Paweł Kwiek: Leon, mecz z Unibaksem Toruń nie był spacerkiem. Udało się jednak wygrać różnicą dziesięciu punktów.
Leon Madsen: Drużyna z Torunia to jedna z ekip, która będzie walczyła o medale w play-off. Dla nich to spotkanie było bardzo dobrą okazją do przetestowania naszego toru. Doskonale wiedzieli, że awans do pierwszej czwórki mają zapewniony i mogli podejść do tego meczu z troszeczkę większym luzem niż my. Dla nas liczyła się tylko wygrana. Na szczęście okazaliśmy się lepsi i nie kończymy sezonu wcześniej.
Przed tym meczem było sporo nerwów. Głównie za sprawą oczekiwania na wynik z potyczki leszczyńsko-gorzowskiej.
- To prawda. Czekaliśmy na wynik z Leszna. Kiedy okazało się, że jest dla nas korzystny, troszeczkę odetchnęliśmy. Wiedzieliśmy, że wszystko jest już w naszych rękach. Po rozpoczęciu zawodów w Tarnowie, myśleliśmy już tylko o tym, aby zainkasować dwa duże punkty.
Zakończenie tegorocznego sezonu zasadniczego jest jak dobry thriller. Trzyma w napięciu do samego końca.
- Cały ten sezon jest niesamowity. Było chyba za dużo chętnych do play-off (śmiech). Tak poważnie, to także i nam wiele rzeczy nie wychodziło w tym roku. Prześladował nas duży pech w różnych kwestiach. Najważniejsze, że jedziemy dalej i zrobimy wszystko, aby zdobyć medal.
W Polsce prześcigano się w tworzeniu statystyk i symulacji wyników, które miałyby paść, aby dana ekipa trafiła do pierwszej czwórki. Punkt zadecydował o tym, że to Jaskółki pojadą w pierwszej czwórce.
- Przez cały sezon mówiłem, że uda nam się awansować do play-off. Wspominałem o tym nawet wtedy, kiedy wydawało się, że nadciągnęły nad nasz zespół czarne chmury w postaci porażek na wyjeździe. Rok temu powiedziałem, że w walce o złoto pokonamy każdego. Wielu się myliło, ja miałem rację (śmiech). Oby ta passa trwała.
Jaskółki trafiły na nie lada przeszkodę w postaci Stelmetu Falubaz Zielona Góra. Rywal jest do pokonania?
- Oczywiście postaramy się wygrać nadchodzącą batalię, która otworzyłaby nam drogę do finału ligi. Zawsze każdy zawodnik powtarza, że najbliższy mecz będzie ciężki. Po wynikach w tegorocznych rozgrywkach widać jak na dłoni, że to prawda. Nie można nikogo lekceważyć. Jeżeli chodzi o walkę z Falubazem, to już zupełnie inna sprawa. To są play-offy. One rządzą się swoimi prawami. Jeżeli w lidze można odrobić jeden mały stracony punkcik, to tutaj może zabraknąć na to czasu i możliwości. Zespół z Zielonej Góry jest poukładanym teamem. Takie drużyny chcą osiągnąć taki sam sukces jak my.
Co będzie więc kluczem do wygranej tego dwumeczu?
- Najprościej mówiąc, trzeba w ciągu tych dwóch dni trafić z dobrą dyspozycją całego zespołu. Niby to takie proste, a jednak nie zawsze wykonalne. Ważne będzie także to, aby podczas meczu w Tarnowie sprzyjał nam tor. Trzeba zrobić przewagę, którą ciężko będzie odrobić zielonogórzanom u siebie. Na przykład podczas meczu z Toruniem niektórzy z nas mieli trochę problemów na początku spotkania, aby się dopasować. Myślę, że teraz będzie już lepiej i jestem pozytywnie nastawiony do tej konfrontacji.
Widać, że w końcówce tego sezonu drużyna z Tarnowa może na ciebie liczyć. Twoje wyniki bardzo pomagają Jaskółkom.
- Dla mnie to jest ciężki rok. Moje perypetie zdrowotne mi nie pomagały. Ostatnio pokonałem w ciągu siedmiu dni dziesięć tysięcy kilometrów. To także musi wpływać na zdrowie. Czasami czuje się zmęczenie. Zwłaszcza kiedy wiele nocy spędza się w busie. Niekiedy rano czułem drgawki. Staram się jednak wszystko zwalczyć i pomóc Unii. To mój klub i chcę z nim wywalczyć kolejny sukces.
Pomimo wszystkich przeciwności losu widać, że nadal masz świetną więź z kibicami Jaskółek.
- Od czasu kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w Tarnowie zacząłem łapać tę więź z kibicami. Później, gdy startowałem coraz częściej to wzajemne zrozumienie było jeszcze większe. Dla mnie po wygranym wyścigu albo meczu wielką radością jest podjechanie do naszych fanów i wspólne dzielenie się emocjami. Na pierwszym łuku mamy najbardziej zagorzałych sympatyków. Trzeba będzie się tam przejść po finale (śmiech).
Kilkukrotnie wyrażałeś chęć pozostania w Tarnowie. Myślisz już o kolejnym sezonie?
- Od dawna to powtarzam. Priorytetem dla mnie są starty dla Jaskółek. Bardzo chciałbym tutaj zostać. To wspaniały klub i wspaniałe miejsce. Kiedy startowałem we Wrocławiu wszystko było super. Jednak między tymi miastami jest różnica. Tutaj czujesz się bardziej jak w domu. Wyszedłem sobie niedawno na rynek w Tarnowie. Ludzie do mnie podchodzili, klapali po plecach i mówili o żużlu. Tym się tutaj żyje, a ja chcę być tego częścią.
Ostatnio miałeś okazję zasmakować startów w Grand Prix. Złapałeś już tego bakcyla związanego z atmosferą która panuje podczas tych zawodów?
- Tak! Grand Prix, to coś co mi się podoba (śmiech). Chciałbym tam startować na stałe. Zobaczymy co się wydarzy. Kiedy otrzymam następną szansę na start w GP, to postaram się zrobić kolejny krok i awansować do finału. Teraz miałem okazję ścigać się na torach we Włoszech i Łotwie. Nie jeździłem na nich wcześniej w takich zawodach. To dobre doświadczenie na przyszłość.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Marta Półtorak, prezes PGE Marmy Rzeszów, po spadku z ekstraligi nie odbiera telefonów, ale wiemy, Czytaj całość