Michał Korościel: Sens regulaminów finansowych

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / WP SportoweFakty / Na zdjęciu: motocykl żużlowy
WP SportoweFakty / WP SportoweFakty / Na zdjęciu: motocykl żużlowy
zdjęcie autora artykułu

- Chwilowo pozwalam sobie wcielić się w rolę specjalisty i podpowiedzieć klubom jak oszukać, coraz wyraźniej majaczący na horyzoncie, regulamin finansowy - pisze w swoim felietonie Michał Korościel.

W Polsce jest tak, że zanim ustanowione zostanie nowe prawo to jest już grupa specjalistów która wie jak to prawo ominąć. Chwilowo pozwalam sobie wcielić się w rolę rzeczonego specjalisty i podpowiedzieć klubom jak oszukać, coraz wyraźniej majaczący na horyzoncie, regulamin finansowy. Jeżeli klub X pragnie zatrudnić, chcącego zarabiać 3 miliony złotych Pedersena, a regulamin pozwala mu zapłacić tylko milion, to klub X musi namówić Duńczyka do kupna kawalerki w Łowiczu za 50 tysięcy złotych, a później odkupić od Nickiego powyższą nieruchomość za 2 miliony złotych. Pedersen będzie zadowolony, klub osiągnie swój cel, a regulaminowym zawiłościom stanie się zadość, nie wspominając już o tym, że kawalerka w Łowiczu zawsze może się klubowi przydać. Taki jest mniej więcej sens wprowadzania finansowych limitów.

Ograniczanie możliwości szastania pieniędzmi przerabiali już nie tacy biznesmani jak Stępniewski z Witkowskim, od lat mówi o tym szef UEFA Michel Platini, który ma już nawet chytry plan. Jego idea, znana pod roboczym tytułem "Finansowe Fair Play", w dużym uproszczeniu polega na tym, że klub nie może wydawać więcej niż zarabia. Z pozoru wygląda pięknie, sprawiedliwie, jawi się wręcz jako złoty środek na chorobę rozrzutności, która od lat toczy europejski futbol. Tyle, że to tylko pozory, bo arabscy szejkowie, którzy trzęsą największymi klubami, zaśmiewają się do rozpuku, patrząc na zawziętość Platiniego. Można przecież sprzedać prawa do nazwy stadionu, za 500 milionów dolarów, firmie zaprzyjaźnionego wydobywcy ropy. Wydobywca oczywiście aż tyle nie zapłaci, ale przecież nie musi płacić tyle, ile zapisze na fakturze. UEFA wykazany zysk klubu będzie musiała zaakceptować, a sympatyczny skądinąd szejk, nadal będzie mógł dolarami tapetować wille swoich piłkarzy.

Finansowe regulaminy miałyby sens tylko przy założeniu, że klubami sportowymi dowodzą ludzie cnotliwi, pełni ideałów, krystalicznie czyści, dla których jazda bez pasów bezpieczeństwa jest przestępstwem, zasługującym na najwyższe potępienie. Takich jednak nie znajduje nawet wyszukiwarka Google. Dlatego niewiarygodnym wręcz marnowaniem czasu jest zastanawianie się nad konkretnymi paragrafami finansowego ogranicznika. Co to za różnica, czy ustalimy, że zawodnik za punkt może dostać 2 tysiące złotych, 3 czy 5, skoro to nie będzie miało najmniejszego zastosowania w praktyce. Prawie każda gospodyni domowa w Polsce rozumie, że nie może wydać więcej niż ma, a skoro kluby tego nie pojmują, to nauczyć je może nie regulamin finansowy, a tylko proces licencyjny. Jeżeli będzie wystarczająco bezwzględny i konsekwentny to zadłużonych po uszy pozbędziemy się w mgnieniu oka.

Sam regulamin pięknie wygląda tylko w teorii, a jeżeli chcecie wiedzieć, czym się różni teoria od praktyki, to zapytajcie 3 przypadkowo napotkane kobiety, czy oddałyby się za milion dolarów. Jeżeli odpowiedź będzie twierdząca, to w teorii spotkaliście 3 milionerki, a w praktyce 3 prostytutki.

Michał Korościel - Dziennikarz RADIA ZET i SportoweFakty.pl

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: