Sezon 1959 był już wcześniej opisany w drugim tomie leksykonu, ale zabrakło tam miejsca na niższe ligi, więc oto mamy uzupełnienie tego roku. Dowiadujemy się stąd na przykład o swoistym związku Torunia i Krakowa, nazw kojarzonych z dwoma starymi przepięknymi polskimi miastami… choć tu niezupełnie o miastach jest mowa. Otóż Toruń startował dla barw Krakowa i nie jest to żart primaaprilisowy. Otóż okazuje się, że Toruń to także nazwisko żużlowca o imieniu Lubomir, który na wiosnę wystartował w kilku meczach drużyny z Nowej Huty, ale żaden z jego występów nie był zbyt raźny, nie miał szczęścia zdobyć choćby jednego punktu, a w końcu upadł i więcej już na tor nie powrócił. Zastąpił go, nomen omen, Raźny - zresztą Jan, jak by co - który też jednak do żadnych orłów na służbie Wandy się nie zaliczał.
Casus obu krakowian, a zwłaszcza niejakiego Torunia pokazuje pewną osobliwość, cechę niespotykaną, a nawet co więcej w innych dyscyplinach sportu wręcz niemożliwą. Wymieniając nazwisko Lubomir Toruń, mówimy o zawodniku, który nigdy nie zdobył żadnego punktu, to znaczy nigdy, ani razu na torze nikogo nie wyprzedził, zawsze był tym ostatnim, a mimo to mówimy o nim, czytamy, słowem przechodzi do historii. Dla dzisiejszej młodzieży płynie z tego nauka, że niezależnie od nośnego medialnie nazwiska warto spróbować swoich sił na żużlowym motocyklu, nawet jeśli z tych prób w końcu nic wielkiego się nie urodzi. Miejsce w historii - jak w banku.
W ówczesnej II lidze żużlowej rywalizowały m.in. takie dzisiejsze potęgi jak Stal Gorzów, Stal Rzeszów i Unia Tarnów, a z ośrodków, które niestety na trwałe "wyparowały", Warszawa (Skra) i Świętochłowice (Śląsk). Co ciekawe w III lidze walczyły m.in. drużyny Gdańska, Torunia i Zielonej Góry. Minęło pół wieku z hakiem i widzimy jak dużo się zmieniło. Istotnie, sezony wyszczególnione w najnowszej książce niezmordowanego Wiesława Dobruszka są okresem niesamowitych przeobrażeń politycznych, branżowych, organizacyjnych w sporcie w ogóle, ale również personalnych, bezpośrednio wpływających na zasadniczą przemianę potencjałów występujących w ligach żużlowych klubów.
Lata 1960, 1961 i 1962 potraktowane są w książce, tak jak i w poprzednich, całościowo i nad wyraz drobiazgowo. Praktycznie można z nich odtworzyć bieg po biegu zawodów, które rozgrywano pół wieku temu. Innymi, zupełnie niezależnymi walorami nadzwyczaj pomysłowych leksykonów ligowych są archiwalne zdjęcia, wybornie oddające atmosferę dawnego żużla, a już zupełnie swoim niezależnym torem biegnie alfabetyczny spis zawodników całej historii lig żużlowych, i ich krótkich notek biograficznych, z małym portretowym zdjęciem z boku. Najnowszy trzeci tom obejmuje nazwiska od "K" do "O". Ów alfabetyczny spis jest swego rodzaju książką w książce.
Jak to wszystko zmieniało się w polskim żużlu na początku lat 60. można w szczegółach wyczytać z dorobku każdego z zawodników w każdej ligowej kolejce, a w końcu widać to analizując czołówki tabel ligowych z tego okresu. W 1959 roku mistrzem ligi zostaje Włókniarz Częstochowa, z potencjałem bodaj najsilniejszym w swojej historii (Stefan Kwoczała - mistrz Polski indywidualnie, Bernard Kacperak, Stanisław Rurarz, Waldemar Miechowski, Julian Kuciak, Zdzisław Jałowiecki i Tadeusz Chwilczyński). Drugą ligę w cuglach wygrywa Rzeszów z ogromną przewagą nad Tarnowem. Nie mija rok, a ten sam nowicjusz spod znaku żurawia również na szczycie bez litości bije najlepszych, z dużą przewagą wygrywa ekstraklasę. Beniaminek mistrzem, jak wcześniej Rybnik w 1956 roku.
Częstochowa niestety się chowa, ale nie mogło być inaczej skoro jej lider, będący zarazem najlepszym polskim żużlowcem, Stefan Kwoczała, cały sezon występuje w Anglii (Leicester). Dopuszczony do jednego tylko meczu - trafiło akurat na Górnika Rybnik, który został rozbity w pył - robi duży komplet (15 pkt.). Za rok dochodzi do karambolu na torze w Nowej Hucie i tak niestety kończy się ta świetnie rokująca kariera. W myśl piekielnej logiki o nieszczęściach chodzących parami, po upadku na torze umiera Bronek Idzikowski. O Włókniarzu na dobre usłyszymy znów dopiero w połowie lat 70.
