Walka z Nickim Pedersenem wyzwoliła adrenalinę - rozmowa z Jarosławem Hampelem, zwycięzcą GP w Gorzowie

Od zera do bohatera. Jarosław Hampel zaczął zawody w Gorzowie od czwartego miejsca, by w wielkim stylu triumfował w finale. Polak po turnieju tryskał humorem, a kibice długo skandowali jego nazwisko.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik: Jakie to uczucie wygrać Grand Prix przed polską publicznością?

Jarosław Hampel: - Coś wspaniałego. Wygrana przed kompletem polskiej publiczności wiwatującej na moją cześć, to coś kapitalnego. Zwycięstwo w Polsce smakuje szczególnie.

Tym bardziej, że na początku zawodów nic nie zapowiadało takiego sukcesu...

- Dokładnie. Cieszę się, że mogłem sprawić radość polskim kibicom. Początek zawodów faktycznie nie ułożył się po mojej myśli. W finale wykorzystałem delikatny błąd Chrisa Holdera. O to chodzi w speedwayu, by jak najmniej błędów popełniać, a wykorzystywać potknięcia rywali. Mnie się udało to w finale, ale droga do zwycięstwa wcale nie była łatwa.

Rzutem na taśmę awansowałeś do półfinału, by ostatecznie triumfować. To pokazuje jak nieobliczalne i zmienne są obecnie turniej Grand Prix?

- Zgadza się. Naprawdę stawka jest tak wyrównana, że można w jednym wyścigu przyjechać do mety na czwartym miejscu, by za chwilę wygrać i odwrotnie. Można wygrać serię zasadniczą i nie dojechać do finału, a z drugiej strony z ósmej pozycji jest szansa na zwycięstwo w finale. W półfinale nie miałem nic do stracenia. Wiedziałem, że dobrym występem jestem w stanie nadrobić to, co straciłem w początkowej fazie zawodów. W ostatecznym rozrachunku liczy się każdy zdobyty punkt. Zdawałem sobie również sprawę, że odpadnięcie w półfinale z ośmioma punktami, wcale mnie nie urządza.

Kluczowy był chyba ostatni wyścig serii zasadniczej, w którym stoczyłeś porywający bój z Nickim Pedersenem?

- Zdecydowanie tak. Tylko minimum drugie miejsce dawało mi szansę na jazdę w półfinale. Pomimo tego, że Nicki ostro zaatakował i praktycznie uderzyłem w bandę, nawet na ułamek sekundy nie zamknąłem gazu. Wiedziałem, że muszę przyjechać przynajmniej drugi, by myśleć o jakimkolwiek sukcesie. To się udało. Od tego momentu poczułem dużą adrenalinę i to mnie napędziło do kolejnych zwycięstw.

Co się działo na początku zawodów, kiedy wygrywałeś starty, ale traciłeś dobre pozycje na dystansie? To były Twoje błędy, czy może ustawienia motocykli nie były jeszcze tak dobre?

- To były tylko i wyłącznie moje błędy. Myślałem, że trochę szerzej da się szybko odjechać, ale to nie było jeszcze to. Należało trzymać się krawężnika. Strata punktów w pierwszej fazie wynikała z błędnej decyzji o wyborze takiej, a nie innej ścieżki. Dopiero później, po analizie i obserwacji tego, co się działo, wiedziałem, jak zachować się na torze. To na szczęście w drugiej fazie zawodów się sprawdziło.

Tor w Gorzowie był faktycznie tak trudny do odszyfrowania?

- Sprawiał problemy. Nie udało mi od razu się obrać optymalnych ścieżek. Odjeżdżałem za bardzo od krawężnika. Na początku zawodów najszybsza ścieżka była od wewnętrznej. Później w trakcie zawodów warunki trochę się zmieniły i można było jechać nieco szerzej. Ogólnie jednak tor był trudny do czytania.

Można się było na nim ścigać?

- W końcówce zawodów już tak. Bodajże po trzeciej serii zrobiło się więcej ścieżek. Do tego czasu liczył się tylko start i ciasna jazda przy krawężniku. Później było więcej możliwości do wyprzedzania.

W finale zdecydowałeś się wybrać trzecie pole startowe. To efekt dobrego startu z tego samego pola w półfinale?

- Zgadza się. Bardzo dobrze startowało mi się z tego pola. Skupiłem się na tym, by jak najlepiej wyjść spod taśmy w finale. To mi się udało. Widziałem, którędy jechać i przy owacji polskich kibiców udało mi się wygrać. Czułem ogromne wsparcie kibiców, widziałem, jak na stojąco wiwatowali na moją cześć. To mnie niosło do zwycięstwa. Wygrana przy takiej publice smakowało wspaniale.

Na półmetku zajmujesz czwarte miejsce w klasyfikacji przejściowej. Jaki plan na drugą część sezonu?

- Miałem trzy dobre rundy i trzy słabsze. Chciałbym ustabilizować formę na wysokim poziomie. Nie może być tak, że odjadę jedną dobrą rundę, a później przytrafiają mi się słabsze występy. Tego muszę uniknąć.

Jeszcze tydzień temu mówiłeś o problemach sprzętowych. W sobotę wygrałeś w Gorzowie. Czy to oznacza, że już się uporałeś z tymi kłopotami czy jeszcze cały czas szukasz?

- Nie jest jeszcze idealnie. Cały czas jest szukanie ze sprzętem. Gonitwa za sprzętem jest nieustanna. Cała tajemnica tkwi w tym, by umieć sobie najlepiej ten sprzęt dobierać i regulować. To nie jest tak, że wygrałem Grand Prix i teraz już ze sprzętem jest wszystko w porządku. Na bieżąco muszę cały czas regulować kwestie sprzętowe. Najważniejsze jednak, by być skupionym na jeździe. Sprzęt, sprzętem, ale jak było widać w sobotni wieczór należało obierać odpowiednie ścieżki do jazdy. Była to naprawdę bardzo istotna sprawa.

Źródło artykułu: