Stefan Smołka: Kadra w 1948 roku

Polska żużlowa reprezentacja swój pierwszy oficjalny mecz międzypaństwowy rozegrała w dniu 26 września 1948 roku na żużlowym torze stadionu SKRA w Warszawie. Mija właśnie 65 lat.

Stefan Smołka
Stefan Smołka

Kierownictwo odrodzonego po wojnie PZM podeszło do tego wydarzenia z podziwu godną starannością, zaplanowano m.in. specjalny obóz szkoleniowo-treningowy i całą serię sparingów. Miejscem zgrupowania najlepszych polskich motocyklistów preferujących żużlowe nawierzchnie miała być co naturalne Warszawa.

Mecz okrzyknięto hitem sezonu, kulminacyjnym wydarzeniem ”święta motocyklowego Polski". Okazało się jednak, że Warszawa niespodziewanie odwołała swoją gotowość zorganizowania obozu, z nie do końca jasnych przyczyn, nie rezygnując przy tym z organizacji samego meczu. Gorączkowe poszukiwania przyniosły zaskakujący rezultat. Wybór padł na Rybnik, skąd już przed II wojną światową szła fama o wciąż rosnącej popularności ”czarnego sportu”, a działacze śląskiego klubu żużlowego mieli opinię energicznych i ofiarnych.

W Rybniku szykowała się zmiana szyldu. RKM niebawem przemianowano na Budowlanych. Nowy prezes Jan Konstanty okazał się wielką osobowością na polu zawodowym i sportowym, ale stery klubu formalnie przejął dopiero po obozie naszej kadry i samym meczu Polska - CSRS, dokładnie w październiku 1948 roku.

Sama propozycja przyjazdu polskiej kadry została w Rybniku przyjęta z entuzjazmem, zaś sam zjazd najlepszych żużlowców polskich zorganizowany w dniach od 30 sierpnia do 12 września, okazał się wydarzeniem, miłym wspomnieniem na lata dla wszystkich jego uczestników i punktem odniesienia na przyszłość. Rybnik ofiarnością i gościnnością urósł w oczach ”świata”, zaczął znaczyć coś więcej na sportowej mapie Polski. Dziś można by powiedzieć znakomicie się wypromował. Podniósł ponadto wysoko poprzeczkę, gdy chodzi o organizację sportowych imprez. Potrafił na dodatek przez dalsze długie lata podtrzymywać w tym względzie piękne tradycje. Bodaj jako pierwszy szeroko o tym wydarzeniu napisał sławny red. Jerzy Szczygielski w swojej książce pod wiele mówiącym tytułem ”Rybnik żużlem stoi” (te słowa możemy śmiało przypominać i dedykować wszystkim kolejnym zmieniającym się ekipom samorządowców w Rybniku - od faktów historycznych uciec się bowiem nie da).

Dziś - widząc ujmujące gesty serdeczności wobec starych żużlowców i osób funkcyjnych odwiedzających stadion, widoczne choćby na trybunie głównej - serce rośnie. Szerokie jest grono ludzi ofiarnych i bezinteresownie zaangażowanych w działalność ŻKS ROW, zwłaszcza tych, którzy przez lata, naśladując śp. Andrzeja Skulskiego, trzymali prężny klub miniżużlowy Rybki, pomimo zaledwie symbolicznej pomocy ze strony władz samorządowych miasta. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, iż każda ekipa sterników klubu żużlowego pod względem podtrzymania tradycji gościnności miała swoje zasługi i wyraźnie tego obrazu jednak nie psuła.

Miejsce zakwaterowania dla żużlowców w 1948 roku było specyficzne, budzące zdziwienie, nawet w tamtych czasach trudnej rzeczywistości, kiedy to dużo mniej bulwersowało. Dla kilkudziesięciu osób sportowej ekipy nie było za bardzo miejsca w żadnym hotelu, bo prawdę mówiąc nawet ten największy wówczas w Rybniku, hotel Świerklaniec nieopodal Rynku, nie miał szans pomieścić aż takiej liczby gości, wyposażonych na dodatek w dość mało standardowy bagaż, wybrano więc… szpital psychiatryczny. Niewiarygodne to może być tylko dla kogoś z zewnątrz. Każdy kto choć trochę zna topografię Rybnika, łatwo zrozumie, iż nikomu ujmy to przynieść nie mogło, a wprost przeciwnie. Do dziś w Rybniku i okolicach krąży anegdota, iż najlepszą odpowiedzią na wyśmiewanie się z faktu, że: ”Wy tam macie szpital dla wariatów, he, he, he”, była prosta odpowiedź: ”No tak, mamy taki szpital, ale dzięki temu u nas wariaci są pod zamknięciem, a u was chodzą po ulicach i śmieją się z innych”.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×