Michał Wachowski: Remis na Łotwie to dla pana bardzo duże rozczarowanie? Wiedząc o osłabieniach rywali, drużyna jechała tam z myślą o zwycięstwie.
Zbigniew Fiałkowski: Jechaliśmy tam po zwycięstwo i można powiedzieć, że jego brak był pewnym zaskoczeniem. Niestety, taki jest sport, a w sporcie przewidywania czasem się nie sprawdzają. Tutaj w tym wypadku tak właśnie było i zdobyliśmy tylko jeden punkt. Można powiedzieć tylko i aż, bo przed rundą finałową każdy ten remis na Łotwie brałby w ciemno.
Czy gospodarze zaskoczyli was torem? Norbert Kościuch powiedział, że dosypano sporo nowej nawierzchni i to, co funkcjonowało ostatnim razem w Daugavpils, teraz nie zdawało egzaminu.
- Na pewno nie można mówić, że gospodarze nas tym torem niesamowicie zaskoczyli. Było zaskoczenie przez aurę pogodową. W sobotę w ogóle nie padało, w niedzielę rano trochę, a już o godzinie 13 czy 14 dosłownie tam lało. Mamy zawodników, którzy powinni rozpoznać ten tor, ale na początku go nie rozpoznali i poszli w zupełnie inną stronę. Fakt jest faktem, że Norbert może tak to komentować, bo w rundzie zasadniczej zrobił tam czternaście punktów, a teraz siedem. Pytanie tylko, czy był problem z silnikami, czy ze złym rozpoznaniem toru. Nie ma sensu dzisiaj wyciągać z tego konsekwencji. Trzeba po prostu jechać dalej. Mówiłem już dawno, że najważniejszy będzie nasz ostatni mecz w Gdańsku i prawdopodobnie tak się stanie. Ważne, że na Łotwie nie przegraliśmy, tylko zremisowaliśmy ten mecz.
Trener Robert Kempiński mówił, że nie chce nikogo za ten remis obwiniać. Chłodna analiza jest jednak potrzebna, by podobnych błędów nie popełnić w przyszłości.
- Oczywiście. Analiza tego spotkania była i prześledziliśmy dokładnie występy naszych zawodników. Każdy jakieś błędy popełnił, jeden w większym, drugi w mniejszym stopniu. W tym piętnastym biegu wyszliśmy na 5:1, no ale niestety Bogdanow się przewrócił i nie dowieźliśmy tego wyniku, bo przerwano bieg. Przeprowadziliśmy trzy czy cztery analizy, ale nie ma sensu o tym mówić. Trzeba po prostu błędy wyeliminować i jechać po zwycięstwa. Przypomnę, że mamy teraz dwa mecze u siebie, a potem arcyważne spotkanie w Gdańsku.
Czy drużyna będzie oglądać się na wyniki Wybrzeża? Gdańszczanie też pojadą na Łotwę i może tam, albo w innym spotkaniu, stracą jeszcze punkty. Sytuacja pańskiego zespołu byłaby wtedy łatwiejsza.
- Owszem, gdyby Gdańsk gdzieś potracił punkty, to byłoby nam na pewno łatwiej. My nie patrzymy jednak na to, że nasi rywale gdzieś zremisują czy przegrają. Wiemy po prostu, że jeśli Gdańsk tych punktów nie potraci, to ostatni mecz będzie decydował o tym, kto wchodzi do Ekstraligi. Oczywiście, tak jak powiedziałem, gdyby Gdańsk gdzieś zawiódł, byłoby nam łatwiej. Jeśli tak się stanie, to dobrze, a jeżeli nie, to będziemy musieli jechać na ostatni mecz mocno skoncentrowani. Przypomnę, że w tym roku w rundzie zasadniczej przegraliśmy z Wybrzeżem u siebie, natomiast w Gdańsku wygraliśmy. Możemy to powtórzyć.
Myślę, że duże słowa uznania należą się Oskarowi Fajferowi. Mimo wszystko rzadko się zdarza, by zawodnik jadący w roli gościa urastał do roli jednego z liderów zespołu.
- Właśnie po to braliśmy Oskara do składu, żeby ewentualne luki czy dziury uzupełniał. Jest to młody zawodnik, który rokuje bardzo duże nadzieje na przyszłość. Ma świetnego sponsora, jest dobrze wyszkolony technicznie, a poza tym jest dobrze przygotowany zarówno sprzętowo, jak i mentalnie. Biorąc go w roli gościa, właśnie o takim czymś myśleliśmy i to zagrało.
Wspomniał pan o dziurach w składzie. Martwić może postawa Łukasza Przedpełskiego, który w ostatnich dwóch meczach nie zdobył ani jednego punktu. Słabo na Łotwie zaprezentował się też Tomasz Chrzanowski.
- Rzeczywiście, w tej analizie, o której wspomniałem, te nazwiska na pewno się pojawiły. Nie jest to odpowiedni czas, by rozdzierać szaty i mówić, kto wystąpił źle. Tu trzeba pomóc zawodnikom. Mamy trzy arcyważne spotkania. Po niedzielnym meczu otrzymaliśmy ponadto telefon od Alesa Drymla, który powiedział, że jest już po pierwszych treningach i jeżeli wyrazimy zainteresowanie, to on może w każdej chwili wrócić do naszego składu. Celem całej drużyny jest to, by sobie pomagać, a nie wyszukiwać tego, kto był winny, a kto nie.
No tak, zawsze wygrywa i przegrywa cała drużyna. Nie ma sensu psuć atmosfery, krytykując poszczególnych zawodników.
- Atmosfera w klubie jest naprawdę dobra i zawodnicy sobie pomagają w sprawach sprzętu i jego ustawień. Trzeba pamiętać, że każdy jeździ na innych silnikach i każdemu co innego pasuje. Jeden jedzie na małych zębatkach, inny na większych, jeden ma bardziej sprężone silniki, inny ma mniej... Zamiast kogokolwiek obwiniać, trzeba trzymać za tych zawodników kciuki, żeby im w tych ostatnich meczach wyszło.
Jesteśmy w zasadzie na półmetku rywalizacji w rundzie finałowej I ligi. Czy jeśli chodzi o szanse na awans, jest pan większym optymistą, niż jeszcze kilka tygodni temu? Czy też nic nie uległo w tej sprawie zmianie?
- Od początku tego sezonu jako zarząd zakładaliśmy awans do Ekstraligi. Te szanse były jak dotąd jak równia pochyła: raz większe, a raz mniejsze. Gorsze nastroje mieliśmy po tym, jak przegraliśmy w Grudziądzu z Gdańskiem, ale lepsze w momencie, gdy z Wybrzeżem wygraliśmy na wyjeździe. Ta sinusoida wyniku idzie blisko tego, czego oczekujemy, ale nie pokazuje ani wejścia, ani spadku. Tak jak powiedziałem, szanse na awans nadal mamy. Ci zawodnicy, którzy w najbliższych meczach pojadą, muszą spełnić oczekiwania zarówno zarządu, ja i kibiców.
Można zatem założyć, że jeśli ta sinusoida, o której pan wspomniał, będzie szła w górę, awans będzie bardzo prawdopodobny.
- Tak, na to wszyscy liczymy.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!