Miniony weekend leszczynianie bez wątpienia zaliczą do udanych. Podopieczni Romana Jankowskiego najpierw nieznacznie pokonali na wyjeździe przeżywającą spore problemy Stal Gorzów, a w niedzielę triumfowali w Częstochowie 50:40. Byki wykorzystały przetrzebiony skład częstochowian, którzy nie mogli skorzystać z usług Emila Sajfutdinowa oraz Michaela Jepsena Jensena. W obu przypadkach pierwsze skrzypce w szeregach Fogo Unii grał Przemysław Pawlicki. Starszy z braci Pawlickich na częstochowskim torze długo nie znalazł pogromcy. Dopiero w ostatnim wyścigu przegrał z… problemami sprzętowymi. - Mi dzisiaj wszystko pasowało. Wygrywałem starty i na trasie również potrafiłem wyprzedzać. Dla mnie były to naprawdę świetne zawody. Brakowało w szeregach Włókniarza Emila Sajfutdinowa oraz Michaela Jepsena Jensena i rywale byli osłabieni, ale nie odczuwaliśmy tego. Częstochowianie cały czas nas naciskali i jechali świetnie. Cieszymy się tak naprawdę z całego naszego weekendu. Dwie wyjazdowe wygrane i wywozimy cztery punkty z obcych torów - podkreśla najlepszy zawodnik w talii trenera Romana Jankowskiego.
U progu sezonu sen z powiek leszczyńskich działaczy spędzała słabsza dyspozycja obcokrajowców Fredrika Lindgrena oraz Kennetha Bjerre. Widać już jednak oznaki lepszej jazdy obcokrajowców, a Pawlicki podkreśla, że Skandynawowie mogą liczyć na pomoc i wsparcie ze strony kolegów z drużyny. - Oni na pewno też potrzebują czasu na zaaklimatyzowanie się w Lesznie. Pierwszy mecz mieliśmy na wyjeździe w Tarnowie, a tamtejszy tor nigdy nie był moim ulubionym i ciężko mi było też podpowiadać kolegom. Dużo rozmawiamy między sobą i staramy się sobie pomagać. Pożyczamy sobie nawet silniki i wszystko idzie w dobrym kierunku. Oby tak dalej i przede wszystkim szczęśliwie do końca sezonu, a myślę, że forma Unii Leszno będzie zwyżkowała - dodaje Przemysław Pawlicki.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
W Lesznie nikt przed sezonem nie pompował balonu i drużynie nie towarzyszy duża presja. Pawlicki zauważa, że Byki lepiej czują się w roli atakującego i w sytuacji, kiedy mniej mówi się o nich w kontekście walki o najwyższe laury. - My chyba wolimy bardziej po cichu atakować. Pewnie, że naszym celem jest dostać się do play-offów, ale przed nami jest dużo pracy i dużo ciężkich meczów. Nie ma co zapeszać. Będziemy robić wszystko, aby tak było. Będziemy się starać, aby nasze mecze były jak najlepsze. Jeśli przyjdą porażki, to oby jak najniższe, żeby zawsze móc ratować punkt bonusowy. Skupiamy się i jedziemy dalej - puentuje Przemysław Pawlicki.