiś reprezentant twojego kraju?
- Jason to zawodnik, który zrobił bardzo dużo dla żużla w Nowej Zelandii. Jeździł u nas w ciągu ostatnich dziesięciu lat, kiedy w Europie jest przerwa zimowa. Pomógł też uruchomić szkółki żużlowe i bardzo pomaga reprezentantom naszego kraju podczas międzynarodowych wojaży. Wierzę w to, że przyznanie mu dzikiej karty w 2012 i 2013 roku było najlepszym wyborem. Od 2014 roku chciałbym jednak sam dostać swoją szansę i otrzymać dziką kartę, jednak mam świadomość, że musiałbym być w o wiele lepszej formie, niż w tym momencie. Będę jednak równie zadowolony, jak po raz trzeci zobaczę na torze Jasona Bunyana w Grand Prix Nowej Zelandii.
Treningi z najlepszymi zawodnikami świata ci w czymś pomogły?
- O tak! Treningi były niewiarygodne, a jazda obok takich zawodników, jak Holder, czy Pedersen była czymś niezwykłym. Jak widziałem ich poczynania, to wpatrując się w nich, byłem wprost przyklejony do płotu. Takie wydarzenia pchają mnie do tego, aby trenować jeszcze mocniej i jeździć szybciej. Pomagają też uwierzyć w siebie, gdy można się porównać do innych zawodników.
Kibice z Europy znają nowozelandzki żużel tylko dzięki waszym dawnym mistrzom. Dlaczego sytuacja tej dyscypliny jest w tym momencie tak słaba?
- To prawda, mieliśmy kiedyś naprawdę świetnych zawodników. Przez wiele lat tory żużlowe były jednak przekształcane. Luźną nawierzchnię zamieniano na glinę, po której jeździ się u nas na "samochodach żużlowych". To spowodowało zamknięcie 90 procent torów żużlowych w Nowej Zelandii. Gdy to się stało, większość naszych zawodników zrezygnowało z uprawiania żużla. Niektórzy z nich wybrali trenowanie innych dyscyplin, jak przykładowo rugby. To był główny powód, zabijający ten sport. Teraz żużel powoli się reaktywuje. Daje mi to wiarę w przyszłość, że wkrótce znów zaczniemy "produkować" mistrzów świata.
[nextpage]No właśnie. Jaka jest obecnie rola waszych byłych mistrzów? Pomagają reaktywować żużel na wysokim poziomie?
- Tak, zawsze wspaniałe jest to, gdy można otrzymać pomoc od naszych starszych zawodników, którzy wiele osiągnęli. Ronnie Moore zbudował sześć lat temu tor stricte do żużla w Christchurch i uczestniczy we wszystkich treningach, które pomagają młodym chłopakom rozwijać swój poziom. Tony Briggs również uruchomił szkółki żużlowe w Nowej Zelandii i pomaga wybijającym się zawodnikom udoskonalać technikę i przygotowywać motory. Wszystkie nasze umiejętności i wiedza pochodzą od starszych zawodników. Bez nich ta dyscyplina by sie nie mogła rozwinąć.
Ilu zawodników obecnie uprawia żużel w waszym kraju i w jakich miastach jeździcie?
- W Nowej Zelandii mamy na ten moment około stu zawodników, a ta ilość wzrasta z roku na rok. Ścigamy się przede wszystkim na torach w Auckland, Christchurch oraz Invercargill. W każdym z tych miast zawody żużlowe są organizowane co dwa - trzy tygodnie. Każdy zawodnik średnio zalicza od 10 do 35 turniejów od października do maja.
Żużlowcy spoza Europy muszą przenosić się na drugi koniec świata, aby rozwijać swoje kariery. Myślisz o takim rozwiązaniu?
- Zgodzę się z tym. To Europa jest miejscem, w którym jeżdżą wielcy żużlowcy. Mówienie o jakimkolwiek doświadczeniu jest trudne dla nas - zawodników zagranicznych, którzy chcieliby rozpocząć swoją profesjonalną karierę w takich krajach, jak Anglia, czy Szwecja. Ciężko się jednak tam dostać nie mając doświadczenia.
Wspominałeś o tym, że powstało kilka szkółek żużlowych w Nowej Zelandii. Myślisz że ci, którzy teraz rozpoczynają kariery, będą mogli rywalizować z najlepszymi juniorami świata?
- Muszę przyznać, że poziom naszych młodzieżowców jest dużo wyższy, niż jakiś czas temu. Nie mamy jednak możliwości umożliwić im jazdy w regularnych ligach, co mogłoby im bardzo pomóc w rozwoju. Wszyscy mamy świadomość, że są oni przyszłością tego sportu i wiemy, że wszyscy musimy pracować na to, aby im pomóc.
Jak wygląda twoja motywacja do treningu gdy wiesz, że nie możesz na co dzień jeździć przeciwko lepszym zawodnikom?
- Wrócę tutaj do tematu Grand Prix, gdzie mogłem ścigać się z najlepszymi na świecie. To dało mi motywację do dbania o to, co w tym momencie kocham robić. Dzięki temu turniejowi mam punkt odniesienia i wiem co muszę starać się osiągnąć.
Jak wygląda kwestia sponsorowania żużla w Nowej Zelandii? Uważasz, że obecnie jest więcej pieniędzy na tą dyscyplinę sportu, niż choćby pięć lat temu?
- Jest lepiej. Takie firmy, jak Alter8, czy JB Products pomogły mi przygotować się do Grand Prix. Dzięki takim wydarzeniom, powoli lokalni biznesmeni zaczynają rozpoznawać żużlowców. To jest właśnie wartość dodana, która pozostanie po Grand Prix dla rozwoju dyscypliny w Nowej Zelandii.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie nowy fanpage na Facebooku. Zapraszamy!