Do Krosna na jedną z trzech eliminacji Złotego Kasku dojechało zaledwie trzynastu jeźdźców. Kolejnych trzech wycofało się w trakcie trwania turnieju. - Warto się zastanowić czy zawody w tak okrojonej obsadzie opłaca się w ogóle rozgrywać. Trochę dużo tych półfinałów. Jednak nie my o tym decydujemy i trzeba się dostosować - wyraża swoje zdanie "Buczek".
Mimo że walki i mijanek było jak na lekarstwo, 27-latek bardzo chwalił organizatorów za przygotowanie krośnieńskiej nawierzchni. - Było bardzo twardo i szorstko. O wszystkim decydował start. Najważniejsze, że tor się w trakcie turnieju nie rozwalił i wszyscy wracamy do domu zdrowi - zaznacza.
W ubiegłą niedzielę ekipa Gryfów minimalnie przegrała w Częstochowie z tamtejszym Dospelem Włókniarzem. Wszystko rozstrzygnęło się w biegach nominowanych, a sporo kontrowersji wywołał zwłaszcza pierwszy z nich. Na tor podczas walki o drugą lokatę wywrócili się Rune Holta i nasz rozmówca. Sędzia Wojciech Grodzki już po wyścigu wykluczył Buczkowskiego. Wychowanek GKM-u Grudziądz stanowczo się z tą decyzją arbitra nie zgadza. - Nie rozumiem tego. Moja opinia na ten temat jest zgoła inna i na pewno nie byłem sprawcą upadku Rune Holty. To jakaś totalna bzdura - tłumaczy.
Jeszcze przed potyczką pod Jasną Górą wszyscy eksperci jak jeden mąż skazywali ekipę prowadzoną przez Jerzego Kanclerza na pożarcie. Jak się okazało, rzeczywistość i prawdziwa rywalizacja wszystko zweryfikowały, więc kolejny, drugi pod rząd mecz wyjazdowy tym razem z faworyzowanym Stelmetem Falubazem Zielona Góra nie musi być jednostronnym widowiskiem. - To jest Enea Ekstraliga, ekipy są wyrównane. Zielona Góra pokazała w Gnieźnie, że jest niezwykle silna. Będzie ciężko, to oczywiste, ale niech nas wszyscy skazują z góry na porażkę. Podobnie było w Częstochowie, a o mały włos tam nie wygraliśmy - wyjaśnia.
Były drużynowy mistrz świata juniorów po minimalnej porażce na Śląsku nie szczędził sobie słów krytyki. - Tam brakło moich punktów (Buczkowski wywalczył 5+2 – dop. red), które powinienem dowieźć i które właściwie wiozłem. Nie ustrzegłem się jednak błędów. Była to pierwsza taka poważna batalia o stawkę, więc wynikało to może trochę ze spięcia i zdenerwowania. Do tego nie było tej jazdy zbyt dużo przed sezonem. Ale wszyscy się z tym zmagają i walczą. Jestem przekonany że z każdym treningiem będzie coraz lepiej i forma będzie zwyżkować - oznajmia.
- Brakuje trochę wyczucia sprzętu, trzeba go spasować, potrwa to zapewne jeszcze kilka dni. Co prawda w Bydgoszczy nie będę mógł trenować, bo stadion jest już przed sobotnią Grand Prix zamknięty, ale będę szukał okazji w innych ośrodkach, aby móc odbyć jakieś praktyki na torze. Zdaję sobie sprawę, że to nie to samo co domowy obiekt, ale do następnych zawodów powinniśmy zdążyć się odpowiednio dobrze przygotować - dodaje.
Reprezentant kadry narodowej sam zahaczył o wątek drugiej eliminacji IMŚ, która zostanie rozegrana w Bydgoszczy. Na co więc liczy Buczkowski, który wystąpi tam z "dziką kartą"? - Cel minimum to pierwsza ósemka, tak jak chyba dla każdego. To już są zawody poważnej rangi i trzeba się skoncentrować, aby nie zaliczać wpadek. Dam z siebie wszystko i uczynię co w mojej mocy, aby zaprezentować się z jak najlepszej strony - kończy.
Krzysztof Buczkowski dla SportoweFakty.pl: Nie byłem sprawcą upadku Rune Holty
Krzysztof Buczkowski zdobywając dwanaście punktów pewnie awansował z czwartej lokaty do finału ZK. Zawodnik Polonii Bydgoszcz poddał jednak pod wątpliwość rozgrywanie tych zawodów w obecnej formule.
Źródło artykułu: