- Mam zrobione zdjęcia z tego toru i one pokazują, jak on wyglądał o godzinie 16:00. Jeżeli ktoś będzie chciał je obejrzeć, to bardzo chętnie je pokażę. Sędzia nie mógł podjąć innej decyzji. Powiem panu więcej, wszyscy zawodnicy z Gniezna uważali, że ten tor nie nadaje się do jazdy. Jedynymi ludźmi, którzy chcieli, żeby te zawody się odbyły, był zarząd klubu. O godzinie 16:00 tam było bajoro, wszystko pływało. Nie było najmniejszych szans na zrobienie tego toru. Komu oni chcieli ten żużel pokazywać? Pustym trybunom? Było zimno, kropił deszcz, tak było nawet, kiedy wyjeżdżaliśmy ze stadionu. Dla mnie to są śmieszne rzeczy - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marek Cieślak.
Trener Unii Tarnów uważa, że nie było najmniejszych szans na przygotowanie toru, nawet w przypadku znaczącego opóźnienia zawodów. - Gdzie oni by to przygotowali? Stan tego toru był fatalny! Oni próbowali to chyba zbronować przed południem. Potem do tego dopadało, bo opady się nasiliły i mieliśmy jedno wielkie bagno. Teraz jest gadanie bzdur. Sędzia podjął jedyną słuszną decyzję. Proszę pamiętać, że on również odpowiada za bezpieczeństwo zawodników. Gospodarze się napalili, bo nie było u nas Madsena. Zawody miały się z tego powodu odbyć. Pytam się tylko: jak, skoro tam było bagno po kostki? - dziwi się Cieślak.
- Nie chcę mi się nawet polemizować z ludźmi, którzy chcieli jechać te zawody. W żużlu pracują chyba nie ci, którzy powinni. Ze strony zarządu było ciśnienie na wykorzystanie nieobecności Madsena. Podkreślam jednak, że nie chcieli jechać nawet zawodnicy z Gniezna. Nie chciał tego ani jeden, bo przecież przychodzili i z nami rozmawiali. Wszyscy chcieli odwołania tego meczu. Miejscowi żużlowcy nawet już w piątek. Niektórzy powinni się zastanowić, jakie bzdury opowiadają - zakończył Marek Cieślak.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie nowy fanpage na Facebooku. Zapraszamy!