Stal rzeszowska uszlachetniona klejnotami z innych klubów (Florian Kapała i Marian Spychała z Rawicza, Jan Malinowski z Bydgoszczy, Marian Pilarczyk z Gorzowa, Stefan Kępa i Marian Stawecki z Lublina), dodatkowo będąca "stajnią fabryczną" polskich silników FIS, wydawała się murowanym faworytem na długie lata. Ale tego rozpędu nieco sztucznie skonstruowanego kolosa starczyło tylko na kilka sezonów, z czego dwa mistrzowskie, 1960 i 1961. Na południu bowiem, a konkretnie na Górnym Śląsku, odradzał się potencjał górniczego ośrodka żużlowego z Rybnika, opartego wyłącznie na wychowankach. W ten sposób począwszy od roku 1962 rybniczanie zdominowali najwyższą żużlową ligę w Polsce, i to na całą dekadę, do sezonu 1972 włącznie. Ten fascynujący rozdział będzie wypunktowany krok po kroku w następnych tomach "Żużlowego leksykonu żużlowego", którego już z niecierpliwością wyczekujemy.
Omawiany tu trzeci tom zawiera dokładną rozpiskę początków oszałamiających karier dwójki kolegów po fachu, młodych górników o inicjałach AW - Antoniego Woryny i Andrzeja Wyglendy. Z lektury tych suchych wyników wnioskujemy, że aby wygrywać, to trzeba wpierw sporo przegrać. Z tą świadomością postępowali mądrzy trenerzy i kierownicy drużyn (Józef Wieczorek i Jerzy Kubik w Rybniku), wypuszczający młodzików do boju, nawet gdy ci non-stop przegrywali. Wyrobiona widownia też na młodych nie gwizdała. Ważne było doświadczenie zdobywane w walce o punkty, ciągle wyłapywane i korygowane błędy i zauważalny dla znawcy powolny postęp delikwenta. Przypomnijmy, że młodzi stawali przy taśmie startowej, choć żaden punkt regulaminu nikogo do tego nie zmuszał. Decydował mądry menedżer w porozumieniu z wychowawcą. Była niesamowita rywalizacja i determinacja młodych, którzy by zaistnieć musieli być naprawdę dobrzy. Tak gremialnie rodziły się gwiazdy, wynoszące w latach 60. polski sport żużlowy na światowy szczyt szczytów, wobec znacznie silniejszej niż dziś światowej konkurencji. Po seryjnie zdobywanych przez Polaków tytułach DMŚ, złoto MŚP Wyglendy i Szczakiela z 1971 roku, a wreszcie pierwszy tytuł IMŚ dla Polaka, Jerzego Szczakiela w 1973 roku, były prawdziwym złotym pokłosiem tamtych lat sześćdziesiątych.
Na jubileuszowy konkurs numer 2. firma wydawnicza ”Danuta” przygotowała pięć następujących zestawów książek:
- "Żużlowe ABC" - tomy VIII i IX.
- "Żużlowe mistrzostwa" - tomy III, IV, V.
- "Żużlowcy znani i lubiani - Damian Baliński" oraz "Żużlowy Leksykon Ligowy" - tom I.
- "Żużlowcy znani i lubiani – Rafał Dobrucki" oraz "Żużlowy Leksykon Ligowy" - tom II.
- "Asy żużlowych torów - Paweł Waloszek", plus "Żużlowe ABC" tom X, plus "Żużlowe mistrzostwa" - tom VII.
Aby wziąć udział w konkursie, należy zadzwonić pod numer telefonu 65 526 84 53 tuż po świętach, tj. we wtorek, 2 kwietnia 2013 r. w godz. 9.00 do 9.30 i udzielić krótkiej odpowiedzi na jedno proste pytanie. Wygrywa pięć pierwszych osób.
W pierwszej edycji konkursu pytanie brzmiało: W jakim polskim klubie w 2013 roku będzie startował Tomasz Gollob? (odp.: oczywiście w toruńskim Unibaksie). Nagrody książkowe wygrali: Piotr Minkina (Częstochowa), Maciej Grabowiec (Krosno), Sławomir Kotlicki (Myślibórz), Andrzej Mąka (Wodzisław Śl.), Łukasz Brychcy (Wschowa). Gratulujemy.
Stefan Smołka
a gdzie te czasy kiedy w Tygodniku Żużlowym był konkurs o mistrza kibiców
Serdeczne świąteczne pozdrowienia, dla autora