Kilka minut po podaniu tej informacji nad pierwszą stolicą Polski przestał padać deszcz (który zresztą nie był zbyt mocny), prognozy pogody również były korzystne. Pojedynek Orłów z Jaskółkami miał rozpocząć się o 18:30. Organizatorzy mieliby zatem przynajmniej dwie godziny, aby doprowadzić nawierzchnię toru do stanu używalności. W pogotowiu czekał odpowiedni sprzęt, a także, wymagana w regulaminie, luźna nawierzchnia. Tymczasem sędzia Krzysztof Meyze, po rozmowie z komisarzem toru i przedstawicielami obu ekip odwołał spotkanie.
Zastanawia przede wszystkim dlaczego arbiter tak śpieszył się z odwołaniem meczu. Gospodarze wiedząc, że w Gnieźnie może w weekend padać, przygotowali tor w taki sposób, aby maksymalnie zabezpieczyć go przed negatywnymi skutkami opadów atmosferycznych. Gdyby dostali więcej czasu, mogliby przynajmniej podjąć próbę przygotowania bezpiecznej nawierzchni. Jeśli te działania nie przynosiłyby spodziewanego efektu - wtedy można było odwołać spotkanie.
Czasu mogłoby być zresztą o wiele więcej - jednym z wymogów regulaminowych jest oświetlenie. Dlaczego zatem nie można było opóźnić rozpoczęcia meczu o godzinę, a nawet dwie? Mecze Ekstraligi niejednokrotnie odbywały się po godzinie 20:00, start do pierwszego biegu w turniejach Grand Prix następuje o 19:15, a przecież do rozegrania jest tam znacznie więcej wyścigów. - Mając świadomość prognoz pogody, które dawały nadzieję, na ustanie opadów w godzinach późno popołudniowych i wieczornych oraz nakładu pracy i kosztów jakie zostały włożone w promocję i przygotowanie imprezy, byliśmy w 100 proc. gotowi do przeprowadzenia skutecznych prac mających na celu przygotowanie regulaminowego toru. W przeszłości wielokrotnie pokazaliśmy, że mimo wcześniejszych opadów, stosunkowo szybko doprowadzaliśmy nawierzchnię do stanu używalności - powiedział dla SportoweFakty.pl Marcin Śliwiński, członek zarządu Start Gniezno S.A.
Takie okoliczności z pewnością przełożyłyby się na niższą frekwencję. To ryzyko dotyczy jednak tylko i wyłącznie gospodarzy, bowiem to oni, jako organizator, ponoszą wszelkie związane z meczem koszty. - Od strony organizacyjnej musieliśmy być w pełni przygotowani na rozegranie meczu. Od wyposażenia obiektu w zasilanie oświetlenia, mobilnego ekranu, aż po pełną gotowość strefy VIP-owskiej, dodając do tego koszty związane z zapisami kontraktowymi na wypadek odwołanego meczu, to łączne koszty jakie ponieśliśmy w związku z odwołaniem meczu sięgają kwoty kilkudziesięciu tysięcy złotych - zdradził Śliwiński. Można domyślać się, że podobne zapisy widnieją w umowach podpisanych przez Jaskółki.
Cała sytuacja wygląda dość dziwnie szczególnie w kontekście tego, co działo się w sobotę w Rawiczu. W rundzie kwalifikacyjnej startowali tam młodzi, często nieopierzeni zawodnicy. Tam jednak pozwolono na rozpoczęcie rywalizacji (nie miejsce dyskutować, czy słusznie). Dlaczego zatem kilkadziesiąt godzin później w Gnieźnie nie nakazano przynajmniej spróbować popracować nad nawierzchnią? Przecież można było, po odpowiednich zabiegach, "wypuścić" na tor najbardziej doświadczonych żużlowców i dopiero wtedy podjąć jakąś decyzję.
Poniżej zdjęcia toru wykonane o 17:55. Nie były na nim prowadzone w międzyczasie żadne prace.
zamieszczają tak głupie i bezużyteczne temty?
wprowadzające tylko zamęt.
Czy mecz mógl sie odbyć,czy też nie?
Szkoda waszych piór..(((