Jarosław Galewski: Józef Dworakowski do końca sezonu zostaje na stanowisku prezesa leszczyńskiej Unii. To dobra wiadomość dla klubu?
Ireneusz Igielski: Bardzo dobra wiadomość, że Józef Dworakowski zostaje, ale trudno to rozpatrywać w ten sposób, że udało się go jakoś przekonać do zmiany zdania i pozostania na stanowisku prezesa. Fakty są i tak takie, że Józef Dworakowski pokieruje klubem do końca sezonu. Później zmiany są nieuniknione.
Wyobraża sobie pan Unię Leszno bez Józefa Dworakowskiego na czele?
- Muszę sobie to wyobrazić. Nie ulega jednak wątpliwości, że Józef Dworakowski jest bardzo dobrym prezesem. To jednak człowiek jak my wszyscy. Co do przyszłości klubu, to można powiedzieć jedynie tyle, że Leszno to takie miasto, gdzie jest bardzo wielu znawców żużla. Tutaj wszyscy znają się na tym sporcie, więc podchodzę do tego tematu bardzo spokojnie. Ktoś na pewno się znajdzie i będzie mógł tym klubem pokierować.
Ireneusz Igielski będzie następcą Józefa Dworakowskiego?
- Nie. To jest niemożliwe, bo najzwyczajniej w świecie mam inne plany na przyszłość.
Ale będzie pan związany z leszczyńskim klubem?
- Na to pytanie jest również za wcześnie. Przed nami jeszcze wiele spotkań, między innymi to najbliższe ze Stelmetem Falubazem Zielona Góra i na tym się skupiamy.
Spotkanie z Falubazem to coś więcej niż mecz o dwa ligowe punkty?
-
Wydaje mi się, że na dzień dzisiejszy to spotkanie tylko o te dwa punkty. Za szybko, żeby mówić, jaki to będzie mieć wpływ w końcowym rozrachunku. Mogę jednak zapewnić, że przygotowujemy się do tego meczu normalnie jak do każdego innego spotkania. Wszystko chcemy zrobić jak najlepiej. Mamy też świadomość, kto do nas przyjeżdża. Falubaz to faworyt ligi i tego meczu. Zapewniam, że będziemy się twardo bronić. Kto wie, może nawet będzie okazja, żeby w odpowiednim momencie zaatakować.
Ten mecz to powrót do Leszna Jarosława Hampela. Będzie mu z całą pewnością towarzyszyć wiele emocji. Pozytywnych?
- Mam taką nadzieję. Powiem szczerze, że liczę na bardzo wyważone podejście do tego tematu. Chciałbym, żeby to był kulturalny doping. Jarek jest na pewno w wyśmienitej formie. Jesteśmy przygotowani na to, że na Smoczyku będzie latać. W tym roku jego forma jest naprawdę znakomita. Pokazuje to na każdym torze i w każdych warunkach. Trudno przypuszczać, że w niedzielę będzie inaczej.
Ostatecznie na mecz przyjadą kibice z Zielonej Góry...
- To bardzo dobra wiadomość dla tego widowiska! Cieszę się, że wygrał duch sportu i doszliśmy do porozumienia. Najważniejsze, że ze swoimi fanami porozumiał się klub z Zielonej Góry. Wezmą odpowiedzialność za swoich fanów i bardzo dobrze. Żużel powinien być przecież sportem dla wszystkich. Takie widowisko, na tak wysokim poziomie sportowym to produkt, który powinni oglądać fani obu zespołów. Jestem bardzo szczęśliwy, że tak się stanie.
[nextpage]Przed sezonem nie brakowało takich, którzy mówili, że Unia Leszno będzie walczyć o utrzymanie. Dziś takich opinii jest już znacznie mniej, bo macie realną szansę na miejsce w pierwszej czwórce. Czuje pan z tego powodu satysfakcję?
- Od samego początku mówiliśmy, że mamy bardzo młody, wyrównany zespół. Z tym wiąże się również nieprzewidywalność tej drużyny. Powiedzieliśmy chłopakom przed sezonem jedną bardzo ważną rzecz: "chcemy, żeby jazda sprawiała wam przyjemność". Oni świadomi tego, jakie mamy plusy i minusy, doskonale to przesłanie zrozumieli. Od początku naszym zamierzeniem przy tym było to, żeby kręcić się w okolicach tej pierwszej czwórki, żeby przy odrobinie szczęścia we właściwym momencie do niej wskoczyć. Początek sezonu był dla nas ciężki, bo musieliśmy poukładać parę rzeczy. To nadal nie jest jeszcze to, co powinniśmy jechać, ale trzeba mieć też świadomość, jak wygląda system rozgrywek w tym roku. Tak naprawdę lipiec i sierpień to dwa kluczowe miesiące. To jest ten właściwy czas, żeby wszystko zaczęło działać jak należy. Trzeba awansować do pierwszej czwórki, a później zapomnieć o tym, co było i skupić się na fazie play off. Od początku września sezon rozpoczyna się na nowo.
