Damian Gapiński: Po zakończeniu sezonu pojawiły się informacje o zadłużeniu Startu Gniezno. Na ile szacowane jest obecnie zadłużenie?
Robert Łukasik: Na ten moment nasze zadłużenie szacowane jest na około dwa miliony złotych. Oczywiście nie jest to zadłużenie w całości przypadające na zawodników, ale również na inne podmioty współpracujące z klubem oraz ZUS i Urząd Skarbowy. Te ostatnie zobowiązania publiczno - prawne będziemy musieli spłacić jak najszybciej. Inne firmy współpracujące z nami, jak na przykład firma ochroniarska, zostaną spłacone w stu procentach. Jeżeli chodzi natomiast o zawodników, to złożyliśmy do sądu propozycję układową, która mamy nadzieję zostanie zaakceptowana. Od decyzji sądu będzie zależało, w ilu procentach zadłużenie względem zawodników zostanie zmniejszone.
Co w sytuacji, jeżeli zawodnicy nie zaakceptują tej propozycji?
- Jeżeli ta propozycja nie zostanie zaakceptowana przez wierzycieli, którymi w 99 procentach są zawodnicy, to nasza sytuacja będzie bardzo trudna, bo sąd będzie zmuszony do ogłoszenia upadłości. A wtedy zawodnicy nie otrzymają żadnych pieniędzy, bo klub nie będzie miał możliwości zarobkowania i spłacenia zobowiązań.
W jakim terminie przewidujecie spłatę zobowiązań klubu?
- Zaproponowaliśmy plan naprawczy, który zakłada spłatę zobowiązań w ciągu trzech lat. Nasze możliwości ocenilismy realnie, a nie wirtualnie. Poza tym musimy wziąć pod uwagę, że klub nadal musi funkcjonować. Nasze propozycje na kolejny sezon będą bardzo wnikliwie sprawdzane, bo będziemy mieli nadzorcę z sądu, który będzie nam patrzył na ręce.
Zadłużenie sięgające dwóch milionów złotych to wina przeszacowania możliwości finansowych klubu, czy efekt nie wywiązania się z umów części sponsorów?
- Planując budżet na miniony sezon, zakładaliśmy w nim realne przychody, czyli takie, które są najbardziej prawdopodobne. Podam może przykład. W 2012 wpływy z biletów wynosiły 1,8 miliona złotych. W 2013 1,1 mln. Już tutaj mamy różnicę rzędu 700 tysięcy złotych, a mogliśmy przecież zakładać, że w związku ze startami w Ekstralidze, ta kwota będzie na co najmniej takim samym poziomie. Do tego dochodzą drobni sponsorzy, którzy w minionym roku również mieli problemy finansowe i nie mogli wywiązać się ze swoich deklaracji. Na koniec sezonu ta dziura finansowa była bardzo duża. Mieliśmy również deklaracje ze strony większych sponsorów, ale po tym, jak drużynie nie udało się utrzymać w Ekstralidze, wycofali się ze swoich deklaracji.
Czy macie już przygotowaną koncepcję składu na najbliższy sezon?
- Koncepcji składu nie mamy, bo w pierwszej kolejności czekamy na decyzję sądu o upadłości układowej. Dopiero potem będziemy rozmawiali z kandydatami do jazdy w naszym zespole. Z kilkoma zawodnika takie rozmowy już przeprowadziliśmy. Uczciwie przedstawiliśmy im naszą sytuację finansową i mają teraz czas na zastanowienie i przemyślenie tego, o czym rozmawialiśmy. Co do składu na przyszły sezon, to założyliśmy realny budżet, który musi zakładać zarówno spłatę zobowiązań w stosunku do zawodników, którzy reprezentowali klub w minionym sezonie, jak również pieniądze na bieżące funkcjonowanie klubu. Etaty w klubie zostaną ograniczone do minimum do czasu, aż nasza sytuacja finansowa nie poprawi się. Co do zawodników, to chcemy skompletować taki skład, który po pierwsze będzie na miarę naszych możliwości finansowych, a po drugie zapewni nam utrzymanie się w I lidze. Nie spodziewałbym się wielkich nazwisk, bo na takie po prostu nas nie stać. Nie chcemy kontraktować nikogo na wyrost.
