Wrocławianie w obliczu braku kontuzjowanego Taia Woffindena byli w Częstochowie skazywani na pożarcie. Nie pierwszy już raz w tym sezonie pokazali się jednak z niezłej strony i odrobili punkt bonusowy, choć jeszcze do połowy zawodów wszystko pozostawało sprawą otwartą. Dzięki skutecznej jeździe Nicolaia Klindta oraz Troya Batchelora ekipa Piotra Barona mogła jednak dopisać do swego dorobku jeden punkt. - Bardzo ważne jest to, że większość z naszych zawodników mocno przeciwstawiła się gospodarzom i ostro walczyliśmy. Mieliśmy trochę problemów z odpowiednim ustawieniem motocykli. Najważniejszą rzeczą było dla nas bezsprzecznie zainkasowanie punktu bonusowego. Zdawaliśmy sobie sprawę, jak ciężkie spotkanie nas czeka. Wywozimy punkt bonusowy z Częstochowy i to dla nas bardzo dobra informacja - podkreśla w rozmowie ze SportoweFakty.pl, Peter Ljung.
Szwed w niedzielnym spotkaniu miał przebłyski dobrej jazdy, ale nie ustrzegł się również błędów. Po zwycięstwie w inauguracyjnej gonitwie Ljung wyraźnie spuścił z tonu w kolejnych biegach i przebudził się dopiero w wyścigach nominowanych. - W drugim swoim wyścigu starałem się pojechać parą z Tomaszem (Jędrzejakiem - dop. red), ale nie miałem wystarczająco szybkości w motocyklu i Czaja minął nas obu, bo byliśmy po prostu zbyt wolni. Po tej sytuacji próbowaliśmy różnych ustawień, by złapać odpowiednią szybkość. Na koniec zawodów w końcu znaleźliśmy złoty środek, ale dla mnie to było zdecydowanie za późno. W pierwszym starcie wszystko zagrało, a w kolejnych trzech biegach nic kompletnie nie zdawało egzaminu. Ostatni bieg był już lepszy - odetchnął z ulgą 30-letni zawodnik.
W sobotni wieczór na wrocławski zespół niczym grom z jasnego nieba spadła informacja o kontuzji Taia Woffindena, który w tym sezonie jest niekwestionowanym liderem Betardu Sparty. W trybie awaryjnym w jego miejsce w składzie wrocławian pojawił się Nicolai Klindt i spisał się rewelacyjnie, zdobywając jedenaście oczek. - Tai notuje najlepszy sezon w swoim życiu. Jego strata jest dla nas ogromna, ale trzeba przyznać, że Nicolai Klindt wskoczył w jego miejsce i wykonał kawał dobrej roboty. To na pewno zdumiewające. W tym sezonie nie pojechał ani jednego meczu w polskiej lidze, a tutaj wskakuje do składu i notuje znakomity występ. Jestem z niego bardzo zadowolony - dodaje Szwed z wyraźnym podziwem w głosie.
Porażka w Częstochowie nie zmienia jednak faktu, że zespół ze stolicy Dolnego Śląska jest póki co największą rewelacją tegorocznych rozgrywek Enea Ekstraligi. Spisywana na straty ekipa Piotra Barona ma już na swym koncie osiem oczek i pozostawienie w pokonanym polu wyżej notowanych zespołów z Leszna, Tarnowa, czy Częstochowy. Na sukces Betardu Sparty zdaniem Ljunga składa się wiele czynników. - Zespół na papierze, a na torze to dwie kompletnie inne kwestie. Z podobną sytuacją mam do czynienia w Szwecji, gdzie startuję w zespole, który miał spaść z ligi, a wygrywamy wszystkie mecze. Mamy tutaj zawodników, którzy potrafią walczyć na torze. Każdy potrafi jechać i dać z siebie wszystko na torze. To na pewno jeden z kluczy do tych wyników. Ponadto, mamy znakomitego trenera, jakim jest Piotr Baron. Otaczają nas znakomici ludzie w klubie i każdy przyjeżdża na zawody radosny i szczęśliwy - cieszy się Ljung.
Nie tylko wrocławska drużyna, ale i sam Peter Ljung powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej może zaliczyć do udanych. 30-latek jest silnym punktem swojego zespołu. - Na pewno wszystko układa się dobrze dla mnie. Może poza dzisiejszym meczem. Zanotowałem tylko jeden gorszy występ w tym sezonie i to na pewno dobry prognostyk. Jedną z przyczyn mojej dobrej jazdy jest fakt, że w klubie jestem bardzo ciepło przyjmowany. Bardzo o nas dbają we Wrocławiu i wszystko funkcjonuje bardzo dobrze - kończy były uczestnik cyklu Grand Prix.