Przypomnijmy, że przed tygodniem, w wyścigu 11. spotkania Żurawi i gnieźnieńskich Orłów Grzegorz Walasek został wypchnięty pod bandę przez Mateja Zagara. Polak zahaczył o "dmuchawca" i przeleciał przez kierownicę, ale zdołał wystąpić w jednym z biegów nominowanych. Jak się okazało, w wyniku upadku żużlowiec rzeszowskiej drużyny doznał kompresyjnego złamania kręgosłupa. Lekarze zalecili zawodnikowi odpoczynek, ale "Greg" zdecydował się wystartować w wyjazdowym meczu PGE Marmy w Częstochowie.
W ostatniej gonitwie dla doświadczonego zawodnika zabrakło miejsca na pierwszym łuku. Grzegorz Walasek upadł na tor po efekcie domina i długo leżał na częstochowskiej nawierzchni. Po kilku minutach zdołał wstać o własnych siłach i wystąpić nawet w powtórce biegu. W drugiej odsłonie 15. gonitwy przyjechał jednak do mety za plecami rywali. Co powiedział po meczu?
- Tak samo było w Rzeszowie, tak samo jest dzisiaj. Muszę się zastanowić nad tym, czy nie zakończyć sezonu. Nie czuję się komfortowo psychicznie, ani nie czuję się zdrowo fizycznie. Wyjeżdżać do biegu i myśleć o tym, żeby nie upaść, to mija się z celem. Nie ma takiego luzu na motocyklu - powiedział na łamach nSport jeden z bohaterów niedzielnego spotkania w Częstochowie.
- Sam nie wiem czy ja dobrze robię, że jeżdżę, ale po dzisiejszym meczu chyba zakończę sezon, bo zaczyna być niebezpiecznie w moim przypadku - dodał na koniec Walasek.
Źródło: nSport