Czy zakładacie powrót wychowanków do klubu?
- Tak. Jestem po rozmowach z kilkoma wychowankami i będę chciał zrobić wszystko, aby jak najwięcej z nich wróciło do Gniezna. Ten sezon będzie polegał na tym, aby spłacić jak największą ilość zobowiązań i utrzymać się w lidze. Jeżeli uda się wywalczyć na torze coś więcej, to będzie dobrze.
Wyróżniającym się zawodnikiem w minionym sezonie był Oskar Fajfer. Propozycji dla niego zapewne nie brakuje. Czy pogodziliście się już z jego odejściem i czy zamierzacie zrezygnować z części ekwiwalentu za wyszkolenie (Start ma prawo zażądać 480 tysięcy złotych)?
- Nasza kasa jest pusta. Transfer Oskara na pewno pomógłby nam w pewien sposób ruszyć z miejsca. Ze względu na to, że kasa jest pusta, to nie możemy sobie pozwolić na jego odejście za małe pieniądze. Mamy też oczywiście w stosunku do Oskara pewne zadłużenie. Chcieliśmy to rozwiązać w dogodny dla obu stron sposób, ale ze względu na wniosek o ogłoszenie upadłości układowej, będziemy zmuszeni wszystkich zawodników spłacać w tym samym stopniu. Na pewno nie zgodzimy się na to, aby Oskar odszedł za darmo, bo na to nie możemy sobie pozwolić.
Jak do waszej obecnej sytuacji finansowej podchodzą władze miasta i dotychczasowy sponsor tytularny firma Lechma?
- Myślę, że zarówno sponsor, jak i władze miasta są z nami w tej ciężkiej sytuacji. Firma Lechma jest z nami i myślę, że pan Piasny będzie nas dalej wspierał, gdyż też jest przedsiębiorcą i doskonale rozumie, że w biznesie są wzloty i upadki. Co do miasta, to myślę, że władze nie pozwolą na upadek ikony tego miasta.
Czy jakieś deklaracje ze strony obu stron już padły?
- Takich deklaracji jeszcze nie było. Do tej pory skupialiśmy się bardziej na dojściu do porozumienia z zawodnikami. Nie chcieliśmy, aby czuli się oszukani i mieli wrażenie, że chcemy pozbyć się problemu. Dla nas punktem wyjścia jest informacja, czy upadłość układowa zostanie zaakceptowana. Dla nas pocieszające jest to, że już teraz firmy, które dotąd z nami współpracowały, deklarują chęć dalszej współpracy.
Sztab szkoleniowy i dotychczasowi współpracownicy klubu zachowają swoje stanowiska?
- Co do etatów w klubie, to tak jak wspomniałem będziemy musieli je ograniczyć. Jeżeli chodzi natomiast o sztab szkoleniowy i osoby najbliżej drużyny, to chcemy, aby nadal z nami współpracowały.
Kiedy można spodziewać się pańskiego wyboru na stanowisko prezesa klubu?
- Nie podjąłem jeszcze decyzji i mocno zastanawiam się w ogóle na tym, czy objąć stanowisko prezesa. Dotychczasowy prezes Arkadiusz Rusiecki zostawił w klubie wiele zdrowia, a w tej chwili po spadku jest przez wszystkich opluwany i wytykany palcem. Zastanawiam się mocno, czy jest sens, bo nikt nie jest w stanie docenić tego, ile wkładamy serca w to, żeby ten klub funkcjonował. Na ten moment jestem przewodniczącym Rady Nadzorczej.
Czy oprócz pana są jeszcze jakieś inne kandydatury na stanowisko prezesa?
- Dla nas to jest temat naprawdę drugorzędny. Najważniejsze jest dojście do porozumienia z wierzycielami, po drugie dogadanie się z zawodnikami w zakresie startów w przyszłym sezonie, a po trzecie, zapięcie budżetu na najbliższy rok.