W ubiegłym roku polski speedway poniósł chyba najbardziej upokarzającą porażkę w swojej historii w ostatnich latach. Mając półfinał u siebie nasza narodowa drużyna nie zdołała przebić się do finału Drużynowego Pucharu Świata. Mogliśmy sobie pooglądać niczym w piłce nożnej, jak o medale walczą inni i ewentualnie przy n-tym browarze zanucić znaną i popularną przyśpiewkę pt: "Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało". Klęska Anno Domini 2012 była przykra i jak widać mocno nacisnęła na odcisk, skoro odgrażamy się, że teraz czas na wielki rewanż i "jeńców na torze nikt brał nie będzie". Stąd chociażby pomysł na ni to mecz ni to trening punktowany z Czechami na Markecie, a więc w miejscu, w którym odbędą się baraż oraz wielki finał. Wprawdzie praski tor jest naszym zawodnikom doskonale znany bo w większości startowali na nim wielokrotnie, ale widać w organizacji tych zawodów starania, aby niczego nie zaniedbać, aby potem niczego nie żałować. Ale łatwo nie będzie, bo nikt nam się na torze nie położy a pojęcie faworyt, jak i własny tor, mający być atutem w półfinale w tym wypadku są mocno względne. Półfinał odbędzie się bowiem, jak wiemy, w Częstochowie. Rzecz w tym, że przecież w miejscowym Włókniarzu nie startuje żaden z aktualnych reprezentantów szerokiej kadry narodowej, a przynajmniej dla kilku z nich to nie jest obiekt, oględnie rzecz ujmując, ulubiony. Tymczasem jeździ na nim i trenuje w bieżącym roku połowa drużyny rosyjskiej, której trzeba się mocno obawiać, czyli Emil Sajfutdinov i Grigorij Łaguta.
Będą na nim pewnie śmigać niczym rosyjskie Migi, a jak do nich dodamy jeszcze młodszego Łagutę, bodaj największe obok Woffindena pozytywne zaskoczenie tegorocznych rozgrywek o mistrzostwo ekstraligi, widać, że siła naszych wschodnich sąsiadów będzie spora. Australijczycy też nie w kaszę dmuchani. Tak więc wcale stadion pod Jasną Górą nie musi być dla cieślakowej armady wielkim atutem. Dlatego też, jak wieść niesie, niespełna tydzień przed półfinałem ma się odbyć trening naszej drużyny. Czy okaże się pomocny, czas pokaże. Kolejny problem w drodze na żużlowy Olimp to skład naszych orłów. Menago Cieślak ma w tym roku diablo trudne zadanie. Na razie podał, zgodnie z regulaminem dziesiątkę, a więc siedmiu, którzy uczestniczyli w meczu w Pradze plus starszy Pawlicki, Buczkowski i Kołodziej. Tyle, że teraz stoi w obliczu jeszcze trudniejszego zadania, musi bowiem z tej dziesiątki wskazać na czterech, którzy pojadą w Częstochowie, a potem, Boże daj, ponownie wybiorą się nad Wełtawę. Termin mija lada dzień i nie ma uproś. Gdyby oprzeć się li tylko na statystykach to (w tym miejscu zerknijmy do opracowania dokonań indywidualnych w ekstralidze na Sportowych Faktach) czwórkę reprezentantów tworzyć powinni: Jarosław Hampel, Tomasz Gollob, Adrian Miedziński i Grzegorz Walasek. Ale nie będą. Walaska w ogóle nie ma we wcześniej podanej dziesiątce, natomiast Miedziński rozbił się, jak pamiętamy, w Pradze i od tej pory nie jeździ, nie wiadomo kiedy wróci na tor, a jak wróci, to nie ma gwarancji, czy będzie w tak dobrej dyspozycji jak przed kontuzji. Jak nie urok to…Pewne miejsce w składzie wydaje się mieć Jarosław Hampel, trudno sobie wyobrazić ją bez Tomasza Golloba, chociaż nasz mistrz nie jest ostatnio chłopakiem na niepogodę. Jak popada, to nie ma gwarancji, że będzie skuteczny, tak jak byśmy chcieli. Krzysztof Kasprzak w Grand Prix ostatnio pomyka bardziej niż przyzwoicie, w lidze natomiast rozmaicie.
Dwudziesta pierwsza średnia w ekstralidze, w tym dopiero dziesiąta wśród Polaków nie powala na kolana. Więc kto jeszcze? Maciej Janowski kapitalne zawody przeplatający znacznie gorszymi występami, nierówny w tym roku jak przysłowiowa kopa Janusz Kołodziej? Pistolety Pawlickie, albo przynajmniej jeden z nich? Ale jak tutaj postawić na któregoś z braci, skoro nie potrafili nawet awansować do finału Indywidualnych Mistrzostw Polski. Z drugiej strony, czy turniej półfinałowy w Krośnie może być czynnikiem miarodajnym? Kurczę, nie zazdroszczę Cieślakowi. Łeb może pęknąć od problemów. A przecież podobni tyle jesteś wart ile twój ostatni mecz…
Robert Noga