Wydawałoby się, że po jednym z największych sukcesów w karierze, Magic powinien darzyć sympatią tor przy Wrzesińskiej. - Nie jest tak do końca. W Gnieźnie bywa różnie. Grunt to być optymistycznie nastawionym. Po zwycięstwie w Rzeszowie złapaliśmy trochę powietrza. Bo kilka tych wcześniejszych porażkach lekko nas zdołowało. Po wizycie w Wielkopolsce chcemy móc powiedzieć, że utrzymaliśmy korzystny stan - powiedział zawodnik Jaskółek.
Po chimerycznym wejściu w sezon 22-letni jeździec coraz lepiej dogaduje się ze sprzętem. - To wciąż te same jednostki napędowe, które miałem np. w Rawiczu (zwycięstwo w Złotym Kasku) czy Wrocławiu (kiepski występ i cztery oczka na obiekcie, na którym się wychował). Ciągle są jednak poprawiane przez tunera, inaczej ustawiane. To jest nowy sprzęt, którego w dalszym ciągu się uczymy i go poznajemy. Na Podkarpaciu było widać, że wszystko podąża w dobrym kierunku - zdradził.
Po raz pierwszy w tych rozgrywkach Janowski był prowadzącym parę. We wcześniejszych spotkaniach rola ta przypadała Artiomowi Łagucie. Na owalu "Żurawi" zamiana wypadła bardzo korzystnie. - Dla mnie to nie ma znaczenia. Umówiliśmy się, że raz ja będę jechał spod "jedynki", a innym razem Artiom. Na razie nie jest źle, zobaczymy jak to będzie wyglądać w dalszej części sezonu - wyjaśnił na zakończenie.
Maciej Janowski: Raz Artiom, raz ja
Maciej Janowski przypieczętował dwa lata temu swój tytuł IMŚJ na torze w Gnieźnie. Teraz wraca do tego miasta z Unią Tarnów, by po derbach w Rzeszowie wygrać drugi mecz z rzędu w delegacji.