Jarosław Galewski: Gratuluję jeszcze bardziej niż przed tygodniem. Zastanawiam się, jak musi się pan czuć, bo w opinii środowiska żużlowego Piotr Baron zrobił coś z niczego.
Piotr Baron: To wszystko jest przesadzone. Jechać chcą zawodnicy. Oni naprawdę pracują i skutecznie się ścigają. Według mnie nie dzieje się naprawdę nic szczególnego. Jak na razie wszystko się nam dobrze układa. Jest tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Sezon jest jednak długi. Na tym etapie nie ma sensu się czymkolwiek podniecać, bo czeka nas jeszcze mnóstwo pracy. Jasne, to prawda, że byliśmy uznawani za najsłabszą drużynę. Okazuje się, że możemy powalczyć. Staramy się to robić. Ja nie widzę w tym żadnej sensacji.
Przypuszczam jednak, że na pana miejscu większość trenerów czy menadżerów miałaby wielką satysfakcję, że zamknęła usta wszystkim krytykom i ekspertom.
- Zespół był skreślany, to fakt. Tymczasem jedzie świetnie, ale na torze jeżdżą tylko i wyłącznie zawodnicy. To oni robią widowisko. Cieszę się, że jadą tak dobrze. Oby tak dalej. Mogę tylko zapewnić, że nadal będziemy robić wszystko, żeby nadal utrzymać taką dyspozycję.
Skreślany zespół wygrywa i nic dziwnego, że idą też w górę akcje jego menadżera. To nie tylko moja opinia - takie są komentarze kibiców.
- Widzi pan, to jest jednak tak, że zawsze mówi się o tym, co dał ostatni mecz. Nie ma sensu przesadzać. Jedziemy za chwilę kolejne mecze i ich wyniki mogą już mówić coś innego. Ja prawdę mówiąc nie czytam komentarzy, które się pojawiają. Jeśli jednak są rzeczywiście pozytywne, to oczywiście za niego bardzo dziękuję. Sezon trwa, są kolejne mecze i po każdym z nich sytuacja może wyglądać zupełnie inaczej.
Po wygranym meczu w Lesznie sygnalizował pan, że to nie maksimum możliwości Betard Sparty Wrocław. I rzeczywiście, znakomita jazda Tomasza Jędrzejaka przełożyła się na jeszcze lepszy wynik. Na czym polegały wcześniej problemy tego żużlowca?
- Uważam, że mieliśmy lekki problem z całym zespołem. To wynikało jednak tylko z tego, że za późno zaczęliśmy treningi. W tym roku niestety nie sprzyjała nam aura. Zawsze staramy się pojeździć wcześniej od innych i to stanowi taki motor napędowy. W tym roku ta sztuka się nam niestety nie udała. A Tomek? W jego przypadku duże znaczenie miała kontuzja, która przydarzyła się na obozie kadry. To była chyba ta największa bolączka. Na chwilę obecną ten zawodnik czuje się jednak świetnie i pokazuje, że potrafi jechać. Nie przesadzałbym też ze słabszą postawą, w jego przypadku to były może dwa gorsze mecze, kiedy spisał się poniżej oczekiwań. Wcześniej też dobrze sobie radził. W niedzielę pojechał już perfekcyjnie, tak jak w ubiegłym roku. Wierzę, że taką dyspozycję jest w stanie podtrzymać do końca rozgrywek.
I tym samym nie macie słabych punktów. Przed sezonem mówił pan, że ten okres transferowy nie był pana koncertem życzeń. Założę się, że wiele nazwisk z pana zespołu widziałaby u siebie teraz większość trenerów w ENEA Ekstralidze.
- Rozmawialiśmy gdzieś o Piotrku Świderskim i to raczej odnosiło się do tego koncertu życzeń. On gdzieś miał być u nas, a niestety nie udało się go pozyskać. Nie ma go, jest Zbyszek i... cieszymy się, że jest Zbyszek. On też pokazuje, że potrafi fajnie pojechać. Zdobywa punkty, a przede wszystkim jest człowiekiem bardzo pracowitym i sumiennym. Staje się naprawdę dużym zawodowcem. Bardzo się z tego cieszymy. Nie było koncertu, jest koncert.
Skutecznie potrafią pojechać nawet pana juniorzy. W niedzielę zdobyli siedem punktów.
- Bardzo się z tego cieszę. Skłamałbym pana, gdybym powiedział, że jest inaczej. W końcu, stało się to, co miało "chodzić" już wcześniej. Chłopaków naprawdę było stać na dobry wynik. Wcześniej tego wyniku nie było, to prawda, ale myślę, że to, co zbudowało mnie, zbuduje teraz chłopaków. Mam nadzieję, że odjadą kolejne dobre spotkania. Niedzielny występ na pewno doda im skrzydeł. Oby ich to wszystko nie przerosło.
[nextpage]W niedzielę byliście bardzo dobrze spasowani do własnego toru. Prezes Stali Gorzów Ireneusz Maciej Zmora powiedział mi ostatnio, że gospodarze nauczyli przygotowywać się tory tak, że zastrzeżeń nie wnoszą komisarze, a jednocześnie są one ich atutem. Pan też musiał się uczyć?
- Nie wiem, czy czegoś było trzeba się nauczyć. My robimy tory, który nam odpowiada. Powiem szczerze, że nigdy nie szykowaliśmy dla nikogo żadnych pułapek. Na całej szerokości tor we Wrocławiu jest taki sam. Komisarz nie powinien się do tego odnosić w negatywny sposób. Robimy dokładnie tak, jak robiliśmy. Pewnie gdzieś tam jest nacisk, żeby te tory były nieco inne, ale my trzy mecze jechaliśmy u siebie i trzy mecze mieliśmy taki sam tor. Nic innego też nie zamierzamy robić.
