Wiele osób zaczęło już nawet stawiać krzyżyk na słowackim jeźdźcu. On sam kompletnie pogubiony niemal od początku sezonu, często nie łapiąc się na szprycę był wręcz zdegustowany swoją postawą. Tymczasem jego dziewięć punktów z bonusem bezsprzecznie pomogło Unii Tarnów w odniesieniu cennej wygranej (49:41) w Rzeszowie. Sam Vaculik nie był jeszcze w pełni ukontentowany swoją jazdą na dobrze znanym sobie obiekcie. Ścigał się bowiem w barwach ekipy z Podkarpacia w sezonie 2008. - Cieszę się bardzo, bo udało mi się wygrać nawet bieg, a w pozostałych nie przyjeżdżałem pół okrążenia z tyłu jak to miałem ostatnio w zwyczaju. Dobrze, że znowu widzę kontakt z innymi zawodnikami - oznajmił bardzo krytycznie w stosunku do siebie.
Zawodnik urodzony w Żarnovicy sporo ostatnich dni spędził w Szwecji u swojego tunera. Wspólnie szukali wyjścia z delikatnie mówiąc słabej pracy silników stałego uczestnika cyklu Grand Prix. - Dużo rozmawialiśmy co trzeba poprawić by było znacznie lepiej. On to próbował wdrażać. W Goeteborgu na sobotniej GP nie miałem tego sprzętu, na który czekam dlatego tamten start to też był swego rodzaju test, który nie wyszedł - wyjaśnił.
Co więc musiało się stać by kibice na prestiżowych derbach południa w końcu ujrzeli namiastkę Martina z sezonu 2012? - Przywiozłem do Rzeszowa świeżo po serwisie tę jednostkę napędową, która zdała egzamin podczas naszej inauguracji przeciwko Unii Leszno. Wywalczyłem na niej sporo punktów więc jest szybka i trzeba ją oszczędzać na ligę. Jednak po tylu zerach z rzędu muszę się z powrotem przestawić na wygrywanie i bycie w kontakcie. Podróżowanie trzydzieści metrów z tyłu zostawiło ślad. Parę meczów i będzie wszystko w porządku - zdradził.
Zespół prowadzony przez Marka Cieślaka po przełamaniu trzech porażek z rzędu, poczuł krew i chce iść dalej za ciosem. Tym razem na drodze aktualnego DMP stanie Lechma Start Gniezno. Być może sukcesu na torze ekipy z pierwszej stolicy Polski należy upatrywać w tym, że to goście mają coraz więcej do powiedzenia w tym sezonie Enea Ekstraligi. - Jeździłem tam i uważam, że to to dobry tor. Trzeba od początku spasować motocykle, zacząć agresywnie z animuszem i powalczyć o dobry rezultat - zapowiedział odważnie.
Straniero Jaskółek czeka z niecierpliwością na kolegę z pary - Leona Madsena, który opuścił niedzielną batalię z powodu niedawnego, groźnego upadku w rodzimej lidze. - Leon miałem poważny wstrząs mózgu i wszyscy życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia oraz do naszego zespołu. Miejmy nadzieję, że stanie się to już w Gnieźnie - zakończył.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Wychodowaliście takie beztalencie a podniecasz się jakby nie wiem kim był hahaha Czytaj całość