Polski debiut z niespodzianką? - przewodnik po cyklu Grand Prix na długim torze

Sandra Rakiej
Sandra Rakiej
W tegorocznym cyklu Grand Prix wystartuje pięciu reprezentantów Niemiec, a dyscyplina ta jest u naszych sąsiadów popularniejsza od klasycznego żużla. Pierwsze Drużynowe Mistrzostwa Świata na długim torze rozegrano w 2007 w Morizes i to właśnie reprezentacja Niemiec sięgnęła po historyczny medal i co ciekawe, żaden inny kraj nie zdołał odebrać im złota! Przez sześć lat tytuł mistrzowski lądował w rękach Niemców. Motorem napędowym tych sukcesów był Gerd Riss – ośmiokrotny indywidualny mistrz świata, który zakończył karierę w 2010 roku w wyniku poważnej kontuzji. Wielkie osiągnięcia w tej dyscyplinie ma na swoim koncie także Robert Barth, który tytuł mistrz zdobył czterokrotnie. Obecnie liderem reprezentacji Niemiec jest znany z występów na żużlu – Martin Smoliński. Ubiegły sezon zakończył z tytułem wicemistrzowskim. Obecnie świetnie radzi sobie w brytyjskiej lidze żużlowej i śmiało zapowiada, że planuje przerwać dominację Kylmakorpiego na długim torze.

Po dwóch pierwszych turniejach zawodnicy odpoczywać będą prawie miesiąc. W połowie lipca rywalizacja przeniesie się do Francji, gdzie na liczącym sobie 504 metry długości torze w Marmande sezon wkroczy w decydującą fazę. Co roku francuski turniej jest świętem longtracku. Organizatorzy wybierają bowiem taki termin, aby był jak najbliżej czternastego lipca, a zatem Narodowego Święta Francji, upamiętniającego wybuch Wielkiej Rewolucji Francuskiej. W dzień wolny od pracy na trybunach w Marmande zasiada zazwyczaj wiele kibiców. Dwa lata temu turniej oglądało niespełna 16.000 fanów! W ubiegłym roku zawody zostały przełożone z pierwotnego terminu na następny dzień ze względu na silne opady deszczu. Oprócz piknikowej atmosfery, Marmande charakteryzuje się specyficznym torem o trójkątnym kształcie, a zatem i trzech łukach. Dwa lata temu francuskie zawody sędziował Polak – Wojciech Grodzki. - Sądzę, że zawodnicy startujący na długim torze muszą być lepiej od żużlowców przygotowani kondycyjnie. Jeżeli tory mają nawierzchnię żużlową to nie ma wielkiego problemu, natomiast, gdy jest to obiekt trawiasty - tak jak w Marmande,  jest to ogromne wyzwanie. Treningi zazwyczaj odbywają się rano i wieczorem podczas Grand Prix, tej trawy już po prostu nie ma! Taki tor wymaga ogromnej siły i wytrzymałości, ciężko jest się bowiem utrzymać na wirażach. To już zahacza niemal o motocross – stwierdza polski sędzia. W ubiegłym roku na tym specyficznym obiekcie najlepiej poradził sobie Joonas Kylmakorpi, który w finale stoczył fantastyczną walką wysuwając się z trzeciej pozycji na czoło stawki. Wyścig ten miał o tyle ciekawy przebieg, że w trakcie drugiego okrążenia zaczął silnie padać deszcz i tylko Fin umiał walczyć w tych warunkach, choć w całych zawodach uzbierał tyle samo punktów co Martin Smoliński. Niemiec w decydującym o wygranej biegu zajął trzecie miejsce, na drugim stopniu podium stanął zaś Josef Franc.

Tor w Marmande (źródło: Facebook) Tor w Marmande (źródło: Facebook)

Czwarta runda Grand Prix tegorocznego cyklu to absolutny debiut! O pomyśle rozegraniu turnieju w Polsce debatowano podczas spotkania FIM-u z zawodnikami w Vechcie pod koniec ubiegłego sezonu. Kandydaturę Rzeszowa zgłosił Kylmakorpi, który w ubiegłym roku startował w barwach "Żurawi" podczas rozgrywek polskiej Ekstraligi. Pomysł ten poparł także Cameron Woodward, który w przeszłości również ścigał się w klubie Marty Półtorak. To właśnie Australijczyk udał się na Podkarpacie, aby przejechać się po torze na motocyklu z longtracku. Zarówno żużlowiec jak i włodarze wyrazili pozytywną opinię na temat możliwości rozegrania turnieju w Rzeszowie. FIM obniżył więc dolny limit długości toru tak, aby regulamin zezwalał rywalizować na obiekcie, który liczy sobie 395 metrów. Wszystko to w imię popularyzacji dyscypliny.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×