Mateusz Makuch: Jakiś czas temu rozmawiałem z prezesem Pawłem Mizgalskim i wówczas wydawało się, że reguły gry na przyszły sezon są jasne. Teraz ponownie wrócił temat KSM-u. Bardzo komplikuje wam to plany?
Łukasz Kowalski: Troszeczkę tak, bo trudno teraz rozmawiać o jakimś pomyśle na zespół, skoro nie wiemy, na jakich zasadach będziemy funkcjonować. Myślę, że w zasadzie wyjaśni się to bardzo szybko. Wszyscy, jako członkowie zarządów klubów, mamy świadomość, że musimy poznać te decyzję prędko, by móc budować drużyny. Jeżeli utrzymany zostanie KSM, to pole manewru stanie się zawężone i będzie trzeba trzymać się matematyki. Nie chcę odnosić się do tego, czy KSM jest dobrym, czy złym rozwiązaniem. Są argumenty za i przeciw, więc trudno zająć jednoznaczne stanowisko. Życie pokazuje, że w tym roku liga była bardzo wyrównana, ale nie wiem, czy było tak za sprawą KSM-u. Może to zasługa Komisarzy Toru, którzy nadzorowali prace i nikt nie kombinował. Wszystkie tory były bezpieczne, a jak było coś nieregulaminowego, to Komisarz dawał gospodarzom wytyczne. Być może to efekt tego, że z ligi spadły aż trzy zespoły i każdy zbudował taki skład, aby chociaż podjąć próbę zachowania ekstraligowego bytu. Wcale nie jest powiedziane, że czynnikiem, który zadecydował o atrakcyjności ligi był KSM. Przypomnę, że i w tym sezonie zdarzały się mecze do jednej bramki, jak np. spotkanie Unibaxu Toruń ze Startem Gniezno, czy nasz we Wrocławiu, gdzie zostaliśmy rozgromieni przez Betard Spartę. My jako Włókniarz opowiedzieliśmy się za tym, aby KSM pozostał, choć nasi zawodnicy zanotowali progres. Wzrosła średnia Artura Czai, Rune Holty, czy Grigorija Łaguty. Rafał Szombierski też nie będzie legitymował się KSM-em 2,50, tylko wyższym dlatego też jeśli KSM miałby pozostać to będziemy zmuszeni szukać zawodników pasujących do koncepcji naszego składu spełniających kryterium matematyczne.
KSM 2,50 będzie miał Mirosław Jabłoński.
- I w tym miejscu właśnie pojawia się możliwość składu z Mirkiem. Na początku słusznie zauważyłeś, że nie ma obecnie jasnego przekazu, czy KSM będzie, czy też nie. Wiadomości, które do nas docierają wskazują na to, że jednak KSM-u nie będzie i taki wariant jest też przez nas brany pod uwagę.
W takim razie po co to zamieszanie?
- Powiem tak: ogólnie kondycja sportu w Polsce jest zła. Całego. Kluby mają problemy. Nie tylko żużlowe, ale także siatkarskie, piłkarskie. Są może dwa, czy trzy, które nie mają kłopotów, a reszta od pierwszego do pierwszego pozyskuje środki. Jest recesja w kraju. Trudno pozyskać wielkiego sponsora. Spółki Skarbu Państwa wycofują się ze sponsorowania albo mają ograniczone możliwości. Generalnie tendencja w gospodarce jest taka, by ciąć koszty. Jeżeli w spółce pojawia się nowy menedżer, czy prezes, to zaczyna od działu marketingu, bo uważa, że jest mu to niepotrzebne. W każdej firmie tak jest, że poszukuje się oszczędności. Ostateczną decyzją jest zwolnienie ludzi, ale niestety często to się zdarza. Przez to też sport dostaje po głowie. Żużel jest sportem popularnym, w którym osiągamy sukcesy. Mimo to nie zyskujemy sponsorów. Na spotkaniu wspólników padają propozycje potencjalnych partnerów i kwoty, które są niezwykle małe w porównaniu do kosztów, które ponosi każdy klub, zwłaszcza wobec zawodników. I w tym miejscu otwiera się nowa droga. Rozmawialiśmy o tym, aby na tej płaszczyźnie koszty, mówiąc drastycznie, ciąć i wprowadzić pewne ograniczenia finansowe. Liga nie może funkcjonować tak, jak do tej pory, bo klubów zwyczajnie na to nie stać. Wszyscy musimy wprowadzić długofalowy plan naprawczy, żeby stopniowo ograniczyć żądania zawodników, które niekiedy są horrendalne. Czasem nawet nieadekwatne do poziomu prezentowanego przez danego żużlowca. Łatwiej pozyskać sponsora na gwiazdę, zawodnika rozpoznawalnego przez media, z sukcesami, niż kogoś z mniejszą pozycją. A często to właśnie ci drudzy żądania, które przedstawiają są szokujące.
A było rzeczywiście tak, że niektórzy zawodnicy wykorzystywali swój niski KSM, pasujący do składu drużyny i żądali większych pieniędzy?
