Największym osłabieniem siły rażenia była jednak strata do końca sezonu Chrisa Holdera. Jak się później okazało - o ironio - kraksa mistrza świata była punktem zwrotnym w tworzeniu mistrzowskiego składu.
Na pozycji Kangura powstała luka. Z racji wysokiego KSM Holdera włodarze Poole mieli spore pole do popisu w wyborze zmiennika za Chrisa. Pozostawało jedno pytanie: kto z czołówki światowej będzie chciał podjąć wyzwanie morderczych startów na Wyspach w końcówce sezonu. W międzyczasie w Polonii Bydgoszcz rozgrywał się dramat sportowy. Miejscowa Polonia staczała się do pierwszej ligi. Zdesperowany prezes Deresiński w ramach oszczędności podziękował liderowi bydgoszczan, Amerykaninowi Gregowi Hancockowi.
Hancock to zawodowiec. Został bez głównego źródła zarobkowania. Została mu tylko szwedzka Elitserien. - Chcąc utrzymać formę musiałem rozejrzeć się za nowym pracodawcą - mówi Herbie. Padło na Poole. Hancock z Wardem poprowadzili Piratów najpierw do fazy play-off, a później do triumfu w Grand Final, gdzie przeciwnikiem byli Birmingham Brummies. Drużyna z Midlandu była objawieniem ligi. Wyrównany skład, gdzie przodowała maksyma: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, zagwarantował pierwsze miejsce w tabeli. Przeciwieństwo ekipy Poole, która oparta jest na największych gwiazdach ligi. Jednak nie Ward i Hancock byli autorami sukcesu, a rebeliant z Somerset Josh Grajczonek. Oba kluby współpracują ze sobą bardzo blisko i wymieniają zawodników. Poole i Somerset leży geograficznie blisko siebie. Podczas środowej fety przy okazji turnieju Blue Riband był obecny szef rebeliantów nomen omen Mr. Hancock.
Finały bez magii, ale za to z Magicem
Dwa mecze finałowe nie przyniosły spodziewanych emocji. W pierwszym spotkaniu Poole po 21 punktowym zwycięstwie niemalże przesądziło sprawę tytułu. Brummies jednak wciąż wierzyli. Jak podawałem w zapowiedzi mimo sporych opadów deszczu, na kilka godzin przed pierwszym biegiem w Birmingham wyjechały brony na tor. Zbyt mocne zbronowanie toru nie było dobrym pomysłem. Zrobił się zbyt niebezpieczny. W trakcie zawodów powstawały spore koleiny. Ofiarą nierówności na drugim łuku padł Danny King.
- W Anglii tory są usypane z większej ilości glinki i cegły. Nie jest dobre zbyt głębokie bronowanie, bo ten tor tak szybko nie przeschnie jak w Polsce, gdzie nawierzchnie są sjenitowe - wyjaśniał mi Adam Skórnicki. - Tor był wymagający. Prawdopodobnie u nas w kraju na takiej nawierzchni nie pojechalibyśmy - stwierdził nowo kreowany mistrz Anglii, Maciek Janowski. - U nas tory są dłuższe i rozwijamy większe prędkości, dlatego tak przyczepna i pełna kolein nawierzchnia byłaby zbyt niebezpieczna - ocenił. - Cieszę się, ze jeżdżę w Poole. Wiem, że wielu zawodników marzy aby móc reprezentować ten klub. W tym roku poważniej potraktowałem obowiązki na Wyspach. Przywoziłem lepsze silniki. Mimo tego nie mogę powiedzieć, że zdobyłem Anglię. Jeszcze wiele nauki przede mną. Ktoś kto twierdzi, że ta liga jest prosta, to zapraszam. Szybko przekona się, że jest inaczej - ocenia Magic.
Mistrzostwo dla Poole. Drugie miejsce dla Brummies, które co roku pną się coraz wyżej w ligowej hierarchii. Nie sposób było jednak odczuć wrażenia, że wszyscy czują spory niedosyt. W zgodnej opinii kierownictwa klubu pierwszy mecz należało jechać u siebie. - Żużel to specyficzny sport. Inny niż piłka nożna. Tutaj jest szereg zabiegów taktycznych, które pozwalają bornic wypracowanej przewagi - rozpoczął nieco smutny Phil Morris. - Być może w tym roku jako debiutanci w finale przypłaciliśmy frycowe - ocenił Morris. - Wrócimy za rok jeszcze silniejsi. Żużel w Birmingham ma się dobrze. Nie grozi żaden kataklizm. Sytuacja finansowa jest dobra. Mamy solidnych sponsorów - zapewnia. - Średnio na naszym stadionie zasiada około 2 tysięcy ludzi. Na brytyjskie warunki nie jest to oczywiście zły wynik, ale mógłby być lepszy. Nad tym ciągle pracujemy - mówi Graham Drury. - Anglia powili wychodzi z kryzysu, ale w Birmingham jeszcze tego nie odczuwamy - dodaje Graham.
[nextpage]Celebracja w toalecie
Po oficjalnej celebracji mistrzostwa na płycie stadionu zawodnicy w Poole zamknęli się wspólnie w toalecie i długo z niej nie wychodzili. Taki żużlowy team spirit. Grupka kibiców wciąż czekała na swoich pupili. Najdłużej oczywiście na Grega Hancocka. Nazajutrz była wyborna okazja do fetowania siódmego tytułu w historii Poole. Na Wimborne Road odbył się tradycyjny turniej indywidualny Blue Riband. Przed zawodami zawodnicy odbyli rundę honorową na pickapie. Ze złotego składu zabrakło jedynie Josha Grajczonka, który w finałowych meczach jeździł w kevlarze po Adrianie Miedzińskim. Nie zabrakło przemówień i miłych gestów. Brylował jak zwykle Matt Ford, który do klubu trafił w 1999 roku i trzeba przyznać, że wśród brytyjskich promotorów nikt inny nie jest tak skuteczny jak Ford, który ma spore uznanie u kolegów po fachu. Dorobek Forda, to pięć tytułów Elite League i największe gwiazdy w składzie: Tony Rickardsson, Jason Crump, Leigh Adams, Mark Loram czy Gary Havelock. Ich oczywiście na Wimborne Road nie było, pojawili się za to Craig Boyce i Chris Holder. Obaj w asyście najbliższych rodzin. Boycey to prawdziwa legenda Poole. Były menago reprezentacji Kangurów zapewnie chętnie objąłby rolę wodzireja swoich ukochanych Piratów, z którymi zdobywał długo wyczekiwane mistrzostwo w 1994 roku, ale funkcja Neila Middlleditcha jest niepodważalna.
Główny skalp Blue Riband zgarnął Darcy Ward. Darky w ostatnim wyścigu walcząc z Krzyśkiem Kasprzakiem o zaledwie 3. pozycję zanotował pod bandą niegroźny upadek. Kontrowersyjne wykluczenie powędrowało do Polaka. Ściany jednak pomagają i sędzia oszczędził lokalnego gwiazdora. W powtórce Ward nie zmarnował okazji i zapewnił sobie zwycięstwo. Obok niego na podium stanęli Bjarne Pedersen i niezmordowany Greg Hancock. W niebo poleciały sztuczne ognie. Fajerwerki na jakże sympatyczny finał sezonu dla Poole były godne obrazu brytyjskiego żużla. Czyli ubogie i bez rozmachu. Taka też generalnie była atmosfera fety w Poole. Ale tak po prostu wygląda tutejszy żużel. Skromnie i oszczędnie. Po zawodach w klubowym barze odbyło spotkanie przy muzyce na żywo. Została garstka osób. W tym Bill Burridge. Miejscowy biznesmenem, który wspiera Pirates, a dokładnie