Kilka dni temu red. Stefan Smołka przedstawił początki rywalizacji o Drużynowe Mistrzostwo Świata czyli protoplastę dzisiejszych rozgrywek o Drużynowy Puchar Świata. Korzystając z faktu, że oto stajemy u progu kolejnej rywalizacji o to szlachetne i prestiżowe trofeum chciałbym cofnąć się jeszcze wcześniej niż uczynił to mój znamienity rybnicki kolega i przypomnieć skąd w ogóle mistrzostwa się wzięły. Początkowo bowiem była z nimi przysłowiowa komedia pomyłek. Zacznijmy od tego, że przy powstawaniu mistrzostw "namieszali" Polacy. A tak naprawdę dziennikarze, w myśl znanej zasady, że wszystkiemu winni są z reguły "dziennikarze i cykliści". A ściślej mówiąc redakcja popularnego wówczas "Motoru". Tygodnik ten w 1952 roku rozpoczął swój długi i pożyteczny żywot na rynku wydawniczym, pokonując na przestrzeni dziesięcioleci wiele przeszkód, które pozwoliły mu, w odróżnieniu od innych tytułów trwać i trwać. I właściwie od razu podjął na swoich łamach dosyć obszernie tematykę żużlową. W drugiej połowie pismo miało już dosyć mocną pozycję na rynku i było znane także w żużlowym światku po granicami Polski. Dowodem może być to, że w dorocznym plebiscycie angielskiego pisma Speedway Star and News na najlepszych żużlowców świata wśród kilku ekspertów oddających głosy, przedstawicielem Polski był właśnie dziennikarz "Motoru". Było to dla redakcji spore wyróżnienie, ale także potwierdzenie mocnej pozycji i popularności wśród kibiców tygodnika. I właśnie w "Motorze" pojawił się pod koniec lat 50-tych interesujący pomysł. Otóż redakcja zaproponowała przeprowadzenie, pod swoim medialnym patronatem, rozgrywek o Klubowy Puchar Europy na żużlu. Czyli coś na wzór europejskich rozgrywek klubowych w piłce nożnej. Byłaby to absolutna nowość w sporcie żużlowym. Propozycję tą przedstawił oficjalnie wobec Głównej Komisji Żużlowej znany wówczas dziennikarz zajmujący się na łamach "Motoru" sportem żużlowym redaktor Stefan Kubiak. I oto w jednym z kwietniowych numerów "Motoru" znajdujemy taką oto interesującą notatkę - GKŻ PZM przyjęła wniosek złożony przez red.Kubiaka odnośnie organizacji klubowych rozgrywek o Puchar Europy na żużlu. Projekt ten będzie omówiony kuluarowo na tegorocznym, wiosennym kongresie FIM w Parużu.
Od "pomysłu do przemysłu" droga okazała się stosunkowo krótka. Polski wniosek w stolicy Francji działacze światowej federacji przyjęli bardzo życzliwie, ale… Zresztą zaglądnijmy raz jeszcze do prasowego archiwum - Delegat Polski przedstawił zebranym projekt organizacji rozgrywek drużyn klubowych na żużlu o Puchar Europy jak również zgłosił deklaracje redakcji tygodnika "Motor" w sprawie ufundowania pucharu dla mistrzowskiego zespołu. Delegaci z wszystkich państw przyjęli deklaracje "Motoru" z uznaniem. Ze względu jednak na trudności związane ze znalezieniem odpowiedniego terminu w tegorocznym kalendarzu - pierwsza, jak gdyby próbne inauguracyjne spotkanie o Puchar Europy postanowiono rozegrać jeszcze w tym sezonie we wrześniu w Oberhausen NRF. Postanowiono jednak, że w tych pierwszych próbnych zawodach wystąpią nie zespoły klubowe, ale narodowe. Co istotne turniej miał mieć charakter czwórmeczu, do udziału zaproszono ekipy: Anglii, Szwecji, NRF oraz Polski.
Trochę to wszystko było dziwne, bo z jednej strony mówiono o braku terminu, a jednak termin się znalazł, tyle, że nie na zawody klubowe, ale narodowe. Zapewniono także, że począwszy od sezonu kolejnego będą to już zawody o charakterze klubowym. Ten pierwszy, nieoficjalny finał odbył się bez udziału Polaków, których zastąpili słabi Norwegowie. Czy nasi działacze obrazili się, że nasz pomysł został dosyć jednak mocno przerobiony, tego pewnie się już dzisiaj nie dowiemy, w każdym razie oficjalnym powodem odmowy przez biało-czerwonych startu był… brak wolnych terminów. Jak więc widać był to wtedy zwrot - klucz tłumaczący wygodnie różne rzeczy, a i dziś z lubością tu i ówdzie stosowany. Warto odnotować, że tamte zawody w Oberhausen nosiły miano Pucharu Europy zgodnie z propozycją wnioskodawców.
Rok później w FIM-ie nikt już chyba nie chciał pamiętać o tym, że polska propozycja dotyczyła rozgrywek o charakterze klubowym. Do kalendarza rozgrywek na trwałe bowiem weszła impreza pod nazwą Drużynowe Mistrzostwa Świata, która w niedalekiej przyszłości miała przynieść polskiemu speedwayowi tak wiele splendoru. Tego roku w Malmoe pierwszą edycję nowych rozgrywek wygrali Szwedzi, a okazały, cenny, bo mający wartość historyczną puchar ufundowany przez "Motor" miała im wręczyć polska aktorka Ewa Krzyżewska. Do Szwecji jednak nie dotarła i w efekcie zastąpiła ją jedna z tamtejszych koleżanek po fachu. Machina ruszyła i nic jej już nie zdołało powstrzymać. Trochę narzekali jedynie dziennikarze "Motoru". Jesienią 1960 roku, już po zakończeniu pierwszej edycji turnieju pisali – Przy okazji nie od rzeczy będzie wspomnieć, że sugestie nasze dotyczące organizacji tych rozgrywek były zgoła inne od tych, jakie w kalendarzu sportowym umieścił FIM. Proponowaliśmy aby drogą eliminacji w finale o Srebrny Puchar "Motoru" spotkały się 2 zespoły.
Tak więc nie rozgrywki klubowe, ale narodowe. Nie dwumecze, ale czwórmecze. Tak, trochę przez przypadek narodziły się Drużynowe Mistrzostwa Świata. W 1961 roku kiedy pierwszy tytuł zdobyła Polska chyba nikt u nas nie miał już pretensji do FIM, że pomysł "Motoru" tak mocno, używając młodzieżowego slangu, "przekopała". Redakcja "Motoru" jeszcze w 1965 roku postulowała, aby wrócić do jej pierwotnego pomysłu i jednak przeprowadzić klubowy Puchar Europy, ale nic z tego nie wyszło.
Robert Noga