Ale przed półwieczem, wtedy kiedy polskie speedway dopiero rozpychał się łokciami o należną pozycję na międzynarodowej arenie, był jedną z jego wiodących postaci. W talii wielkich sukcesów Kupczyńskiego są moim zdaniem prawdziwe perełki, cztery asy, które sprawiły, że należy mu się miejsce na kartach historii tego sportu w Polsce. Zanim jednak o asach, zacznijmy od początku. Lwowiak z urodzenia, jak wielu Polaków z Kresów z rodzinnych stron przepędziły go rezultaty II wojny światowej i tzw postanowienia jałtańskie. W kilku opracowaniach jako pierwszy jego klub widnieje Związkowiec Warszawa, ja natomiast dotarłem do jego wspomnień drukowanych w latach 50-tych w jednej z gazet, gdzie opowiada o swoim pierwszym w życiu meczu w barwach Związkowca, ale z Wrocławia. Według jego relacji były to zawody w Legnicy na przystosowanych motocyklach. W inauguracyjnym wyścigu prowadził, ale pomylił sobie okrążenia i zjechał z toru po trzech kółkach. Takie były niefortunne początki wspaniałej kariery. Już w 1952 roku zdobywa Kupczyński, wówczas w barwach Spójni Wrocław, tytuł indywidualnego mistrza Polski. To pierwszy as w jego karierze. Według relacji wrocławski finał oglądało 70 tysięcy widzów. Kupczyński stracił wówczas tylko jeden punkt, ulegając w VI wyścigu Włodzimierzowi Szwendrowskiemu. Za kluczowy moment finału uznał jednak pojedynek z późniejszym wicemistrzem - Tadeuszem Fijałkowskim z warszawskich Budowlanych, który stoczył z nim w wyścigu IX.
Według jego relacji przez trzy okrążanie prowadził Fijałkowski - Wyprzedzić na wirażu, to była ostatnia szansa. A dla mnie wejść w wiraż to rzecz najtrudniejsza. Od początku, gdy tylko zacząłem jeździć bałem się wirażu. Jakiś lęk, obawa przed kraksą zawsze zmuszała mnie do zmniejszenia gazu. Ale teraz wiedząc, że tylko wiraż zdecyduje o mistrzowskiej taśmie, przełamałem lęk. Dodałem gazu. Na prostej miałem przewagę połowy koła, do mety nadrobiłem cały metr. Potem Kupczyński jeszcze kilka razy stawał na podium indywidualnych mistrzostw kraju, ale tamto złoto we Wrocławiu z pewnością było najbardziej pamiętne! W połowie lat 50-tych był już zatem bardzo znanym i cenionym zawodnikiem, należącym do ścisłej krajowej elity. Toteż nikogo specjalnie nie zdziwiło, że to właśnie jemu przypadło w udziale dokonanie swoistego "chrztu bojowego", nowego silnika żużlowego, słynnego polskiego FIS-a.
Wcześniej treningowe próby wykonali na motocyklu z tym wyprodukowanym w rzeszowskiej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego silnikiem, jeden z konstruktorów Tadeusz Fedko oraz Eugeniusz Nazimek. Historyczny dzień miał miejsce 17 czerwca 1954 roku podczas meczu o mistrzostwo I ligi pomiędzy Budowlanymi Warszawa, a Spójnią Wrocław, który odbył się na torze Resovii w Rzeszowie. Kupczyński dosiadając FIS-a zdobywa komplet 9 punktów i wykręca najlepszy czas dnia. Ma swojego drugiego asa! Na trzeciego czekał dwa lata. Rok 1956, ważny dla kraju rok polityczno-społecznej odwilży i niestety niepotwierdzonych później nadziei na demokratyzację życia w Polsce. Dla naszego żużla to był to także rok bardzo ważny, bo po pierwsze nasi najlepsi zawodnicy zadebiutowali w eliminacjach do Indywidualnych Mistrzostw Świata, po drugie natomiast po raz pierwszy nasza reprezentacja narodowa wyjechała do Anglii, owej "ziemi obiecanej", która jawiła się wówczas niczym kraina mityczna i niekwestionowana przez nikogo stolica światowego speedwaya. Toteż nasze motorowe władze na taki wyjazd wybrały najlepszych z najlepszych. I w tej pamiętnej, historycznej wyprawie nie zabrakło miejsca także dla Edwarda Kupczyńskiego, co było na pewno dowodem wartości sportowej, jaką sobą przedstawiał. Wraz z kolegami brał udział w szeroko komentowanych a potem wspominanych imprezach w: Manchesterze, Londynie, czy Birmingham, gdzie przecierał szlaki dla następców, bo potem angielsko-polskie kontakty były już bardzo ożywione. Mijają lata, Edward Kupczyński przenosi się do Bydgoszczy, gdzie należy do grona asów tamtejszej Polonii. I to właśnie nad Brdą zdobywa umownego czwartego asa. Należy bowiem do elitarnego grona zawodników, którzy w połowie lat 60-tych jako pierwsi Polacy próbują swoich sił w lodowej odmianie żużla. Startuje w Bydgoszczy, Zakopanem, a także jak napisał w swojej książce "Żużel po bydgosku" Krzysztof Błażejewski w zawodach na terenie Rosji. Dziś obok braci Świtałów, czy Mieczysława Połukarda wymieniany jest jednym tchem jako jeden z prekursorów polskiego ice speedwaya. Karierę sportową zakończył dopiero na początku dekady lat 70-tych w II ligowej łódzkiej Gwardii w wieku 42 lat, symbolicznie niejako spinając różne epoki dziejów naszego żużla, od jego powojennych, siermiężnych początków, do ery największych sukcesów na międzynarodowej arenie. Warto o nim pamiętać!
Robert Noga