Mateusz Kędzierski: Nie sądzisz, że ewentualna wygrana w Speedway European Championships będzie dla ciebie nagrodą pocieszenia w tym sezonie? Jak wiemy, nie masz już najmniejszych szans na złoty medal w cyklu Grand Prix, a to był twój główny cel na ten rok.
Nicki Pedersen: Zdecydowanie tak. Ale dobrze jest zakończyć sezon z jakimś trofeum. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie będzie mi łatwo o zwycięstwo, ale na pewno o nie powalczę. W ostatniej rundzie pojadę na swoim domowym torze, jednak wszyscy pozostali zawodnicy także chcą wygrać te zawody. Ewentualna wygrana była by dużym plusem na ten sezon. We wszystkich ligach jechałem w tym roku na wysokim poziomie. W Grand Prix były wzloty i upadki, ale mimo to, znajdowałem się w czołowej trójce cyklu aż do ostatniej rundy w Szwecji. Wiemy co musimy poprawić i powtarzam, że bardzo chcę wygrać Speedway European Championships.
W tym sezonie zmagałeś się z urazem ręki. Czy jest już z nią wszystko w porządku?
- Od momentu upadku moja ręka nie jest w pełni sprawna. Jej stan oceniłbym na 80 proc., ale nie chcę robić wymówek.
Pewnie dopiero w czasie przerwy zimowej uda ci się ją doprowadzić do pełnej formy.
- Na pewno tak. Już teraz dokładnie planuję jak wyleczyć rękę podczas przerwy. Ręka potrzebuje odpoczynku i zakończenia tego sezonu. Moje przygotowania do przyszłorocznych starów na pewno będą ciężkie, ale chcę je wykonać jak najlepiej. Mam w sobie jeszcze wiele energii i jestem przekonany, że po przerwie wrócę do ścigania dużo mocniejszy, niż w sezonie 2013.
Co sądzisz o poważnej kontuzji Tomasza Golloba podczas Grand Prix w Sztokholmie. Polak doznał urazu kręgosłupa oraz wstrząśnienia mózgu i musiał przedwcześnie zakończyć starty w tym roku.
- Doznanie wstrząśnienia mózgu w każdym wieku nie jest niczym dobrym. A złapanie takiej kontuzji w wieku ponad 40 lat jest już bardzo złe.
Co więcej, jest to jego drugie wstrząśnienie mózgu w przeciągu dwóch tygodni. Myślisz, że przez te poważne urazy Tomasz Gollob może zakończyć swoją karierę?
- Tak może się wydarzyć. Ten wypadek może skomplikować plany Tomasza. Dwa wstrząśnienia mózgu w tak krótkim czasie, to bardzo zła sytuacja. Miejmy nadzieję, że wróci on do ścigania. To zawodnik ze starej szkoły speedwaya. Za każdym razem gdy jego nazwisko widnieje na liście startowej jakichś zawodów, to pewne jest, że przysporzy on wielu emocji na torze. Kibice chcą przychodzić na zawody z jego udziałem. Jeśli musiałby zakończyć karierę, byłaby to wielka strata dla tego sportu. Tomasz jest silny i mocny mentalnie, stąd wierzę, że wróci. Myślę, że pod względem fizycznym wszystko będzie u niego OK., ale z wstrząśnieniami mózgu nigdy nie ma żartów i rehabilitacja może być po nich bardzo długa.
[nextpage]
W niedzielę byliśmy świadkami wielkiego skandalu w finale polskiej ligi. Unibax Toruń nie podjął rękawicy i ostatecznie żużlowcy tego klubu nie wystartowali w zawodach. Co sądzisz o całej tej sytuacji? Wielu obcokrajowców związanych ze środowiskiem żużlowym mówi, że takie rzeczy mogą się wydarzyć jedynie w Polsce.
- Tego typu sytuacje rzeczywiście mogą dziać się w Polsce. Ale w mojej opinii tak właśnie jest, ponieważ speedway w Polsce jest najbardziej popularny. Wszystko może się tutaj wydarzyć. W Polsce zawodnicy zarabiają najwięcej, a na stadiony przychodzi tysiące kibiców. Tą ligę żużlową porównałbym do piłkarskiej ligi w Hiszpanii. To są potężne rozgrywki. Staram się zrozumieć obie strony. Oczywiście Toruń nie był w stanie pojawić się na tym meczu w mocnym składzie, ponieważ ma kontuzjowanych dwóch czołowych zawodników. Doskonale zdawali sobie sprawę, że przegrają i nawet próbowali przełożyć to spotkanie. Rozumiem również Zieloną Górę, gdzie na stadionie czekał komplet kibiców i stacja telewizyjna, by obejrzeć zawody.
Uważasz, że zachowanie Unibaksu nie było fair?
- To nie było fair play dla obu klubów. Takie incydenty czasami mają miejsce. Toruński klub powinien był poradzić sobie ze swoimi problemami. Teraz łatwo jest patrzeć wstecz na to, co się stało. Oczywiście jest to wielka tragedia dla tego sporu. Miejmy nadzieję, że obie strony siądą do rozmów i wyjaśnią sobie wszystko.
Moje kolejne pytanie będzie dotyczyło twojej przyszłości w lidze polskiej. W ostatnim czasie, w zmaganiach I ligi, trzymałeś kciuki za swój były klub z Gdańska. Jak się okazało, uzyskali oni awans do Ekstraligi, a coraz głośniej mówi się o tym, że to właśnie ty masz wzmocnić ekipę znad Bałtyku na przyszły sezon.
- Bardzo lubię to miejsce, ale czy włodarze tego klubu mnie chcą, czy nie, tego nie wiem. Jak na razie nie otrzymałem od nich żadnej oferty. W zeszłym tygodniu wypożyczyłem tor w Gdańsku żeby potrenować. Nigdy nie zamykam za sobą drzwi, gdy odchodzę z danego klubu. Kilka lat jeździłem w jakimś klubie, później z niego odszedłem, ale po jakimś czasie znów podpisałem tam kontrakt. Taki jest biznes. Na tą chwilę nie mam od włodarzy z Gdańska żadnych ofert. Są też inne kluby, z którymi byłem związany w przeszłości, więc zobaczymy jak będzie. Drzwi dla klubów są cały czas otwarte i zobaczymy w jakiej drużynie znajdę się w przyszłym roku.
PGE Marma Rzeszów dość nieoczekiwanie spadła z ENEA Ekstraligi. Wielu rzeszowskich kibiców wini za to właśnie ciebie, ponieważ w pierwszej fazie rundy zasadniczej, gdy doznałeś kontuzji ręki, startowałeś w cyklu Grand Prix, ale na mecze ligowe byłeś niedysponowany.
- Kiedy ktoś spojrzy na to jako prawdziwy kibic i znawca żużla, to mnie zrozumie. Ja bardzo chciałem powrócić do ścigania w lidze. Kibice powinni zrozumieć też to, że pieniądze za Grand Prix dostaję już w marcu. W trakcie cyklu nie dostaję żadnych pieniędzy. Tak jak powiedziałem, otrzymuję pewną kwotę pieniędzy od sponsorów jeszcze przed startem cyklu, a to tak naprawdę prawie nic. Oczywiście chciałem rywalizować zarówno o mistrzostwo świata, jak i reprezentować swój klub w Polsce, gdzie mam płacone tygodniowo i dostaję pieniądze tylko wtedy, gdy punktuję. W tym roku z powodu kontuzji straciłem bardzo dużo pieniędzy. Jeździłem w Grand Prix i byłem w stałym kontakcie z Martą (Półtorak). Po każdej rundzie cyklu chciałem startować w meczu w niedzielę, ale jak wszyscy wiedzą, znów przytrafiały mi się upadki, a po nich moja ręka była trzykrotnie większa, bo aż tak puchła, stąd jazda w meczu była niemożliwa. Po jednym z Grand Prix przyjechałem nawet do Leszna i chciałem jechać, ale rano, gdy się obudziłem, moja ręka w ogóle nie funkcjonowała.
Łatwo jest więc kibicom mówić, że winią mnie za spadek, ale kontuzje są wpisane w ten sport! Po pierwsze, powinni winić Taia Woffindena za złamanie mi ręki (śmiech). Ja nie winię nikogo, bo taki jest speedway. Jeśli spojrzysz na wynik całej drużyny, to można stwierdzić, że to nie był team. Kilku zawodników zupełnie nie punktowało, mimo że nie byli kontuzjowani! Co więcej, zdobywali mniej punktów niż ich średnie biegowe. Nie chcę wymieniać tutaj nazwisk, bo każdy doskonale wie o kim mówię. Jeśli te chłopaki wykonaliby robotę, jaką mieli do zrobienia, to uważam, że pozostalibyśmy w lidze. Jeżeli klub z Rzeszowa startowałby w przyszłym roku w Ekstralidze, to przed startem sezonu chciałbym spotkać się z Martą i ustalić razem z nią kształt zespołu oraz sprawy organizacyjne. Marta zasługuje na medal. Tworzy rzeszowski żużel od 10 lat i nie udało jej się jeszcze wywalczyć medalu. Niedługo nadejdzie czas na stworzenie nowej drużyny i dobranie Marcie odpowiednich osób do zarządzania klubem.
Tu akurat zgadzam się z Nickim. Do tego dodałbym "i dobraniu odpowiednich zawodników którzy będą mieli ambicje i wolę walki a Czytaj całość