Thomasa H. Jonassona. - Szwed to miły chłopak. Trochę za ostro szarżuje. Stąd wiele jego upadków, ale jestem z Thomasa zadowolony. Reklama w żużlu to żaden biznes. Robię to tylko dlatego, bo kocham speedway. Od małego dziecka pasjonuje się tym sportem. W sumie będzie 45 lat. Kiedyś w Poole przychodziło na stadion 10 tysięcy ludzi. Co wyniszczyło brytyjski żużel? Przepisy. Są zawiłe i ciągle się zmieniają. To działa jak w biznesie. Gdy masz jasną i czytelną umowę nie wracasz do tego, tylko zajmujesz się swoją robotą. Czym bardziej skomplikowana jest umowa szybko powstają kłótnie i konflikty. Tracimy wtedy czas i energię na rozwiązywanie problemów zamiast iść do przodu - twierdzi Bill i trudno mu nie przyznać racji. Poole to małe miasteczko, które żyje z turystyki. Żużel jest na najwyższym krajowym poziomie, a więc zainteresowanie żużlem w mieście powinno być zauważalne. - Ale tak nie jest - szybko ripostuje mi Ewa z Poznania. Młoda dziewczyna, która od trzech lat pracuje w barze w centrum mistrza. - Nijak nie odczuwam, że tutaj jest żużel. Nawet nie wiem w jakie dni odbywają się w Poole zawody - zapewnia.
[nextpage]Tradycyjna brytyjska jesień
Promotorzy i zawodnicy powoli myślą o przyszłym sezonie. Nie wiadomo jaki będzie format ligi, czy umowę przedłuży Sky. - Jeśli nie, to będzie mały problem - twierdzi Skóra. Już dochodzą wieści o problemach finansowych z niektórych ośrodków np. z Eastbourne. Seniorowi Dugardowi powoli kończą się pomysły jak dalej ciągnąc ten wózek, a w klubie nie widać świeżej krwi. Nikt nie chce pracować za darmo jak choćby manager Eagels, były miejscowy zawodnik, Trevor Geer. W Wolverhampton, Birmingham i w Poole deklarują, że na pewno wystartują. Co z pozostałymi? Najbliższe tygodnie wszystko wyjaśnią.
W Poole dla odmiany największy problem, to problem kadrowego bogactwa. Wiadomym jest, że ze względu na KSM na kolejny sezon nie mogą zostać wszyscy trzej liderzy: Holder, Ward i Hancock. - Zobaczymy jak to będzie. Jest za wcześnie by powiedzieć cokolwiek - mówią w klubie. Kurtuazja? Nikt bowiem nie wyobraża sobie, że skład mógłby opuścić jeden z Turbo Bliźniaków. Prędzej któryś z Australijczyków opuści ligę szwedzką niż pokład Piratów. Ward i Holder to miejscowe chłopaki. Tutaj mieszkają i mają swoich najbliższych. Holder żonę i dziecko. Ward śliczną brunetkę. Holder pomimo kontuzji z drużyną był przez cały cały czas. W środę już samodzielnie stawiał kroki i zapychał wózek. Rehabilitacja przebiega sprawnie i wszyscy w Poole z utęsknieniem oczekują powrotu Chrisa.
Październik tradycyjnie w Anglii na pełnych obrotach. Żużel można oglądać niemal codziennie. Drużyny jadą finały play-offów i pucharów. Odbywają się przeróżne turnieje indywidualne, które mają swoje rytuały. Walkę na szesnaście obrażeń, 15 metrów z tyłu na starcie w nagrodę za wygrany bieg i inne dziwadła bliżej nieznane polskim kibiców. Wisienką na torcie są sobotnie indywidualne mistrzostwa ligi brytyjskiej. Najbardziej prestiżowa brytyjska impreza organizowana od 1965 roku. Faworyci to Niels Kristian Iversen i Darcy Ward. Z tej i pozostałych imprez relacje wkrótce.
Gdzieś z brytyjskiego stadionu,
Grzegorz Drozd
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!