- Nie będę ukrywać, że tak nie było. Klub staje się niewolnikiem takiego zawodnika. Dobrze przecież było mieć w składzie zawodnika z KSM-em 2,50, by móc dorzucić sobie do zespołu dwóch solidnych żużlowców z wysoką średnią. Wówczas ten zawodnik z niższym KSM-em jest uprzywilejowany w negocjacjach. Ogólnie kluby borykały się z problemami finansowymi już wcześniej. Zawsze to wypływa, gdy staramy się o licencje na kolejny sezon. Podnosi się larum, że przepłacamy itd. Tylko potem licencje zostają przyznane i znów zaczyna się ten sam cyrk. To od nas prezesów zależy, czy mówimy jednym głosem, czy ustalenia, które podejmiemy będziemy respektować, czy ktoś się będzie wyłamywać. Przyznam szczerze, że nie pomagają nam w tym media. Pewne rzeczy według mnie nie powinny być upubliczniane. Spotyka się ośmiu prezesów, osoba z PZM-otu oraz prezes i wiceprezes Ekstraligi. Sądzę, że te 11 osób jest w stanie się porozumieć i coś konkretnego ustalić. Nie musimy prowadzić dialogu przez media. Nie musi to wypływać na portale, do gazet, czy telewizji. Ciężko jest się dogadać w Sejmie, gdzie mamy 460 posłów i różne frakcje, różne pomysły na ten kraj. W naszym przypadku jest to raptem 11 osób i myślę, że jesteśmy w stanie siąść i jasno stwierdzić, że nie stać nas na płacenie takich kontraktów dla zawodników.
Ważnym czynnikiem wpływającym na kształt budżetu jest też zapewne frekwencja na stadionie.
- Dokładnie tak i nam jest bardzo miło, że jesteśmy rekordzistami pod względem frekwencji. Za 13,5 tysiąca prezes Witkowski nam gratulował. Myślę, że warto wspomnieć o tym, że kibice z Częstochowy tak licznie przybywali na nasz stadion. To jest dla klubu rzeczywiście silnik dość znaczny. Akurat pod tym względem to my jako Włókniarz możemy tylko dziękować naszym kibicom, że nas wspierali. Pomaga nam to w budowaniu marki. Włókniarz jest rozpoznawalnym klubem, o którym tak głośno , jak w tym sezonie, nie mówiło się od bardzo dawna. I to w pozytywnym tonie. Frekwencja na pewno nas buduje. Ten rok pokazał nam również, że w Częstochowie jest moda nie tyle na żużel, co na Włókniarz. Podejrzewam, że gdybyśmy jeździli co tydzień z Unibaksem Toruń, czy Falubazem Zielona Góra, to zawsze mielibyśmy komplet publiczności. Od strony organizacyjnej półfinału DPŚ otrzymywaliśmy same pochwały. Niestety frekwencja nie powaliła. To pokazuje, że w Częstochowie liczy się głównie Włókniarz i zmagania ligowe.
Wracając do pomysłów na regulamin obowiązujący na przyszły sezon. W kuluarach pojawił się pomysł ograniczeń finansowych, który miałby dotyczyć najwyższej możliwej sumy za podpis pod kontraktem i za punkt.
- Bodajże w marcu zawiązano grupę roboczą. Ta grupa za przedmiot swoich obrad ustaliła, że chce wypracować sobie takie stanowisko w zakresie ustalenia pewnych reguł finansowych na przyszły rok i lata. To jest bardzo dobre rozwiązanie, że jest to długofalowy proces. Skoro zawodnicy zostali przyzwyczajeni do pewnych dóbr to nie można im tego zabrać nagle. Jak będziemy ciąć koszta nagle, to pojawi się problem ze strony zawodników, będą protesty, bojkotowanie. Jest nam to niepotrzebne. Chcemy budować dialog z zawodnikami. Oni są najważniejsi, bo narażają zdrowie i życie, ale obecnie kondycja spółek żużlowych nie jest za ciekawa. Żużel stał się bardzo drogą zabawką. Zabawką kilku ludzi, którzy mają swoje pieniądze i je w niego inwestują. Często ci ludzie są niestety pozostawieni sami sobie i nie mogą liczyć na wsparcie ze strony innych podmiotów.
I trudno o to, by te pieniądze im się zwróciły.
- Ale to ogólnie pieniądze zainwestowane w sport w Polsce się nie zwracają. Jeżeli słyszę w Cafe Futbol od prezesa Legii Warszawa, że Legia generuje notoryczne straty to ja się pytam, który klub w Polsce ma przynosić zyski?! Legia, która ma potężnych partnerów biznesowych, jest klubem ze stolicy, gra w Lidze Europejskiej. Kolejny przykład to Bogusław Cupiał, który od wielu lat łoży pieniądze na Wisłę Kraków i cały czas jest pod kreską…
Pan Solorz wycofuje się ze Śląska Wrocław.
