Czy to się komuś podoba, czy też nie, wyszło znowu na Cieślaka, który wygrał kolejne, pokerowe rozdanie. Co by się stało, gdyby nie wygrał można przewidzieć. W połowie zawodów, kiedy dystans punktowy prowadzącej Danii do naszej reprezentacji wzrasta, z trybun położonych na drugim łuku dało się słyszeć nieparlamentarne raczej okrzyki skierowane w kierunku selekcjonera naszej kadry pytające gdzie znajduje się w tym momencie Tomasz Gollob. Po ostatnim wyścigu nikt jednak na trybunach tego tematu nie podejmował, ale wystarczyły dwa oczka mniej na koncie biało-czerwonych i zacząłby się sąd czarownic. Cóż, Napoleon nie znał się na sporcie bo i nie mógł, ale zauważył słusznie, że czasem od wielkości do śmieszności lub odwrotnie dzieli człowieka jeden krok. Czas napisać, że medialna "zadyma" z Gollobem była niepotrzebna, chociaż oczywiście dziennikarze mają prawo zadawać pytania, nawet snuć domysły i wyrażać swoje sądy. Pomijam w tym miejscu idiotyczne ataki brukowców sugerujące przy powoływaniu do kadry kryteria sponsorskie, czy klubowe. Absurd też ma swoje granice, jak się jednak okazuje nie zawsze, a niektórzy wyznają zasadę, że im więcej kloaki, tym lepiej. Tomasza Golloba, kończąc na spokojnie jego wątek, nikt z kadry nie wyrzucał, gdyby w półfinałową sobotę w Częstochowie nie padało pojechałby normalnie w składzie on, a nie Patryk Dudek, a decyzja wyjazdu do domu była jego suwerenną decyzją. I takie są fakty, czy się to komuś podoba, czy też nie.
Po praskim finale Tomasz przesłał na ręce Cieślaka gratulacje dla całej ekipy za udany występ, więc chyba nie jest specjalnie obrażony A propos gratulacji, to jednym z pierwszych, który je złożył Cieślakowi był prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek. Dzięki Zibi! Tak sobie pomyślałem, że fajnie byłoby, gdyby to Cieślak miał okazję zrewanżować się podobnymi gratulacjami za zdobycie mistrzostwa świata przez…naszych piłkarzy. Dobra, dobra, bez "polewki". Czy nie można sobie po prostu pomarzyć? Tak więc puchar jest nasz, nie damy go nikomu przynajmniej przez najbliższy rok, pozostaje natomiast pytanie co z nim będzie dalej. O Polskę można być spokojnym praski turniej pokazał, że mamy rezerwy i lapidarnie rzecz ujmując "ogarniamy temat". Inni mają się jednak zdecydowanie gorzej. Szwedzi przy dwóch, trzech kontuzjach się nie liczą, Anglicy to obecnie , w co trudno uwierzyć , światowa trzecia liga, aż strach pomyśleć, co byłoby gdyby nie "naturalizowany" Tai Woffinden. Skoro przegrywają nawet z Łotwą... Tych ostatnich można oczywiście uznać za rewelację tegorocznej edycji, problem w tym, że to przecież tak naprawdę kadra klubu z zaplecza naszej ekstraligi. Fajnie, że jadą, tyle, że to efekt nie tyle ich klasy, co coraz bardziej miernego poziomu rywali. Stany Zjednoczone, potęga jeszcze w latach 90-tych dycha jeszcze dzięki "dziadkowi" Gregowi, jak mu się znudzi, spadną na samo dno światowej drabinki speedwaya. A Rosjanie, którzy mieli niepowtarzalną szansę na tytuł zaprzepaszczają ją z powodów wyłącznie merkantylnych, bo start w DPŚ im się nie opłaca. "Zmartwychwstały" ledwie dzień Praskim finale Emil Sajfutdinov, o którego absencję zrobił się podobno sponsorski problem w "sbornej", zdobył w kluczowym meczu polskiej ekstraligi w Lesznie komplet punktów. Najgorsze jest to, że kibice widzą to wszystko i coraz mniej jest chętnych, którzy chcą to kupować.
Tegoroczny Drużynowy Puchar Świata to kompletna klapa jeżeli chodzi frekwencje. Puste całe sektory w Częstochowie, mniej niż dawniej ludzi w Kings Lynn, nikłe zainteresowanie barażem i znacznie mniejsze niż oczekiwano finałem w Pradze, takie są realia. Jeżeli cztery w sumie turnieje w trzech krajach nie oglądało na stadionach w sumie nawet 15 tysięcy widzów, to jest to bardzo smutne i wypada mieć nadzieję, że organizatorzy zastanowią się co z tym fantem dalej zrobić, bo formuła chyba się wyczerpała. Cóż długonogie Monsterki z długimi włosami i pełnymi wargami to jednak za mało…
Robert Noga
Dzisiaj jest: Masz frajera to go duś, a jak zdechnie to go puść. pozdrawiam Czytaj całość