Niemal każdego roku uznaje się za objawienia pewnych zawodników. Mówi się także o przebudzeniu żużlowca, który wyraźnie obniżył loty w ciągu kilku poprzednich sezonów. Bywa również tak, że słabszy zawodnik, po doskonałym sezonie w nowej drużynie, zmienia barwy i znów prezentuje niższy poziom. W ostatnich latach podobna prawidłowość ma miejsce w Częstochowie. Zawodnicy miejscowego Włókniarza w szeregach tej drużyny notują poprawę wyników. W przeciągu kilku ostatnich sezonów były takie przypadki.
Lukas Dryml to jeden z największych talentów czeskiego speedwaya w ostatnich latach. Już jako junior był wartościowym zawodnikiem, co potwierdził w roku 2002, gdy został Indywidualnym Mistrzem Świata Juniorów. W tym samym sezonie, jak i rok później, był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Prezentował się bardzo dobrze, zajmując miejsca na podium w pojedynczych zawodach. Później dla Czecha nastały lata chude. Przełomowy wydawał się rok 2007. Wówczas trafił do Włókniarza, będąc początkowo na zapleczu zespołu. Miejsce w składzie wywalczył sobie, gdy słabe wyniki notował Antonio Lindbaeck. Dryml dość szybko stał się jednym z ulubieńców miejscowej publiczności. Był dosyć skuteczny, o czym mówi średnia biegowa na
poziomie 1,872, co jest dla niego najlepszym wynikiem jeśli chodzi o starty w Ekstralidze. Rok wcześniej w barwach Unii Tarnów zdobywał nieco ponad jeden punkt na wyścig. Na zakończenie sezonu awansował do cyklu Grand Prix poprzez eliminacje. Tym samym musiał opuścić Lwy, gdyż zespół planował wzmocnić się klasowym zawodnikiem, a obowiązywał limit uczestników GP. Rok później jeździł już w aspirującym do awansu pierwszoligowym Intarze Ostrów. Był to jeden z jego ostatnich przystanków w Polsce. Na naszych torach nie startuje już od trzech lat.
W sezonie 2009 Jonas Davidsson spisywał się znacznie poniżej oczekiwań. Mimo ważnego kontraktu po zakończeniu rozgrywek Szwed chciał zmienić otoczenie. O jego angaż silnie zabiegano właśnie w Częstochowie. Pomimo początkowych trudności Polonia Bydgoszcz zgodziła się wypożyczyć go. Podobno sam zawodnik tak bardzo chciał wstąpić w szeregi Lwów, że z własnej kieszeni wyłożył odpowiednią sumę bydgoskiemu klubowi. Posunięcie to okazało się strzałem w dziesiątkę. Davidsson zanotował niesamowitą zwyżkę formy. Jego średnia biegowa wzrosła z 1,100 do 1,714 punktu na wyścig. Był to drugi wynik we Włókniarzu. Mimo wielkiego zadowolenia usługami szweda, pogrążony w kłopotach finansowych klub z Częstochowy nie był w stanie zatrzymać go na następny sezon. Kolejne trzy sezony spędził w Stelmet Falubazie Zielona Góra. O ile pierwszy z nich był w miarę przyzwoity, o tyle w dwóch kolejnych Davidsson zdobywał ledwie punkt na wyścig.
Rok później lukę po wyżej omawianym postanowiono zapełnić innym Szwedem. I po raz kolejny trafiono w dziesiątkę. Tym razem był to Daniel Nermark, który wcześniej startował na torach pierwszoligowych. Na zapleczu radził sobie bardzo dobrze. Mimo wszystko dla wielu żużlowców różnica między tymi dwiema ligami jest nie do przejścia. Wielu asów I ligi w Ekstralidze po prostu sobie nie radzi. Ku zaskoczeniu wszystkich Nermark nie miał najmniejszych problemów z adaptacją w nowym środowisku. Z marszu stał się jednym z liderów Włókniarza oraz objawieniem rozgrywek. Biorąc pod uwagę fakt, iż jego kontrakt nie był wysoki, pojawiały się opinie, że jest to transfer roku. Pod Jasną Górą Szwed pozostał jeszcze przez rok. Swoją formę utrzymał, a nawet lekko się podniósł, zdobywając niemal dwa punkty w biegu. Po dwóch latach postanowił zmienić otoczenie i zasilił Stal Gorzów, w barwach której był już tylko cieniem siebie z dwóch poprzednich sezonów, przywożąc niemal pół "oczka" mniej na wyścig.
[nextpage]Dziś Grigorij Łaguta przez wielu przymierzany jest do światowej czołówki sportu żużlowego. Jako jeden z najlepszych zawodników ENEA Ekstraligi zapracował sobie na uznanie kibiców oraz szacunek przeciwników. Jednak jeszcze kilka lat temu był "tylko" pierwszoligowym asem. Jego pozycja uległa zmianie w momencie, gdy Lokomotiv Daugavpils zamienił na częstochowskiego Włókniarza. W pokonanym polu pozostawiał już nie zawodników zaplecza, a największe gwiazdy. Nie będąc stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix po zakończeniu sezonu 2011 stał się jednym z najbardziej łakomych kąsków na rynku transferowym. Mimo to postanowił pozostać w Częstochowie, gdzie startuje do dziś i będzie również w przyszłym roku. W Ekstralidze "Grisza" zaprezentował szerszemu gronu odbiorców nie tylko swoją skuteczność, ale i niesamowity styl jazdy, który zapiera dech w piersiach. Najwyższa klasa rozgrywkowa potrzebowała kogoś takiego jak on, a sam zawodnik musiał wreszcie zdecydować się na starty w niej.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Przed sezonem 2013 Rune Holta po raz trzeci związał się z Włókniarzem. Z racji, że jest zawodnikiem zaawansowanym wiekowo, wielu nie dawało mu szans na poprawę skuteczności. Poprzednie dwa lata to dla Norwega z polskim paszportem walka z bolącymi nadgarstkami. Odczuwalne skutki urazu były dla niego hamulcem, który stopniowo pogarszał jego rezultaty. Gdzie miałby się odbudować, jak nie tam gdzie osiągał największe sukcesy? I tak właśnie się stało. Rune Holta znów cieszył oko waleczną jazdą, co przekładało się na lepsze wyniki. Tym samym jego średnia biegowa urosła o jedną trzecią punktu. W sezonie 2012 jako zawodnik Falubazu średnio na wyścig przywoził 1,575 "oczka", a tegoroczny poziom to 1,838. Niedawno postanowił przedłużyć kontrakt z Włókniarzem, na mocy którego z lwem na piersi ma startować przez trzy kolejne sezony.