- To jest najlepszy przykład tego, co się obecnie dzieje. Taki człowiek wycofuje się, bo widzi, że jest to studnia bez dna. To jest sygnał dla prezesów klubów. Jest kilku biznesmenów, którym udało się odnieść sukces i wkładają pieniądze w sport. U nas we Włókniarzu całe szczęście jest Artur Sukiennik i firma KJG Company, którzy wspólnie ratują żużel. Szkoda, że nie ma więcej takich Sukienników we Włókniarzu. Gdyby ich było czterech, czy pięciu, to rzeczywiście można byłoby obrać jakąś strategię. Oni też podchodziliby do tego czysto hobbystycznie, przychodząc z rodzinami w niedzielę na mecz, dopingując zawodników i ich finansowo wspierając w ten sposób się realizując. Niestety tego nie ma. Przepraszam, ale tak się na dłuższą metę po prostu nie da. Ile jeszcze mamy się zarzynać? Artur Sukiennik jest nowy w tym środowisku, ale dostrzega, jakie są koszty. Byle jaki serwis kilka tysięcy złotych, nowy silnik ok. 30 tysięcy, coś innego 50 i tworzą się kilkuset tysięczne sumy. Samorządy nas wspierają, ale to jest jedynie niewielka część w skali całego budżetu. Naszą rolą jest promować ten sport. Fajnie, że Falubaz Zielona Góra z gadżetów generuje przychód rzędu miliona złotych. Niestety w wielu klubach ten marketing w ogóle nie funkcjonuje.
A jak wygląda to we Włókniarzu? W trakcie sezonu otworzyliście sklep klubowy w galerii handlowej.
- I jesteśmy bardzo zadowoleni z tego sklepu. Kibice już mają zakodowane, że tam jest nasz punkt. Kupują tam bilety na mecze, czy gadżety. To był strzał w dziesiątkę. Niebawem święta Bożego Narodzenia i liczymy na wzrost sprzedaży naszych gadżetów.
Zapewne przed świętami pojawią się ponownie karnety na sezon 2014, które często są wybierane na prezent.
- Dokładnie tak. Przy okazji karnetów trzeba jednak uważać. Musimy się bowiem dokładnie zastanowić nad cenami. Ustalając je, nie może być tak, że siądzie Kowalski z Mizgalskim i Sukiennikiem i według własnego widzi mi się wyznaczy ceny. Musimy wziąć pod uwagę szerokie spektrum sprawy. Należy pamiętać, że w Częstochowie ponad 20 procent ludzi jest bez pracy. Nie możemy zatem wyskoczyć z wygórowaną ceną, bo kibiców nie będzie na to stać. A dla pustych trybun nie ma sensu robić żużla. Wracając jeszcze do ograniczeń finansowych. Dobrze, że zaczęliśmy o tym rozmawiać. Podpisali się pod tym prezesi klubów powszechnie uważanych za bogate, jak np. prezes Unibaksu Toruń Mateusz Kurzawski. Z większymi, czy mniejszymi kłopotami borykają się wszystkie kluby.
Trudno uciec od tematu składu. Od listopada zaczyna się okres transferowy. W kontekście startów we Włókniarzu głównie przewija się nazwisko Grzegorza Walaska…
- Na chwilę obecną jesteśmy jeszcze w trakcie sezonu, bo w sobotę przed nami ważny dla nas mecz. Jakiekolwiek ruchy transferowe, zgodnie z obowiązującymi przepisami, możemy prowadzić od listopada. Wówczas będziemy podawać opinii publicznej szczegóły. Obecnie mogę powiedzieć tylko tyle.
Wspomniałeś o sobotnim meczu. Jak się generalnie zapatrujecie na pomysł Pucharu Fair-Play? W transmisji telewizyjnej padła ostatnio sugestia, że można w ten sposób przedłużać kibicom sezon.
- Nie jest to zły pomysł, ale nie wiem, czy nazywałbym go Pucharem Fair-Play. Może Puchar Polski? W piłce nożnej funkcjonują takie rozgrywki. W żużlu mogłyby w nim brać udział dwie najlepsze drużyny po rundzie zasadniczej. Wtedy taki Puchar Polski można ubrać Ministerstwo Sportu, telewizję publiczną, pozyskać na to środki i w ten sposób to pokazać. Puchar Fair-Play jest jakąś inicjatywą, która ma pokazać środowisku żużlowemu, że blamaż, który był za sprawą Unibaksu Toruń chcemy zmazać. Chcemy pokazać kibicom w całym kraju, że żużel może funkcjonować normalnie. Czy inicjatywa będzie kontynuowana? Może tak. Może trzeba to, jak już powiedziałem, przerzucić na wyższy szczebel.
Ostatnie moje pytanie dotyczy Emila Sajfutdinowa. Jak jego zdrowie? Jakie jest jego podejście do kontynuowania współpracy z Włókniarzem?
- Cały czas trwa jego rehabilitacja. Niedawno w Barcelonie odwiedzili go państwo Sukiennikowie. W tej chwili najważniejsze jest zdrowie zawodnika. Emil jest w dobrej kondycji psychicznej i to bardzo dobrze rokuje na przyszłość.
Kto nie wierzy to za jakiś czas się przekona :)