- Nie było i nie ma żadnego konfliktu trenera Czernickiego z naszymi liderami. Powiem więcej. Aż chciało się patrzyć, jak trener Czernicki współpracował z Zenonem Kasprzakiem w częstochowskim parkingu. Tak nie zachowują się ludzie, którzy są ze sobą skłóceni. Nie wiem dlaczego znowu ktoś rozsiewa plotki na ten temat. Wcześniej było jedynie drobne starcie na linii Piotr Pawlicki - Czesław Czernicki. W przypływie emocji padły pewne słowa, które paść nie powinny, jednak mieliśmy spotkanie z zainteresowanymi stronami i wszystko sobie wyjaśniliśmy - powiedział dla SportoweFakty.pl Ireneusz Igielski.
Unia po raz drugi z rzędu awansowała do finału Speedway Ekstraligi. Pokazała również, że potrafi odrobić stratę na własnym torze – jak miało miejsce w meczu z ZKŻ Zielona Góra, jak również obronić przewagę wywalczoną na własnym torze (mecz z Włókniarzem). Czy Unia czuje się mocna przed spotkaniem finałowym? - Na pewno trafiliśmy w finale na rywala, który nam odpowiada. Nie rozpatrujemy tego w ten sposób, czy czujemy się mocni, czy nie. Mieliśmy w trakcie sezonu plan, który został w całości zrealizowany. Najpierw zakładaliśmy spokojny awans do pierwszej szóstki. Później chodziło o wejście do finału. Teraz pozostaje nam się tylko skupić na najważniejszym meczu sezonu z Toruniem - dodał Igielski.
Jaka przewaga zdobywa w pierwszym spotkaniu finałowym będzie bezpieczna dla leszczynian? - Nie ma bezpiecznej przewagi. Przypomnę, że w zeszłym sezonie wygraliśmy siebie sześcioma punktami. W rewanżu mieliśmy dostać srogie lanie, a jak się skończyło wszyscy wiemy. Na pewno musimy spotkanie u siebie wygrać, a w Toruniu podobnie jak przed rokiem, walczyć również o zwycięstwo. To, że medale będziemy odbierać w Toruniu nie jest dla nas problemem. W zeszłym sezonie bardzo szybko wróciliśmy do Leszna, gdzie świętowaliśmy zdobycie medali. Tak samo może być w tym roku - wyjaśnił członek zarządu Unii.
Igielski zamieszanie wokół spotkania półfinałowego z Włókniarzem uważa za zbędne. Jego zdaniem, można było uniknąć nadmiaru poza sportowych emocji. - Jak na spokojnie oceniam całe zamieszanie, to wiadomo, że nikomu nie było ono potrzebne. Oczywiście, że częstochowianie dzwonili do nas z informacją jak wygląda pogoda w ich mieście. Również w godzinach porannych odebraliśmy telefon. Prawda jest jednak taka, że to sędzia podejmuje decyzje odnośnie przełożenia meczu. My postąpiliśmy tak, jak przewidywał to regulamin - zakończył Ireneusz Igielski.