Pomysł Piotra Szymańskiego, żeby na pozycjach juniorskich od 2015 roku startowali wychowankowie spotkał się z różnymi reakcjami. Nie brakowało zwolenników, którzy twierdzili, że dzięki temu polski żużel doczeka się kolejnych znakomitych zawodników, a kibice będą chętniej zasiadać na trybunach, by oglądać "swoich" żużlowców. Przeciwnicy zwracali uwagę, że takie regulacje rodzą wiele pytań. Żużlowcy, którzy nie mieszczą się do składów swoich drużyn, nie mogliby startować na zasadach gościa lub być wypożyczani do niższych klas rozgrywkowych. - Co stanie się jednak, kiedy będzie przymus jazdy wychowankami, a w klubie będzie pięciu czy sześciu zdolnych młodzieżowców? Jeździć będzie dwóch, reszta za braku możliwości startów będzie się uwsteczniać i trafi na sportowy śmietnik - mówił prezes Stali Gorzów Ireneusz Maciej Zmora. Wątpliwości ma również trener Marek Cieślak, który zastanawia się, jaka byłaby przyszłość utalentowanych młodzieżowców, którzy byliby wychowankami biedniejszych klubów z pierwszej lub drugiej i nie mogliby startować na pozycjach juniorskich w najlepszych zespołach w kraju, gdzie warunki do ponoszenia swoich umiejętności mieliby z całą pewnością znacznie lepsze. - Nie możemy robić z ludzi niewolników. Chłopak będzie utalentowany, zda licencję w biednym klubie i się z tego miejsca nie ruszy - uważa Cieślak, którego nie przekonuje, że taki zawodnik mógłby startować w lepszej lidze jako senior.
Tymczasem przewodniczący GKSŻ Piotr Szymański zwraca uwagę, że kluby ekstraligowe wcale nie wypożyczają zbyt wielu zawodników do I i II ligi. - Od wielu lat środowiska dziennikarskie i kibiców krytykują kwestie szkolenia w naszym kraju, domagając się od władz żużlowych prac i pomysłów w kierunku poprawy tego zjawiska. W sytuacji, w której pojawia się konkretna, odważna propozycja zmuszająca kluby do szkolenia, spotyka się z krytyką - niezbyt to logiczne. Środowisko kibiców wielokrotnie podkreślało, że polski żużel zrobił się w ostatnich latach zbyt kosmopolityczny, drużyny zmieniają składy niczym rękawiczki co nie sprzyja integracji środowiskowej i rozbija tradycyjna więzi kibica z zawodnikami. Ten pomysł miałby temu negatywnemu zjawisku przeciwdziałać - uważa Piotr Szymański.
Na uwagę zasługuje jednak fakt, że najlepsze kluby wprawdzie nie wypożyczają zbyt wielu swoich wychowanków do niższych lig, ale często młodzi jeźdźcy startują w innych zespołach na zasadach gościa. Przez to, szkolenie praktycznie nie istnieje w pierwszej i drugiej lidze, gdzie prezesi tłumaczą to względami finansowymi. Piotr Szymański uważa, że właśnie pod tym względem w polskim żużlu mamy do czynienia z odmienną tendencją niż w innych dyscyplinach, co stanowi poważny problem. Nie można więc wykluczyć, że jeśli proponowane przez GKSŻ zmiany wejdą w życie, część ośrodków będzie musiała mocniej zacisnąć pasa, żeby znaleźć środki na pracę z młodzieżą. - Warto zwrócić uwagę na jeszcze inny aspekt tej sprawy. W wielu popularnych dyscyplinach szkolenie, praca u podstaw leży w klubach młodzieżowych, małych, czasem wiejskich ośrodkach. Zawodnik wyszkolony, jeżeli okaże się wartościowy, trafia potem do lepszego, bogatszego klubu z wyższej klasy rozgrywkowej i pokonuje kolejne etapy kariery. U nas jest odwrotnie. Kilka najlepiej zorganizowanych, najlepszych klubów obsługuje wychowankami całą resztę. W każdej liczącej się dyscyplinie zwraca się uwagę na proces szkolenia. To jest warunek licencyjny. Chodzi o kompleksową przyszłość dyscypliny. W obecnej chwili systematyczne szkolenie zawodników prowadzi ledwie kilka ekstraligowych klubów. To nieporozumienie. Co będzie jeżeli i one przestaną szkolić? Kto zasili zespoły za kilka lat? Obowiązek szkolenia w każdym klubie powinien temu przeciwdziałać - podkreśla Piotr Szymański.
Przeciwnicy rozwiązania Piotra Szymańskiego zwracają również uwagę, że w polskim żużlu funkcjonują wystarczające mechanizmy mające na celu ochronę polskich juniorów. Jednym z nich jest obowiązek startu na pozycjach młodzieżowych Polaków. Ci, którzy bazują na wypożyczeniach juniorów z innych klubów lub korzystają z instytucji gościa, nie chcą słyszeć o tworzeniu szkółek żużlowych. - Nie przewiduję takiego rozwiązania, chyba że znajdzie się jakiś inwestor, który wyłoży pieniądze. Wtedy proszę bardzo. Jeśli ktoś myśli, że rodzina Skrzydlewskich wyłoży pieniądze na szkółkę, to informuję, że jest to niemożliwe - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Witold Skrzydlewski, główny sponsor pierwszoligowego Orła Łódź.
Poza tym, przeciwnicy przekonują, że sukcesy naszych reprezentantów na arenie międzynarodowej (zwłaszcza w IMŚJ) świadczą o tym, że ze szkoleniem w naszym kraju nie jest najgorzej i nie powinniśmy mieć obaw o przyszłość dyscypliny. - Uważam, ze jednym z czynników spadającej w ostatnim czasie popularności żużla jest między innymi fakt braku możliwości identyfikacji kibiców z miejscowymi zawodnikami, których w klubach brakuje. Proszę zauważyć, że np. w Krośnie największe zainteresowanie i największe sukcesy pojawiły się, kiedy klub ten wyszkolił grono własnych wychowanków, na których oparty był skład zespołu. Teza o tym, że szkolenie w Polsce jest prawidłowe i nie trzeba nic zmieniać, o czym świadczyć ma dominacja naszej młodzieży na arenie międzynarodowej w tym roku, jest błędna. Nasza dominacja wynika również w dużej części z przyczyn zewnętrznych, tj. kryzysu żużla w innych krajach. I to tez należy sobie powiedzieć - dodaje na zakończenie Szymański.
Piotr Szymański uważa, że ogłoszenie sondy w sprawie startów na pozycjach juniorów wychowanków było bardzo dobrym posunięciem, które otworzyło potrzebną w polskim sporcie żużlowym dyskusje. Czy pomysł przewodniczącego GKSŻ wejdzie w życie, przekonamy się pewnie w najbliższym czasie. Jego zwolennicy i przeciwnicy mają swoje argumenty. Które racje ostatecznie zwyciężą?