Dla trzech drużyn, przy najbardziej wyrównanej lidze od lat, ten sezon skończy się bardzo boleśnie. Ten problem was wprawdzie nie dotyczy, ale nie brakuje głosów, że odbije się to źle na całym polskim speedway`u.
-
To prawda, bo bardzo źle się dzieje. Mówimy to jako Unia Leszno już od zeszłego roku. Jesteśmy przeciwni Ekstralidze w składzie ośmiu zespołów. Tak samo negatywne zdanie mamy na temat całkowitego zniesienia KSM. Powtarzamy to od dawna i cały czas będziemy to robić.
Prezes Józef Dworakowski przed sezonem zapowiadał, że będziemy świadkami "jatki o utrzymanie", która na wielu klubach odbije się również pod względem finansowym. Pierwszy o swoich kłopotach powiedział klub z Gniezna. A jak wygląda sytuacja finansowa klubu z Leszna?
- Dajemy sobie jakoś radę – tak mogę to podsumować. Jest to możliwe przy wsparciu naszych sponsorów, miasta i kibiców. Prezes Dworakowski miał jednak rację. Problemy, o których mówimy, nie dotyczą tylko Gniezna. Z tego co się orientuję, problemy ma większość zespołów, które startują w ENEA Ekstralidze, ale w jednych klubach mówi się o tym głośno, a w innych w ogóle się nie podejmuje takiego tematu. Gniezno powiedziało otwarcie i rzeczywiście ich sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Są beniaminkiem, zbudowali drużynę na tyle, ile mogli. Osiągnęli wcześniej sukces w postaci awansu, tylko pojawiło się pytanie: co dalej. Jest im bardzo ciężko i jak widać, muszą się mocno sprężać.
Wiele o wsparciu kibiców mówi się w kontekście Unii Leszno. Wpływy z biletów z całą pewnością nie są takie, jakbyście sobie tego życzyli.
- Oczywiście, że wpływy z biletów mogłyby być większe. Mówimy zresztą o tym wprost, że odnotowujemy spadek frekwencji na naszym stadionie. Po pierwszym meczu zdecydowaliśmy się obniżyć ceny wejściówek, ale to generalnie nie odniosło jakiegoś pozytywnego skutku. Zdajemy sobie sprawę, że kibice są bardzo ważni. Mamy u siebie jeszcze cztery mecze i będzie trzeba zobaczyć, jak to się rozwinie, a później zastanowić co dalej.
Macie młody skład, złożony z miejscowych zawodników, który osiąga całkiem przyzwoite wyniki. Gdzie jest powód niższej frekwencji?
- Proszę zauważyć, że Leszno jest najmniejszych ośrodkiem ze wszystkich ekstraligowych miast. Nie mamy tutaj dużych firm, przemysłu, dużych firm z udziałem skarbu państwa. Trudno jest poprosić kogoś nowego o wsparcie. Generalnie nie dzieje się dobrze w naszym regionie. Sytuacja gospodarcza sprawia, że coraz więcej firm się zamyka. Przez to jest też coraz mniej pieniędzy. Coraz mniej mają ich mieszkańcy naszego miasta, a my funkcjonujemy w branży, którą można podłączyć pod rozrywkę. Proszę pamiętać, że jak pojawiają się problemy, to ludzie najpierw wydają pieniądze na inne rzeczy, a ta rozrywka jest dopiero na ostatnim miejscu. Tak to niestety działa.
Jak w obliczu tych problemów, zmian w zarządzie rysuje się przyszłość klubu? Kibice w Lesznie mogą mimo wszystko spać spokojnie?
-
Tak jak panu powiedziałem na początku naszej rozmowy, Leszno jest miastem znawców żużla. Mamy tutaj dużo naprawdę zaangażowanych osób i wydaje mi się, że nowe osoby, które przyjdą po nas, też będą miały pole do popisu. Nie mówię, że my robiliśmy wszystko dobrze. Też popełniamy błędy. Staramy się jednak, żeby ten klub dobrze funkcjonował, także pod względem wizerunkowym. Prowadzimy w związku z tym wiele akcji. Robimy wszystko, żeby Unia Leszno była obecna w codziennym życiu miasta. Tak czy inaczej, nowe osoby, które się pojawią, na pewno będą miały duże pole do popisu.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!