W sobotę na Stadionie im. Edwarda Jancarza miejscowa Stal Gorzów i Fogo Unia Leszno odrabiały zaległości z pierwszej kolejki Enea Ekstraligi. Już drugi rok z rzędu górą w tym meczu okazali się być goście, których do zwycięstwa poprowadziła bardzo równa linia seniorska. W odróżnieniu od ostatniego meczu leszczynian z Lechmą Startem Gniezno, tym razem zawiedli juniorzy - Całe szczęście daliśmy radę. Seniorzy dziś nas wyręczyli, bo w ostatnim meczu z Gnieznem to ja i Tofik (Tobiasz Musielak - przyp. red.) ciągnęliśmy wynik w górę, a teraz naszą słabszą postawę nadrobili koledzy - powiedział Piotr Pawlicki.
Młodszy z leszczyńskich braci zdobył w Gorzowie tylko punkt z bonusem, a za swoimi plecami zostawił jedynie Pawła Hliba. - Nie chcę tu zwalać winy na sprzęt, czy na jakiekolwiek inne czynniki, bo to byłoby bez sensu. Ja po prostu dałem ciała. Nie byłem dzisiaj sobą i chciałbym bardzo przeprosić kibiców za swoją postawę. Obiecuję, że w Częstochowie, zrobię wszystko aby zapracować na wyższy dorobek - zapewnił młody zawodnik w rozmowie z naszym portalem.
Stal Gorzów wyrasta w tym sezonie na jednego z głównych outsiderów rozgrywek. Drużyna, która według działaczy ma walczyć o czołową czwórkę, do tej pory nie wygrała jeszcze żadnego meczu, w tym poniosła dwie porażki na własnym obiekcie. Stadion im. Edwarda Jancarza był w ostatnich latach istną twierdzą, więc zwycięstwo leszczynian tym bardziej zaskakuje. - Wszyscy jesteśmy profesjonalistami, więc jak zawsze jechaliśmy po wygraną. To był nasz cel i udało się go zrealizować - powiedział Pawlicki. - Mecz był bardzo ciężki, bo przecież przez cały czas wynik oscylował w granicach remisu i dopiero pod koniec udało nam się odskoczyć. Dodatkowej motywacji dawała nam myśl, która siedziała gdzieś tam z tyłu głowy, o meczu z zeszłego roku, gdy przyjechaliśmy do Gorzowa i też wygraliśmy. Wychodzi na to, że ten tor nam leży - dodał.
Po opadach deszczu, jakie nawiedzały Gorzów na początku weekendu, sztab szkoleniowy Stali wespół z komisarzem miał niemały problem z przygotowaniem nawierzchni. Gołym okiem było widać, że tor nie sprzyja walce. - Nie można powiedzieć, że tor był łatwy, bo było sporo dziur i ciężko się jechało. Nawet na przykładzie Daniela Nermarka było widać, że nawierzchnia nie jest łatwa. Był świetnie spasowany na starcie, ale na łukach ciągle wyrzucało go pod bandę - zauważył młodszy z braci. - Nie chcę jednak w tym upatrywać przyczyn swojej słabszej postawy. Ten wynik to tylko i wyłącznie moja wina - zapewnił Pawilcki.
Tuż po zakończeniu spotkania, zawodnicy Fogo Unii wraz z mechanikami szybko spakowali swoje busy i wyruszyli w drogę pod Jasną Górę, gdzie czeka na nich osłabiona brakiem Michaela Jepsena Jensena i Emila Sajfutdinowa drużyna Dospelu Włókniarza. - Do Częstochowy jadę nastawiony optymistycznie. Mam nadzieję, że pokażę tam, że dzisiejszy mecz był tylko wypadkiem przy pracy i udowodnię na co mnie naprawdę stać. Nie wiem czym dokładnie była spowodowana moja dzisiejsza postawa, ale sądzę, że w Częstochowie powinno być lepiej - zakończył młody zawodnik.