Jesteście na czwartym miejscu w ligowej tabeli. Dodatkowym powodem do optymizmu jest układ spotkań, bo do tej pory częściej jeździliście na wyjeździe.
- Jechaliśmy pięć meczów na wyjeździe i trzy u siebie. Te trzy spotkania na własnym dobrze były całkiem dobre. My zresztą przed sezonem nastawialiśmy się na to, żeby u siebie robić wszystko co konieczne do zwycięstwa. Nadal do tego tak podchodzimy. Poza tym, staramy się w innych spotkaniach. Fajnie, że mamy te punkty, które mamy. Siedem oczek to jednak zdecydowanie za mało. Będzie trzeba bardzo ciężko pracować, żeby uzyskać ich więcej i zapewnić sobie bezpieczne miejsce w ligowej tabeli.
Najciekawsza ENEA Ekstraliga od lat. Aż zal, że spaść mają z niej trzy zespoły. Pojawiała się już głosy, że czas zacząć dyskusję nad sytuacją klubów. Warto zacząć rozmawiać, by najwyższa klasa rozgrywkowa liczyła w przyszłym roku nadal dziesięć ekip?
- Uważam, że dyskusja na ten temat powinna się zacząć prędzej czy później. Opuszczenie Ekstraligi przez jakąkolwiek z tych drużyn będzie wielką stratą dla naszego żużla. Chciałbym, żeby te wszystkie drużyny, która jadą, mogły zostać. Szczerze? Wolałbym nawet, żeby te drużyny, które są ligę niżej, weszły i od przyszłego roku byłoby 12 zespołów, a nie osiem. Niestety, to nie ja rządzę rozgrywkami i mam niewiele do powiedzenia. Jestem jednak za tym, żeby drużyny się utrzymały i całe czas głęboko wierzę, że coś jeszcze uda się w tym temacie zrobić.
Zmiana reguł w trakcie gry w imię dobra dyscypliny. Tak by to można było uzasadnić?
- Traktuję to właśnie jako dobro sportu, nic więcej. Nie rozgraniczam teraz, czy my czy ktoś inny. Uważam, że spadek trzech klubów to będzie po prostu niewątpliwa strata. Powiedzmy sobie szczerze, ci którzy będą niżej, prawdopodobnie znikną z żużlowej mapy Polski, a to byłoby najgorsze.
KSM powinien zostać? Jest pan zwolennikiem teorii, że to przepisom zawdzięczamy tak ciekawy przebieg tegorocznych rozgrywek?
- Oczywiście, że tak jest. KSM jest odpowiedzialny za to, co mamy dziś w lidze. Uważam nawet, że jeszcze niższy KSM bardziej wyrównałby rozgrywki. Byłoby znacznie ciekawiej. Jeśli ktoś przemyśli sytuację, która mamy obecnie w tabeli, to może mieć problem z trafieniem jakiegokolwiek wyniku. KSM mógłby wynosić nawet 38 punktów. Jednak gdyby był po prostu niższy, byłoby ciekawiej.
Chce tego podobno większość klubów. Znajdą się pewnie tacy, którzy chcą wydać więcej i budować dream teamy. Należy im tego zabraniać?
- Ja mam bardziej na myśli to, że w przypadku obowiązywania KSM jak w tym roku, każdy może stworzyć świetny zespół i dobrze pojechać. Uwolnienie w jakimś sensie może byłoby dobre, ale ja uważam, że KSM powinien zostać. Nie chodzi mi nawet o ograniczenia finansowe. Patrzę przez pryzmat tego, że chciałbym emocjonującej i pięknej ligi.
Zawodnicy lubią patrzeć na liczby, które są przy ich nazwisku. Niższy KSM to większe możliwości kontraktowe na kolejny sezon. Nigdy nie spotkał się pan ze "zbijaniem" średniej pod koniec roku?
- Nie mam takich obaw. Powiem panu szczerze, że to wynika może z mojego doświadczenia. Do tej pory miałem do czynienia ze sportowcami, a nie z kalkulatorem. Nie wyobrażam sobie, żeby zawodnik był w stanie kalkulować KSM, jakoś go obniżać. Zresztą, nigdy taki żużlowiec nie wie, do jakiej drużyny trafi, czy będzie potrzebny wyższy czy niższy KSM. Według mnie takie sytuacje są prawie niemożliwe.
Przed nami więc wiele emocji, pewnie nie tylko sportowych, bo z całą pewnością dyskusja nad kształtem ligi zacznie zyskiwać na znaczeniu. Na to co będzie działo się dalej w ENEA Ekstralidze spogląda pan nadal jako trener drużyny walczącej o utrzymanie czy raczej zespołu, który podbudowany sukcesami chce osiągnąć coś więcej niż ligowy byt?
- Czuję się menadżerem drużyny, która chce o coś pojechać, jest ambitna, solidna i waleczna. Takim czuję się menadżerem.
Co do juniorów to powrót do 1 Polak 1 obcokrajowiec ale obaj minimum 3 biegi.
Obe Czytaj całość
Najpierw niech te 10 sie ostanie i finansowo przetrwa.
Ciezkie czasy ida!
Wniosek: wszystko mozna, trzeba tylko mocno chciec.
Po drugie - jak pan sobie wyobraza podjecie rozsadnej decyzji przez osoby (Stepniewski, Szymanski, Witkowski),ktore nie maja tak naprawde argumentow w dyskusji, a czasami po prostu klamia, jak np. w/w prezes PZMu?
Szkoda czasu na dyskusje z betonem !
Nowych ludzi w zuzlu nam trzeba. Czytaj całość