- Planem minimum było zdobycie bonusa i to udało się zrealizować. To cieszy, ale z drugiej strony szkoda tych głupio potraconych punktów. Artiomowi zatarły się dwa silniki, Leon groźnie upadł, do tego jeszcze moje jedno nieporozumienie z Maćkiem Janowskim. Jechałem drugi, a przyjechałem ostatni. Gdyby nie te rzeczy, spotkanie mogło być wygrane - mówił Kacper Gomólski w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
W tym sezonie młody zawodnik Unii Tarnów notuje głównie przeciętne występy w lidze. Tym bardziej może być zadowolony z tego, czego udało mu się dokonać w Bydgoszczy. - To prawda. Wynik nie jest zły. Nie wiem po co tak naprawdę zmieniłem motocykl na drugi bieg. Myślałem, że to wina sprzętu, ale to po prostu Woźniak był szybki. Cóż, mam nauczkę na przyszłość i wiem już dużo więcej - zapewnił wychowanek klubu z Gniezna.
Kacper Gomólski jest kolejnym zawodnikiem, który negatywnie ocenia stan toru, na jakim przyszło się ścigać żużlowcom w niedzielę. - To był tor motocrossowy. Momentami wyrzucało mnie z motocykla, a Janowskiemu pękło siodełko. To o czymś świadczy. Nawierzchnia nie była zatem łatwa. Jeśli ktoś jechał z gazem i nie bał się tych dziur, to raczej było OK. Z drugiej strony trzeba było uważać, żeby nie upaść. Te dziury pomogły mi tylko w ostatnim biegu. Wygrałem start, spojrzałem gdzie jest Vaculik i puściłem go do przodu. Jazda parą w ogóle nie była bowiem możliwa. Czułem się jak na rodeo. Jeśli są komisarze, to nie powinno się takich torów dopuszczać do zawodów. To już jednak nie nasza wina. My jeździmy, a mamy najmniej do powiedzenia - zaznaczył.
Skoro zawodnicy chcą mieć więcej do powiedzenia, to może powinni rozpocząć w tym kierunku jakieś działania? - Coś poważnego trzeba zrobić. Dwa czy trzy lata temu, gdy weszły nowe tłumiki też wielu nie chciało jechać. Przyszło Grand Prix w Lesznie i nagle wszyscy jechali. Trudno o bojkot, bo zawsze ktoś się wyłamie - rozłożył ręce Gomólski.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!